006

401 27 13
                                    

Krótka notka ode mnie - Sveri, waszego cudownego autora tego Kavetham
Miał ten rozdział pojawić się w niedzielę, ale niestety wena jak szybko przyszła, tak szybko poszła, więc pojawia się on spóźniony trochę. Jest to kolejny jak zwykle rozdział, ale z małym specjałem na urodziny Kaveha, bo nie chce robić osobnego rozdziału na to wyskakującego z fabuły.
Also, polecam mnie zaobserwować, bo mam zamiar publikować informacje o publikacji rozdziałów na tablicy <333
I dzisiejszy rozdział wyjątkowo powiedzmy, że bardziej z perspektywy Alhaithama niż Kaveha.. :)

– Ty wiesz, że Kaveh nie lubi takich niespodzianek, prawda? – Usłyszał Alhaitham za sobą głos Tighnariego, który razem z Cyno pomagali mu wywieszać jakieś dekoracje w salonie.

– Wiem wiem. – Mruknął i spojrzał na swoich przyjaciół, chociaż ciężko było mu tak nazwać Cyno. – Powiedzmy, że robię to dlatego, że akurat są jego urodziny a on zajął się mną, gdy byłem chory.

Wzruszył ramionami i wrócił do swojego zajęcia, podczas gdy Cyno i Tighnari spojrzeli na siebie i sami westchnęli. Nawet oni widzieli co między ich przyjaciółmi ostatnio się dzieje, ale widocznie żaden nie chce się przyznać.

Alhaitham po rozłożeniu tego co miał, poszedł do kuchni i po wazon z kwiatami. A konkretniej to ulubione kwiaty Kaveha, Padisara.

– Aw, pamiętałeś, które kwiaty lubi.

– Ciężko nie pamiętać, gdy miał ich pełno u siebie w domu.

Była to połowicznie prawda. Minęło już wiele czasu odkąd mieszkają razem i nawet Kaveh nie do końca pamięta jak to było w jego domu. On chciał usunąć ten dom ze swojej pamięci, bo źle mu się kojarzył, ale Alhaitham ma pamięć do takich detali. Nawet jeśli źle się dogadują to zawsze pamięta jego ulubione jedzenie, kwiaty czy kolor.

Zawsze zachowuje się wobec innych egoistycznie, arogancko i chłodno, ale tak naprawdę dba o innych, zwłaszcza swoich przyjaciół.

Kaveh zrobił mały postój podczas swojego powrotu z pustyni do domu. Potrzebowali go pilnie, ale na szczęście nie dłużej niż na jeden dzień. Był już w drodze do domu, ale pustynia niestety to gorący teren dlatego szybko się wszyscy męczyli.

Wolałby zostać w swoje urodziny w domu, gdzie by nie umierał z gorąca. Jednak ludzie, którzy go ściągnęli na pustynie odwdzięczyli się dając mu kawałek domowego ciasta i życzeniami urodzinowymi. Było to coś miłego, bo nie spodziewał się że w domu by jakoś inaczej to spędził.

Pewnie kupiłby sobie kawałek jakiegoś ciasta z piekarni w Sumeru i tyle by było z urodzin.

A może jednak nie?

Trójka przyjaciół dokańczała już ostatnie szczegóły w domu, aż wszystko było gotowe. Prezentowało się ładnie. Skromnie, bo tak Kaveh lubi, ale ładnie. Głównym punktem programu było jedzenie zamówione w pobliskiej restauracji gdzie często bywają.

– Wiesz kiedy przyjeżdża? – Zapytał Cyno tym razem i spojrzał na Alhaithama.

– Niby niedługo ma być.

– Czyli po prostu czekamy na niego na razie. – Stwierdził Tighnari poszedł podjeść trochę ze stołu. Był już po prostu głodny.

Jedyne co zauważył po tym to karcący wzrok Kaveha i nutę dumy w oczach Cyno, że zrobił lekko na złość srebrnowłosemu.

– 'Haitham, wróciłem! – Krzyknął po wejściu do domu, obładowany swoimi torbami, więc nie zauważył tego co się działo w salonie.

Ściągnął swoje buty i wtedy zwrócił uwagę, że jest zbyt cicho, a Mehrak szybko zniknął z jego pola widzenia.

Sun and Moon || Kavetham (PRZENIESIONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz