Słońce powoli wznosiło się nad polanę, na której żyły koty Klanu Złotego Mniszka. Wiele z nich poszło już na patrol łowiecki, aby upolować jak najwięcej zwierzyny. Czosnkowy Świst właśnie starannie układał nowe zapasy ziół po feralnym pożarze, licząc każdy jeden liść jaki już miał. Był nad wyraz zdenerwowany nową sytuacją, do której każdy kot Klanu Mniszka musiał się przyzwyczaić. Niestety, niewiele roślin zostało na terenie klanu, patrole musiały więc dokładnie szukać razem z nim jakichkolwiek, chociaż najmniejszych kępek ziół leczniczych jakich potrzebował. Łapy trzęsły mu się ze strachu, ogon wlókł po ziemi, gdy gdziekolwiek szedł a oczy nadal miał szeroko otwarte, jakby szukał jeszcze oznak ognia na terenie klanu. Wiedział, że teraz czeka go najtrudniejszy moment. Nie dość, że wiele kotów miało zadrapania na swoich ciałach od ostrych gałęzi roślin, które zaczepiały ich futro gdy uciekali z płomieni, prawie wszystkim popękały poduszki łap. Wojownicy czuli coraz większy dyskomfort, kiedy chodzili, najmniejsze kamyczki sprawiały im ogromny ból. Tym wszystkim oczywiście miał zajmować się Czosnkowy Świst. Najgorsze było to, że brakowało dużej ilości szczawiu, który mógłby pomóc w tej chwili najbardziej. Nagle, przez wejście niegdyś uformowane z bluszczu i pnia drzewa wszedł mały, czarny kocur. Idąc, łamał łapami suche gałązki porozrzucane po całym legowisku. Medyk przestraszony niespodziewanym gościem czuł, jak sierść na plecach delikatnie mu się jeży. Powoli odwrócił głowę w stronę odwiedzającego, patrząc pytającym wzrokiem na jego pysk.
- O co chodzi Szpakowe Życzenie? Czy czegoś potrzebujesz? - miauknął niecierpliwie Czosnkowy Świst.
- Jak z zapasem ziół? Martwimy się o ciebie, nie wychodzisz stąd od przedwczorajszego patrolu. Ostatnio nic nie jadłeś - odpowiedział wojownik ze smutkiem w głosie.
- Masz rację, ale nie potrafię się z tym wszystkim pogodzić... Dodatkowo brakuje jednego z najprzydatniejszych w tej chwili ziół, skrzypu. Pomaga na zadrapania i popękane poduszki, z tego co wiem większość naszego klanu potrzebuje właśnie jego - odparł medyk z błyskiem żalu w oczach.
Przez dłuższą chwilę oba koty stały w milczeniu, wiedziały dokładnie, z jakimi trudnościami muszą się mierzyć. Czarny kocur po krótkiej chwili wyszedł, po czym przyniósł Czosnkowemu Świstowi dużą nornicę. Medyk od razu zaczął jeść, wygłodniały przez długi czas. Jego żebra zaczęły już powoli prześwitywać przez krótką sierść na ciele, a kości łap stały się bardziej wyczuwalne przy dotyku niż zwykle. Podniósł się na chwilę, aby skinieniem głowy podziękować Szpakowemu Życzeniu za miły gest. Nagle do głowy kocura napłynęła pewna myśl - może przecież porozmawiać z Klanem Gwiazdy o pożarze, dowiedzieć się więcej na temat tej "kary", czemu to właśnie na Klan Mniszka spadła. Osobiście nie podejrzewał żadnego członka klanu, wszyscy wydawali mu się dobrymi i uczynnymi kotami, może z kilkoma wyjątkami. Nawet te wyjątki nie były aż tak okropne, aby wpędzić wszystkich innych w teraźniejszą sytuację. Kocur położył się na piasku i zmrużył oczy, próbując skontaktować się z mitycznym klanem, jednak nic nie słyszał. Nie udało mu się nawiązać jakiegokolwiek kontaktu. Czy go specjalnie ignorują? Czy chcą aby sam się dowiedział dlaczego na jego klan zesłano klęskę? A może to było działanie niezamierzone przez Klan Gwiazdy? Może to przykry zbieg okoliczności? Kocura przytłaczały te wszystkie pytania, a cisza nie pomagała mu w uspokojeniu się. Otworzył szeroko oczy i podniósł głowę z ziemi.
- Muszę się dowiedzieć dlaczego... - pomyślał sobie. - to nie może być przypadek... nie wierzę w to.
Medyk wstał i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z legowiska. Po drodze zauważył, że w obozie właśnie trwa zebranie. Kunowa Gwiazda i Słoneczny Pył wyglądali na niezwykle smutnych, gdy wypowiadali następujące słowa:
- Przepraszam was wszystkich, wiem jakie to dla was trudne - ciągnęła liderka. - ale zgodzimy się wszyscy, że z naszego terenu nie zostało nic, co było przedtem, a szczególnie nie mniszki.
Zebrane koty zaczęły pomrukiwać między sobą, przyznając przywódczyni rację.
- Zmieniamy nazwę... - odezwał się w końcu rudy kocur. - Wiem, dla was może być to straszne, ale niestety wstępujemy w koszmarny etap rozwoju klanu, mimo tego musimy pokazać innym, że nawet to potrafimy przetrwać. Jesteśmy najwytrzymalszymi z kotów. Damy sobie radę, nawet jako Klan Spalonej Ziemi!
Przemowa ta najwyraźniej podniosła na duchu wojowników, zaczęli wiwatować Słonecznemu Pyłowi w pełnym dumie okrzyku. Tylko jednego kota to nie dotyczyło - Czosnkowego Świstu. Dokładnie wiedział, czego nie uniknie - rozmowy o Klanie Gwiazdy z innymi kotami. Nikt nie zapomniał o kłótni, która poniekąd podzieliła wszystkich - kto mógł zawinić? Medyk chciał się ukryć, zaszyć w jakimś suchym krzaku i przeczekać najgorsze.
Kolejne dni mijały tak samo - wojownicy polowali najwięcej, jak tylko zdołali, Czosnkowy Świst szukał i układał zioła, uczniowie trenowali do granic swoich możliwości. Inne klany dowiedziały się już o strasznym pożarze, który przeszedł przez terytorium Spalonego Klanu. Niektóre koty współczuły im sytuacji, w jakiej się znaleźli, ale nie brakowało również tych, którzy szydzili z nich. Młodsi wojownicy udawali, że powiększają terytorium o tereny tego klanu. Szaro-biały kocur próbował również każdej nocy porozmawiać z przodkami, ale przy każdej jednej okazji była tylko cisza. Żadnych przepowiedni, żadnych wizji, żadnych omenów czy jakichkolwiek wskazówek. Miał cichą nadzieję, że jego pobratyńcy zapomną o tym, kogo winą mógłby być taki stan rzeczy, lecz najwyraźniej ten temat był ciągnięty cały czas. Gdy tylko wychodził ze swojego legowiska, słyszał różne teorie wśród zakłopotanych kotów. Chciałby zostawić to już dawno za sobą, skupić się na pomocy innym jak zobowiązuje jego rola, lecz i jemu pytania nie dawały spokoju. Nie miał komu się wyżalić, zawsze był samotnikiem i jedyną osobą, której mógłby wszystko wyjaśnić, cały swój trud była jego siostra, Zawilcowy Szept. Niestety, kotka umarła podczas koszmarnego pożaru, poza nią nie miał przyjaciół. Nagle do legowiska medyka przybiegł niewielki, czarny kocur szybko oddychając. Medyk szybko go rozpoznał - to był Szpakowe Życzenie.
- Wiśniowa Skóra rodzi! - wydusił z siebie wojownik.
Czosnkowy Świt otworzył szeroko oczy z zaskoczenia i w pośpiechu zabrał ze sobą zioła, które mogłyby przydać się w razie potrzeby przy porodzie. Gdy znalazł się w żłobku, od razu starał się uspokoić karmicielkę, chociaż nie była bardzo zaniepokojona. Kotka wyglądała na szczęśliwą, mimo bólu który sprawiał jej poród. To był jej pierwszy miot, teraz żyła tylko nadzieją, że młode urodzą się zdrowe i silne na tyle, aby służyć klanowi, szczególnie w takiej potrzebie. W tym czasie wiele kotów jej pomagało, polowało specjalnie dla niej i troszczyło się o jej samopoczucie. W końcu na świat wyszło pierwsze kociątko - było ciemne, pręgowane, o złotych oczach. Medyk przysunął delikatnie młodego do siebie łapą i zaczął go wylizywać, aby go rozgrzać. Po chwili urodziło się kolejne młode - tym razem szylkretowe o zielonych oczach. Biało-szary kocur od razu rozkazał ojcowi kocięcia również pobudzić krew do krążenia w nim. Gdy kociaki zaczęły już powoli się ruszać, przysunął je z powrotem do matki, która na widok zdrowych, silnych młodych uśmiechnęła się mrużąc oczy. Po chwili Czosnkowy Świst złapał jakieś liście zębami i położył przed Wiśniową Skórą, sygnalizując, żeby je zjadła.
- To liście ogórecznika i tymianek - mruknął. - Pomogą ukoić ból brzucha, uspokoją ciebie i zwiększą wytwarzanie mleka.
Kocur siedział chwilkę przy niej w ciszy, patrząc jak spokojnie wygląda mimo bólu, przez który przed chwilą musiała przejść.
- Jeśli mogę spytać... - zatrzymał się na chwilę. - jak nazywają się kociaki?
Szylkretowa kotka popatrzyła na swoje młode, po czym znów spojrzała na niego.
- Ciemny kocurek to Szynszylek, ma długie, ciemne futerko, jest mniejszy od jego siostry. Według mnie pasuje do niego - miauknęła. - Jego siostra to Jabłuszko... jest okrągła, ma duże zielone oczy, przypominają mi zielone jabłka.
Medyk mimowolnie się uśmiechnął, chociaż na chwile zapomniał o wszystkim, co przedtem go trapiło. Kocięta wyglądały przeuroczo, widział, że pewnego dnia będą świetnymi wojownikami.
Kolejne księżyce mijały, Spalony Klan zaczął funkcjonować całkiem normalnie. Życie kotów ustabilizowało się, a młode Wiśniowej Skóry właśnie miały otrzymać swoich mentorów. Tym faktem ucieszony był również Czosnkowy Świst, który poniekąd zaprzyjaźnił się z kociętami i ich matką, opiekując się nią po jej porodzie. Dzisiaj był ten dzień, w którym minęło dokładnie sześć księżycy od narodzin małych, kocur chciał je odwiedzić jeszcze rankiem. Nagle zatrzymał go potężny wojownik, Borsuczy Skok, swoimi szeroko otwartymi oczami wpatrując się w niego. Po plecach medyka przeszedł dreszcz, bał się zapytać, o co mu chodzi.
- Dowiedziałeś się w końcu kto jest winny? - warknął wrogim tonem.
- Nie - pisnął Czosnkowy Świst.
Czuł, jak sierść jeży mu się ze strachu, już powoli zapomniał o teoriach szerzących się w całym klanie, na temat tego, kto sprowadził na niego pożar.
- Nie wierzę ci. Musisz wiedzieć. Klan Gwiazdy musiał powiedzieć ci kto jest sprawcą. - odpowiedział kocur ze stanowczością w głosie.
Medyk był zmieszany, wyglądał, jakby szukał wzrokiem ucieczki z tej sytuacji.
- Kto to był!? - krzyknął złowrogo kocur.
- Owsiany Ruczaj! - odpowiedział zakłopotany Czosnkowy Świst.
Wiedział dokładnie, że to nie on zawinił. Wojownik o złotym futrze nigdy nie zrobiłby czegoś, za co cały klan ucierpiałby. Przyszedł mu jako pierwszy na myśl, gdy pod presją miał wskazać kogoś odpowiedzialnego za płomienie, które zabrały życie wielu kotom. Był dość zimny i nie przepadał za szaro-białym kocurem, ale na pewno odznaczał się lojalnością wobec klanu. Czosnkowy Świst trochę denerwował się tym, co z tym faktem zrobi wojownik. Na jego szczęście Borsuczy Skok odszedł od niego i podreptał w kierunku swojego legowiska. Medykowi kamień spadł z serca. Nie sądził, że tak szybko wywinie się z tej stresującej sytuacji. Potrząsnął głową i podreptał w stronę żłobka, aby powitać Szynszylka i Jabłuszko, gotowych do ceremonii za kilka chwil. Oboje wyglądali na dumnych. Kocur tylko zastanawiał się, kto będzie ich uczył. Miał cichą nadzieję, że obu dostanie miłych, życzliwych wojowników, aby się nimi opiekowali. Na pewno nie kota takiego jak Borsuczy Skok. Na myśl o tym, że to on miałby z nimi trenować, po plecach Czosnkowego Świstu przeszedł dreszcz. Nie wiedział, jak dokładnie wygląda sytuacja z jego aktualnym uczniem, Jeżową Łapą, lecz sam wygląd i zachowanie kocura jakoś go odpychały. Wydawał się natrętny, niezbyt miły i bardzo zdeterminowany, aby dostać to, czego chce. Wzbudzał respekt wśród innych... może nawet strach.
- Niech wszystkie koty, które zdolne są do samodzielnego polowania na suchym terenie Klanu Spalonej Ziemi, zbiorą się pod Złotą Skałą na zebranie klanu! - przerwała mu jego przemyślenia wypowiedź liderki.
Wojownicy usiedli pod wielkim kamieniem i z ciekawością przyglądali się przywódczyni i młodym kotom, gotowym na zostanie uczniami. W powietrzu czuć było napięcie wywołane tą sytuacją - nowe pokolenie wkraczało w etap dorastania.
- Szynszylku, jesteś już z nami sześć księżyców. Od dziś, do dnia w którym otrzymasz imię wojownika, będziesz znany jako Szynszylowa Łapa. Twoim mentorem będzie Oszroniona Kropla, jeden z bardziej doświadczonych kotów w klanie. - kotka odwróciła wzrok od małego kocura i popatrzyła na szarego wojownika. - Mam nadzieję, że przekażesz Szynszylowej Łapie swoją całą wiedzę i umiejętności.
Kocur cicho potrząsnął głową i zetknął się nosami ze swoim nowym podopiecznym.
- Jabłuszko, ty również już możesz zostać uczennicą. Od dziś, do końca twojego szkolenia, będziesz nazywana Jabłkową Łapą. Twoim mentorem zostanie Kudłaty Pysk, silna, nieustraszona wojowniczka. Ona też nauczy cię, jak żyć w klanie, jak polować, jak walczyć. Mam nadzieję, że zostaniesz świetną łowczynią za jej sprawą - miauknęła przywódczyni.
Czosnkowy Świst wzruszył się na słowa Kunowej Gwiazdy, obserwując dumnie nowych uczniów Klanu Spalonej Ziemi. Oboje podeszli po zakończeniu zebrania do kocura i szczęśliwym wzrokiem popatrzyli na niego.
- Jestem tak szczęśliwy ostatnio... głownie dzięki wam - mruknął cicho. - Nie jestem nawet z wami spokrewniony, a czuję, jakby moje własne dzieci dostały właśnie mentorów.
