23- Powrót

121 9 21
                                    

Następnego dnia, kiedy James się obudził Ethan był już w mieszkaniu, dlatego zaskoczyło go to bardzo. Przecież to jakieś osiem godzin trasy, a była dopiero dziesiąta! Czy Ethan zwariował?
- O! Dzień dobry, James. Jak się spało?- zapytał Luciusz, dostrzegając kontem oka zaspanego chłopaka.

Ethan natychmiast odwrócił głowę w drugą stronę, aby spojrzeć na brata.
- JAMES!- zawołał, jakby nie widział go przez przynajmniej rok.
- Mmm...Hej.- odpowiedział niepewnie, lekko unosząc rękę w geście powitania.
- Głodny? Mamy jeszcze jagodzianki.- zaproponował Luciusz- Ethanowi nie udało się zjeść wszystkich. Zostało trochę dla Ciebie.
- Mogę zjeść...- odpowiedział zaspanym głosem, przecierając oczy. Na prawdę był zmęczony. Do tego bardzo zdziwiony, że Ethan jest tak wcześnie. A może przyjechał już w nocy?
- To idź się najpierw ogarnąć, chyba, że pani Halina ma dostać zawału jak zobaczy młodzieńca w piżamie w świnki.- uśmiechnął się Luciusz.
- Co? Nie rozumiem...- zapytał Ethan.
- A To ja Ci nie mówiłem, że Anka to taka wredna dziewucha? Jak się przed nią biega podczas jedzenia to człowieka nie dogania. Do tego strasznie boi się matematyki.- wytłumaczył mu Lucek.
- Anka?- dopytywał Ethan.
- Anka nazwisko Kalorianka. To nie zauważyłeś takiej przy Jamesie? Trzeba ją zamknąć w komórce pod schodami i nie wypuszczać!
James zgodnie z poleceniem naciągnął na siebie dresy i gotowy był do walki z Anką. Odkąd zaczął porównywać ją do natrętnej dziewuchy była jakaś łatwiejsza. Jakąś dziewucha nie będzie mu mówić co on ma właściwie robić w swoim życiu. O nie!
- O! Proszę bardzo.- powiedział Luciusz podając mu tależyk z kilkoma rumianymi bułeczkami- Bierz i idziemy na spacer.- powiedział wstając i podpierając się o ścianę, aby dojść sprawnie do przedpokoju.
- Śniadanie w biegu? To zdro...- chciał zapytać Ethan, ale Luciusz go pocałował, tym samym go uciszając.
- Nie zadawaj zbędnych pytań.- pogroził mu palcem.

Dla Jamesa chodzenie po schodach i liczenie prostych działań podczas jedzenia było już rutyną. Dla Ethana było to jednak coś nowego, dlatego przypatrywał się z dziwną miną i zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- No to...Start!- zawołał Luciusz, a James jak z procy wystrzelił na schody.- Dwa razy osiem?
- Szesnaście!
- Osiem razy osiem!
- Sześćdziesiąt cztery!

Ethan patrzył na nich jak na idiotów. No, ale James pochłonął bułeczkę w trzy minuty co się raczej często nie zdarzało.
- Jak Ty to robisz, że on tyle je?- zapytał szeptem.
- Nie wpycham w niego na siłę i nie stoję jak nie wiem co i nie gadam ,,zjedź troszeczkę, zjedź". On sam chce jeść, ale z matematyką i schodami. Skoro tak chcę to niech tak je. Nikomu swoim zachowaniem nie szkodzi.

Ethan popatrzył na zbiegającego z góry brata z pustymi rękoma.
- Nie dogoniła?- zapytał Luciusz.
- Nie. Zostawiłem w tyle.
- Nie weszła przez ucho?- dopytywał.
- Wygoniłem!
- No to brawo żołnierzu.- uśmiechnął się, salutując w zabawny sposób.

W mieszkaniu rozmawiali jeszcze o mydle i powidle, kiedy nadszedł czas pożegnania. James strasznie go nie chciał, a z drugiej strony strasznie chciał. To było takie sprzeczne ze sobą. Ethan wziął jego torbę sportową na ramię, kiedy wychodzili. Pocałował Lucka na pożegnanie i chciał już wychodzić, kiedy mężczyzna dodał:
- Pamiętaj James o czym rozmawialiśmy, okej? Jak uciekać to tylko w bezpieczne miejsca i może sam poprosisz tych chłopów, aby Cię odwieźli. Po drugie...zamknij Ankę w szafie na kilkadziesiąt spustów i nie pozwól wyjść. Umrze z nudy.- puścił mu oczko.
- Dziękuję, wiesz? Tak bardzo, bardzo.- powiedział James, uśmiechając się do bladego, blądwłosego mężczyzny, który podpierał się kulami, aby stać w miarę prosto.
- Ja też młody. Chociaż nie było tu tak cicho... Ja też niebawem zbieram się do domu, bo tu to nie mieszkanie. Tu to miejsce wytchnieniowe. Muszę kupić sobie jakiegoś kota...- uśmiechnął się i pomachał im na pożegnanie.

SIÓDMY SYN- Odkryć SiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz