Hermiona przemierzała korytarz żwawym krokiem, praktycznie biegiem, mając nadzieję, że zdąży do łazienki na czas. Atak był całkiem nagły, jak gdyby jej żołądek w pewnym momencie po prostu odmówił posłuszeństwa.
Dopadła toaletę chyba w ostatnim momencie, pozbywając się śniadania, które dopiero co spożyła. Otarła usta grzbietem dłoni i przymknęła oczy, drugą dłonią spuszczając wodę w toalecie. Jeszcze tylko tego brakowało jej do szczęścia, jak gdyby nie miała wystarczająco dużo zmartwień na głowie. Wstała, podeszła do umywalki i dokładnie umyła ręce, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Miała załzawione, zaczerwienione oczy i bladą skórę oraz usta. Zdecydowanie nie wyglądała najkorzystniej.
Dziewczyna wyszła z łazienki, z zamiarem poprowadzenia ustalonych w planie zajęć z piątym rokiem, jednak mimo że ledwo co opuściła toaletę, znów zaczynało ją mdlić. Zatrucie pokarmowe? Odpadało, w Hogwarcie nie dało się zatruć jedzeniem. Może znów jakaś choroba? Postanowiła, że najlepszym wyjściem w tej sytuacji będzie udanie się do dyrektorki i poproszenie o dzień wolnego.
Zapukała delikatnie w drzwi gabinetu i gdy usłyszała ciche "proszę", nacisnęła klamkę i weszła do środka. W pomieszczeniu w zasadzie nic nie zmieniło się od czasów, kiedy dyrektorem był Albus Dumbledore, który postanowił przejść na należną emeryturę. Jako że żył i czuł się świetnie, wyraził zdecydowany sprzeciw w kwestii wieszania jego portretu za jego życia. "Takie spotkanie z samym sobą nie byłoby przyjemne. Powiesicie sobie obraz jak umrę." - powiedział. Portretu zatem nie stworzono i Hermionie przyglądały się tylko znajome już twarze poprzedników, którzy od dawna nie żyli. Do jej nozdrzy doszedł natomiast znajomy kwiecisty zapach - zapach, który od zawsze jednoznacznie kojarzył jej się z profesor McGonagall. Teraz wywołał u niej jednak tylko dodatkową falę mdłości. Hermiona zakryła usta dłonią i podeszła do biurka, przy którym siedziała pochłonięta pisaniem jakiegoś listu dyrektorka.
- Tak, Hermiono?- rzuciła znad pergaminu i spojrzała na dziewczynę. - Wszystko w porządku?
- Niestety nie, pani dyrektor - odparła. - Musiałam złapać jakąś infekcję, od samego rana mam mdłości i obawiam się, że nie dam rady poprowadzić dziś zajęć.
- Infekcję? - dyrektorka splotła dłonie i czujnie przyjrzała się dziewczynie. - Oczywiście, możesz wrócić do domu. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Z pewnością to nic poważnego, ale dziękuję za troskę. Mam nadzieję, że do jutra mi się poprawi.
- Możesz skorzystać z mojego kominka, jeśli chcesz. Tak będzie szybciej dostać się do domu.
Hermiona długo się nie zastanawiając, postanowiła skorzystać z propozycji i z pomocą proszku Fiuu teleportowała się do swojego mieszkania na obrzeżach Londynu. Ale wszystko po kolei.
Mieszkali razem z Draco w spokojnej dzielnicy, w sporym, dość bogato i gustownie urządzonym mieszkaniu. Choć Hermiona protestowała, chłopak użył - jej zdaniem - zbyt wielkich środków, urządzając miejsce bardzo nowocześnie, z wykorzystaniem wielu mugolskich sprzętów jak na przykład ekspres do kawy (za co była mu jednak niesamowicie wdzięczna). Hermiona pracowała jako nauczycielka Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie, jednak w drodze wyjątku profesor McGonagall zgodziła się, żeby Hermiona mieszkała poza szkołą. I tak oto co dzień rano teleportowała się na teren Hogwartu, a wieczorem wracała do domu, do miłości swojego życia. Od Bitwy o Hogwart minęło już pięć lat - pięć długich, trudnych, ale za to i pięknych lat, które spędzili razem. Choć ich związek był niesamowicie burzliwy i praktycznie nie było dnia, który obyłby się bez kłótni, Hermiona mogła z czystym sumieniem przyznać, że była szczęśliwa. Nawet przez sekundę nie żałowała swojej decyzji, czuła się kochana i bezpieczna, a dodatkowo robiła to, co sprawiało jej radość.
CZYTASZ
Tu i teraz ~ Dramione
FanfictionTurniej Trójmagiczny to nie lada wyzwanie w pojedynkę. Ale staje się jeszcze gorszy, jeśli dwójka największych wrogów musi współpracować, żeby wygrać. Ona- miła, mądra, inteligentna, nieczystej krwi czarownica. On- zimny, arogancki, nieczuły Śmierci...