Po kilku dniach kocur zauważył, że nieustanne rozmowy o zdrajcy klanu zaczynają nabierać wyjątkowo agresywnego tonu. Z początku nie bardzo się im przysłuchiwał, miał już ich od dawna dość. Coś jednak było w nich specjalnego - wojownicy wymieniali pewnego kocura cały czas przy tych plotkach. Nagle coś dodarło do Czosnkowego Świstu - czy Borsuczy Skok powiedział wszystkim o kłamstwie medyka? Na to wyglądało. Kot już prawie zapomniał o nieprzyjemnej rozmowie, ale nagle znowu zaczął się stresować. Owsiany Ruczaj był na ustach wszystkich, na pewno nie omawiany w kontekście godnego wojownika zachowania. Tego nigdy przecież nie chciałem! Co narobiłem? - myślał o sobie. Niby kocur już dawno zmarł w pożarze, ale coś było nie tak. Muszą być za jego kłamstwem jakieś konsekwencje... prawda? Dodatkowo, dzieci Wiśniowej Skóry, a szczególnie Szynszylowa Łapa już zaczął mieć problemy. Oszroniona Kropla okazał się fatalnym mentorem - z tego co słyszał od młodego ucznia. Pewnie wyjątkowo nie lubił buntowniczości młodego kocurka. Już wiele razy musiał sprzątać legowisko starszych, dodatkowo szary wojownik groził, że nie pójdzie na zebranie klanów przy Skrzyżowanych Rzekach. Przykro było patrzeć na Szynszylową Łapę, gdy cały czas otrzymywał reprymendy od mentora. Medyk postanowił się przespać, nie chciał myśleć o rzeczach, które go denerwują czy smucą. Chciał tylko spokoju w swoim życiu, aby móc się w pełni skupić na swoim fachu. Na początku całej sytuacji z pożarem zapominał o nazwach i sposobach używania niektórych ziół, co w pracy medyka nie jest czymś szczególnie dobrym. Och, jakby teraz pragnął porozmawiać ze swoją siostrą, wygadać się jej o wszystkim co go trapi. Teraz jego jedynymi przyjaciółmi byli Szynszylowa Łapa i Jabłkowa Łapa. Kocur dość szybko zasnął, i tak był już zmęczony pod koniec długiego, ciężkiego dnia. Musiał uleczyć dziś wiele, wiele kotów, znów urodziła się swoista epidemia popękanych poduszek. Ta przypadłość chyba nigdy nie da mu spokoju. Nagle, głęboko w śnie zauważył przed sobą coś na podstawie terenu Klanu Spalonej Ziemi. Kocur zdziwił się, wiedział, że prawdopodobnie jest to jakaś wizja, przepowiednia od Klanu Gwiazdy. Czy to możliwe? Czy w końcu powiedzą mu o winowajcy pożaru? Medyk w śnie cicho rozglądał się po polanie, szukając jakiegokolwiek znaku. Nagle w oddali mignął mu ognistorudy ogon. Czosnkowy Świst szybko pobiegł w jego stronę, nie zatrzymując się chociaż na chwilę. Tajemniczy kot jakby go posłuchał, usiadł spokojnie i czekał.
- Czy przyszedłeś powiedzieć mi coś na temat płomieni, które dotknęły nasz klan? - spytał.
Rudy kocur milczał. Medyk zestresował się, tak długo po pożarze nadal nic o nim nie wiedział.
- No dobrze, co dokładnie chcesz mi przekazać? - mruknął cicho.
