♦️ V ♦️

221 26 5
                                    

— Fatui?!

Rozzłoszczona [T/I] stanęła na przeciwko magicznego rodzeństwa. Skrzyżowała ręce i zmarszczyła nerwowo brwi.

— Ufałam wam! Myślałam, że kiedy do was dołączę, nie będziemy mieli przed sobą tajemnic.

Dwójka magików stała z opuszczonymi głowami. Lyney ściskając swój cylinder w dłoniach w końcu przemówił:

— Przepraszamy... – W jego głosie była słyszalna nuta smutku i wstydu.

Jego siostra pozostawała w milczeniu. [T/I] wyraźnie zauważyła, że było im głupio. No... Chyba, że to kolejna magiczna sztuczka, która miała ją zmylić.

W jej głowie panował wielki mętlik. W każdym momencie mogli ją wykorzystać, a nawet mogła skończyć w najgorszy do przewidzenia sposób. Mając ich za najlepszych przyjaciół, ale też i magików w całym Teyvat, jej zaufanie i wszelkie nadzieje spadły poniżej zera.

— Nie chciałem, by to tak wyszło... – Mówił Lyney chcąc trochę uspokoić [T/I]. — Miałem ci wszystko powiedzieć w odpowiednim momencie, ale...

— Oszukaliście mnie. – Odwróciła się, a mówiąc to, jej głos był pełen rozczarowania.

Grobowa cisza, która zapanowała wokół nich zdawała się trwać wieczność.

Z każdą chwilą dziewczyna coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że wszelkie nadzieje i szanse na zdobycie odpowiednich funduszy na leczenie matki, diametralnie maleją.
Ścisnęła nerwowo pięści i rzuciła im rozczarowane, pełne zawodu spojrzenie.

— Może jeszcze powiecie, że wcale nie macie zamiaru mi płacić? – Zapytała próbując uspokoić samą siebie.

Magiczne rodzeństwo milczało. Lynette znów opuściła głowę, a jej brat podrapał się po głowie.

— To nie tak. – Rzekł. — Naprawdę chciałem Ci to wszystko wytłumaczyć, ale przyszła ona i wszystko...

— Sądzisz, że... Ci uwierzę?

Twarz magika zamarła, blask w oczach stopniowo zanikał, a ręce zaczęły drżeć.
Wydawało się, że chce coś powiedzieć, za każdym razem gdy zamykał i otwierał usta [T/I] patrzyła na niego z coraz większym zrezygnowaniem.

Więc to tak, kiedy ktoś na kim Ci zależy patrzy na ciebie w taki sposób.

— Lynette, odejdź proszę. – Odparł spoglądając na siostrę. Ta po chwili namysłu posłusznie kiwnęła głową i oddaliła się od brata i ich asystentki.

[T/I] badała uważnie postać magika po raz kolejny krzyżując nerwowo ręce.

— Chcesz mnie zabić? – Odparła ironicznie nie rozumiejąc co chce zrobić Lyney.

Jej oczy spotkały się z fiołkowym spojrzeniem chłopaka, w którym jeszcze jakiś czas temu pokładała swoje największe nadzieje.

Ściskając nerwowo swój czarny kapelusz, magik w końcu przemówił delikatnym, ale przygaszonym głosem.

— Nie chcę, żeby tak to się skończyło.

— Cóż, masz wiele możliwości. – Odparła dziewczyna myśląc nad poprzednim zdaniem, które do niego wypowiedziała.

— [T/I], nie chcę robić Ci krzywdy... Proszę, daj mi szansę. – Zmarszczył smutno brwi. — Wszystko Ci wyjaśnię... Ja... Wszystko odkręcę, nie pozwolę by coś ci się stało. – Urwał odwracając wzrok. — Nie mogę stracić twojego zaufania.

Wpatrując się w jego ponure, fioletowe tęczówki, zdała sobie sprawę, że jej całe ciało drży. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na słabość i ulec jego błaganiom. Mimo ogromnego żalu i rozpaczy, wymusiła na swojej bladej twarzy pogodny uśmiech.

Joker |Lyney ♥️ Reader|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz