Śni o Śmierci i o jej kościstych, papierowych dłoniach. Szczególną uwagę zwraca na mozaikę fioletowych, niebieskich i zielonych żył, przez które przepływa krew. Śmieje się. Czy Śmierć nie powinna być martwa? Ta wydaje mu się żywa i ludzka do tego stopnia, że wyciąga w jej stronę rękę. Nie chce umierać, ale czy może, w tym momencie wybrać coś innego? I tak od niej nie ucieknie. Prędzej czy później go dopadnie, dlatego pozwala jej wejść, a Śmierć w jednej chwili lokuje się w jego sercu.
Dante otwiera gwałtownie oczy i bierze kilka głębokich wdechów. Następnie przykłada rękę do serca i oddycha z ulgą, czując jego bicie. Wie, że zachowuje się irracjonalnie, ale jego sen był tak realistyczny, jakby faktycznie w nim umarł.
Zaczyna rozglądać się po pomieszczeniu i z ulgą stwierdza, że znajduje się w swoim domu. Nie rozumie, dlaczego zasnął na twardym krześle i dlaczego zamiast poduszki ma pod sobą twardy, dębowy stół, ale nie liczy się dla niego nic innego jak świadomość, że to był tylko koszmar, z którego właśnie się wybudził.Mimo to nie czuje spokoju jak zwykle. Coś jest nie tak. Zapach krwi unosi się w powietrzu, sprawiając, że Dante ma ochotę zwymiotować. Nienawidzi tej metalicznej woni, a ta jest tak intensywna, świeża i podejrzanie znajoma, że zrywa się z miejsca. Podążając za zapachem z przerażeniem odkrywa jeszcze niewyschnięte ślady krwi na drewnianej podłodze. Zupełnie, jakby ktoś się po niej czołgał.
Ścieżka krwi prowadzi go za drzwi wejściowe. To dobrze. To coś ewidentnie sobie poszło i zostawiło go w spokoju. Mimo to nie może pozbyć się wrażenia, że za tymi drzwiami znajduje się coś, co będzie przyczyną jego problemów. I nie myli się.
W połowie schodów leży młody mężczyzna. Śnieg wokół niego zdążył zabarwić się na różowo, a ten który co przed chwilą spadł przykrywa chłopaka do takiego stopnia, że wygląda jakby był otulony kilkucentymetrową kołdrą.
Dante w jednej sekundzie przypomina sobie wydarzenia wczorajszego wieczoru i przeklina tak paskudnie, że każdy, kto go zna byłby w tym momencie zdziwiony znajomością tak wulgarnego słownictwa. Wypowiada kolejną wiązkę przekleństw, gdy okazuje się, że chłopak nie oddycha. Ile czasu spędził na mrozie? Krew na deskach nie wyglądała na starą, a wczoraj przecież zadbał o odpowiednie opatrunki. Nie ma opcji, żeby chłopak nie żył. Wygląda na to, że zemdlał z mrozu, wycieńczenia i otwarcia ran, ale których, tego już mężczyzna nie wie.
Strzepuje śnieg z jego ciała i tak samo jak wczoraj, chwyta go pod ramionami i ciągnie z powrotem do swojego domu. Musi na powrót oczyścić rany i założyć nowe opatrunki. Wypadałoby go też ubrać w coś ciepłego i zadbać o to by chłopak coś zjadł, jak już tylko się obudzi.
Czeka go bardzo dużo pracy, która nie wiadomo, czy dostanie doceniona. Może chłopak po prostu chciał umrzeć?
Może tak jak Dante śnił o bladej, chudej ręce, która wyciąga ku niemu swoje kościste palce?A więc dlaczego pojawił się pod jego domem? Na to pytanie Dante nie potrafi znaleźć odpowiedzi.
***
Gorączka, która pojawiła się nagle w nocy nie spada już kolejną dobę. Dante nie wie, co ma robić, bo wykorzystał każdą znaną mu technikę na zbicie temperatury. Niestety żadna z nich nie pomogła na tyle, by ustały dreszcze i chwilowe omdlenia poprzedzone majakami.Zlepek słów, które chłopak wypowiada przed utratami przytomności nie ma zupełnie sensu. Przypomina gaworzenie dziecka z tą różnicą, że słowa są trudniejsze i bardziej budzącą grozę, niż typowe słowa niemowlaka.
Nader często pojawia się „brudna krew" i „śmierć", i to, że chłopak musi iść, ale dokąd tego już nie wiadomo, bo mdleje po każdym zadanym pytaniu, dlatego mężczyzna odpuszcza dalsze pytania i z uwagą zaczyna przypatrywać się przybyłemu.
CZYTASZ
Tam, gdzie milczą owce
Romance" Czasem zaproszenie kogoś do swojego życia jest najgorszą możliwą opcją." Norwegia, rok 1998. Dante jest hodowcą owiec. Mieszkając na uboczu w górzystym lesie, jest całkowicie odseparowany od ludzi i irytującego go świata, więc gdy znajduje w lesie...