W końcu nadszedł ten dzień. Moje osiemnaste urodziny. Odkąd pamiętam odliczałem do tego dnia. Nie mogłem się doczekać momentu w którym wyjdę z pokoju i oświadczę matce, że się wyprowadzam. Wstałem kompletnie nie wyspany. Takie sytuacje bardzo mnie stresowały i z tego powodu nie mogłem zasnąć. Całą noc siedziałem na łóżku i myślałem jak i co to będzie. Nie miałem żadnego ambitnego planu, wiedziałem tylko dlaczego chcę to zrobić.
Był to piękny i słoneczny dzień, który tylko wzbudzał we mnie emocje szczęścia i wolności. Dążenie do osiągnięcia pełnoletności od kilku lat, było dla mnie jak tlen bym mógł przeżyć. Już od kilku dni nie myślałem o niczym innym i byłem na to gotowy. Spakowany plecak czekała w szafie tylko by wziąć go w rękę i wyjechać. Nie mogłem dłużej tu żyć. To otoczenie i wszystkie powracające wspomnienia dusiły mnie. Pobudka była szybka, później zimny prysznic i w końcu nadszedł ten moment. Zszedłem na dół zastając moją matkę wraz jej nowym mężem migdalących się w jadalni. Był to jeden z głównych powodów dla których chciałem się wynieść.- Wyprowadzam się. – oświadczyłem szczęśliwie matce, której aksamitne niebieskie oczy jednocześnie ze zdziwienia i złości otworzyły się szeroko i z Henrego przeniosły wzrok na mnie. Chyba nie dowierzała temu co powiedziałem.
- Dokąd?! – odpowiedziała w końcu po chwili, a Henry musiał ją mocno przytrzymać by nie upadła na ziemie, sam rzucił mi dość mrożące spojrzenie. Doszedłem do wniosku, że sam tego nie wiem dokąd się wybieram. Będę tam gdzie mnie nogi poniosą. Faktem było, że mój plan nie do końca to przewidywał. Kiepsko było u mnie z kasą. Nie miałem zbyt wielu znajomych, a jak już miałem to dość szybko urywał się kontakt, ze względu na moje dość chłodne podejście do relacji. Nie miałem też obecnie dziewczyny, w sumie nigdy nie miałem. Nie wiedziałem gdzie się udam, ani czy w ogóle sobie poradzę. Jedyne o czym myślałem to o tym, żeby jak najszybciej opuścić mury tego domu.
- Corey'u Tremblay'u, słyszysz mnie? – zwróciła się do mnie matka, która nadal ledwo trzymała się o własnych siłach. Za to Henry wydawał się jakby tylko na to czekał. Jej komentarz kompletnie wybił mnie z rytmu tego o czym myślałem.
- Nie mam najmniejszego pojęcia. Wyprowadzam się, a to ostatni dzień kiedy mnie widzisz. Od dziś nie masz już syna. – z trudem wypowiedziałem ostatnie słowa, bo mimo że dokładnie tak myślałem jak powiedziałem, kiedy zobaczyłem jej łzy ciskające się po policzkach, coś mnie tknęło. Wiedziałem, że muszę postąpić ostro, bo inaczej nie byłoby możliwości by potraktowała mnie poważnie.
- Nie mów tak Corey, wiesz że cię kocham i to wszystko co się wydarzyło.. gdybym mogła zmieniłabym bieg wydarzeń, ale to nie było zależne tylko ode mnie. – odparła ze łzami w oczach.
- Chloe, nie warto. Jak chce to niech idzie, niewdzięcznik. – nagle odezwał się w końcu Henry, a we mnie aż się zagotowało. Z trudem powstrzymałem emocje by mu nie przyłożyć, ale w głowie miałem nadal to, że gdybym to zrobił, co z pewnością nie skończyło by się dobrze, moja matka musiałaby wychowywać ich jeszcze nienarodzone dziecko samotnie. Po tych słowach nie zwracając już na nich więcej uwagi odwróciłem się na pięcie i wyszedł z domu zostawiając klucze na komodzie. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, usłyszałem niewyobrażalny płacz. Z całkowicie poważną miną pomaszerowałem do swojego samochodu. Jak zwykle stał pod starym dębem. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę, która miała zmienić moje życie na zawsze.
Po niespełna godzinie nieprzerwanej jazdy, musiałem zatrzymać się na chwilę na stacji by załatwić potrzeby. Było to miejsce dość ponure. Każdy się na mnie dziwnie patrzył, przede wszystkim jakiś stary dziadek. Wszedłem na stację i załatwiłem co trzeba. Zahaczyłem jeszcze po jedzenie. Po chwili wróciłem do samochodu – a raczej miejsca w którym stał. Byłem mocno zdezorientowany. Zacząłem obracać się w koło w poszukiwaniu swojej fury. Nigdzie jej nie było. Kątem oka zauważyłem, że przygląda mi się nadal ten facet, którego widziałem wchodząc na stacje. W mojej głowie zaczęło roić się od scenariuszy. Z jednej strony mógł być zwykłym klientem stacji, a więc może coś widział. Z drugiej strony, mógł być złodziejem mojego wozu. Z dużą ostrożnością podszedłem do niego;
CZYTASZ
VINCITA!
RomanceŻycie z głową pełną problemów, których się nie rozumie, nie jest proste. Ten chłopak o tym bardzo dobrze wie. Kryzys przychodzi w momencie kiedy nie wiedząc dokąd zmierzamy, pakujemy się w jeszcze większe kłopoty. PREMIERA jeszcze w 2023r.!