Życie nie jest usłane różami, chociaż wydawać by się czasem mogło, że płyniemy przez nie, rozkoszując się otumaniającym aromatem zwycięstwa i stąpając po płatkach sukcesów. Nie powinno to nikogo dziwić — od małego każdy człowiek słyszy o porażkach częściej, niż o sukcesach, jednak znów czułam, że lewitowałam gdzieś pomiędzy zrozumieniem, cierpliwością, a bezsensem i totalnym poczuciem bezradności.
Przekonałam się o tym dobitnie pierwszy raz, gdy przygotowywałam się do egzaminów końcowych. Harując jak dziki wół po godzinach spędzonych w szkole, tonęłam pośród sterty książek i testów. Ucząc się materiału nawet ponad program, byleby tylko mieć poczucie, że zrobiłam tyle, ile mogłam i na ile miałam możliwości. Pracując w pocie czoła, bo przyświecał mi jasno określony cel i konkretny plan.
Później również się przekonałam, że wybiegające daleko w przyszłość plany są nierzadko absolutnym zaprzeczeniem wszelkich realnych możliwości i oczekiwań. Stanowią nonsensowną koncepcję, która ma nam dać chwilowy spokój i poczucie, że mamy życie pod kontrolą. Czy rzeczywiście je mamy, kiedy nasze marzenia pękają w jednym momencie jak bańka mydlana, po której pozostaje przykry ślad niezrealizowanych założeń? Zawsze mnie zastanawiało, czy te pieczołowicie zaplanowane rutyny osób, które widzimy w internecie, są odwzorowaniem ich stylu życia. Czy naprawdę każdy ich dzień wygląda tak samo i jest zapisany w notesie zgodnie z ustalonym planem, który nie może się wyłamać poza ramy? Być może to ja nie pojmowałam tej koncepcji w słuszny sposób, ale czy tak będzie wyglądać reszta z tego, co mnie czeka? Co z tego, że planowana przeze mnie zgrabnie przyszłość ma się nijak do obecnego stanu rzeczy? Nie planowałam mojego rozstania z Pedrim, który przecież miał zostać w naszym miasteczku na dłużej. Zresztą, nikt nie planował jego wczesnego wyjazdu. Nie planowałam zamieszkania z nim po dłuższym czasie rozłąki. Nie planowałam tych wszystkich nieprzespanych nocy, zawodów, ani tym bardziej udanych spotkań czy cudownych wspomnień. W pewnych przypadkach, brak planu stał się planem samym w sobie.
Zdecydowanie nie planowałam również rozwoju wydarzeń, w toku których moja relacja z Pedrim zaczęła przypominać niezidentyfikowany twór, roztaczający dziwną aurę w całym mieszkaniu. Wydarzenia pamiętnego wieczora wciąż żyją we mnie i nie chcą dać chwili wytchnienia, dokładając do mojej i tak już słabej kondycji kolejne rozważania. Gdy już zaczęłam myśleć, że sytuacja kompletnie się uspokoiła, nasze rozmowy ograniczały się do zdawkowych wymian zdań i unikania dłuższych konfrontacji. Żeby było zabawniej, te konfrontacje tworzyły się same, przez nasze usilne próby omijania tamtego tematu. Kogo jak kogo, ale żeby okłamać siebie nawzajem, musieliśmy się porządnie wykazać. Nawet posiadając tę wiedzę, z jakiegoś powodu, żadnemu z nas nie przeszło przez myśl, aby wykorzystać lata przyjaźni do rozwiązania tak prostych niedogodności. Być może stres związany z początkiem studiów robił z mojego mózgu sieczkę, może to był skutek dostosowywania się do nowych realiów życia — fakty były takie, że niezmiernie cieszył mnie jutrzejszy powrót w odwiedziny do domu, bo oprócz spotkania się z bliskimi, chociaż w materii wydarzeń pomiędzy mną, a Pedrim, damy sobie chwilę na zaczerpnięcie oddechu i spojrzenia na sytuację z dystansu. Jeszcze kilka dni i dałabym sobie rękę uciąć, że zaczęłabym chodzić po ścianach z powodu wiszącego nad nami napięcia. Naprawdę szczerze wierzyłam w moc chwilowej zmiany otoczenia, który pomoże nam wrócić do Barcelony z nową energią i chociażby częściowo rozwiązanym problemem.
A przynajmniej taką miałam nadzieję.
~~~
Niechętnie otworzyłam oczy na dźwięk alarmu. Wiedziałam, żeby nie siedzieć wczoraj do tak późnych godzin, a skończyło się tak samo, jak w poprzednie wieczory, kiedy powtarzałam sobie dokładnie tę samą formułkę o wczesnym pójściu spać. Przecież za kilka godzin mieliśmy siedzieć wygodnie w samolocie, tymczasem ja postanowiłam utrudnić sobie względnie normalne funkcjonowanie. Już prędzej zobaczę fana Realu w Barcelonie, niż mój zegar biologiczny wróci do normy. Zgarnęłam z krzesła strój przygotowany poprzedniego wieczoru i powłóczyłam zaspanym krokiem w kierunku łazienki.
CZYTASZ
Gorzki smak słodyczy | Pedro González
FanficDwójka nierozłącznych w dzieciństwie przyjaciół - Maribel Cano i Pedro González - w wyniku wkroczenia w dorosłość, nie są ze sobą tak blisko, jak kiedyś. Jednak wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna dostaje pewną propozycję. Czy zamieszkanie pod j...