Na to wojownik zmrużył oczy i cicho patrzył na Czosnkowy Świst. Po chwili łbem wskazał pewne drzewo w oddali, na pozór nic nie znaczące. Medyk odwrócił głowę w stronę rośliny i bacznie obserwował, co się z nią dzieje. Na niej nagle wyrósł pewien owoc - okrągły i czerwony. Kocur podszedł do jabłoni, uważnie stąpając. Co może znaczyć ta przepowiednia? - myślał. Nagle owoc spadł i poturlał się w stronę obozu klanu. Czosnkowy Świst pobiegł więc w jego kierunku, aż nagle wylądował w legowisku medyka. Razem z nim na miejsce przybył również tajemniczy kocur, siadając przy owocu. Blask księżyca właśnie wyłonił się z ciemnych, nocnych chmur, i padł prosto na jabłko, a później na samego medyka. Kocur podniósł głowę i popatrzył w oczy rudego członka Klanu Gwiazdy. Dokładnie wiedział, co znaczyła ta przepowiednia.
- Jabłkowa Łapa ma zostać moją uczennicą, prawda? - cicho mruknął.
Nagle jednak sen urwał się w połowie, a kocur obudził się otoczony przez promienie słońca. Powoli wstał, otrząsając się z pyłu. Obejrzał się po legowisku, po czym postanowił podreptać do liderki. Musi powiedzieć jej o przepowiedni. Medyk ruszył przez tunel pod Złotą Skałą i usiadł przed leżącą spokojnie Kunową Gwiazdą. Przywódczyni była dość zdziwiona odwiedzinami, nie często Czosnkowy Świst do niej przychodził.
- Kunowa Gwiazdo... otrzymałem przepowiednię od Klanu Gwiazdy - mruknął cicho.
- Przepowiednię? Kolejną o pożarze? - kotka podniosła się zaskoczona.
- Niestety nie - odpowiedział kocur. - to o Jabłkowej Łapie. Klan Gwiazdy jasno zaznaczył, że powinna szkolić się jako moja uczennica.
Liderka przysiadła na chwilę i myślała o tym, co przed chwilą powiedział jej Czosnkowy Świst.
- Dobrze. Powiedz jej o tym - wymruczała w końcu.
Po tym medyk podreptał cicho w stronę wyjścia. Wychodząc na polanę, nagle zamarł. Jego nogi zesztywniały, sierść na karku zjeżyła się, uszy położyły do tyłu. Kremowa kotka, która niedawno stała się wojowniczką Klanu Spalonej Ziemi trzęsła się ze strachu pod łapami Borsuczego Skoku. Widocznie ten przyszpilił ją właśnie do ziemi swoim wielkim, silnym ciałem. Przeszywający wzrok ciemnego kocura wbił się właśnie w Czosnkowy Świst, sprawiając, że ten jeszcze bardziej się wystraszył. Medyk przełknął ślinę i powoli podszedł bliżej nich. Zauważył również, że jasne futro kotki ubrudzone jest kroplami krwi.
- Co ty jej robisz! - pisnął po dłuższym czasie.
Wojownik zmrużył oczy.
- To zdrajczyni! - wrzasnął. - Kto wie jak szybko pójdzie śladem ojca! Wiem, że coś jest nie tak z rodziną Owsianego Ruczaju!
- Zostaw ją! Nie jest winowajczynią pożaru! Nigdy nic złego nie zrobiła! - warknął Czosnkowy Świst próbując powstrzymać trzęsienie się ze strachu.
Inne koty Klanu Spalonej Ziemi najwyraźniej już zdały sobie sprawę z całej tej sytuacji, powoli zebrali się wokół nich, wymieniając między sobą przerażone spojrzenia. Medyk z jednej strony poczuł się trochę pewniej, z drugiej obawiał się przyłączenia zebranych do ciemnego wojownika.
- Chcesz utrzymać dziecko Owsianego Ruczaju przy życiu? - sprzeczał się dalej Borsuczy Skok, jakby nie widząc innych. - Sam powiedziałeś że to on jest winny.
Kocur powoli zszedł z Żytniego Serca i skierował się w stronę medyka. Pod jego ciężkimi łapami na suchej ziemi powstawały małe pęknięcia. Przy każdym kroku pazury wojownika wydawały się wysuwać coraz bardziej, a jego źrenice zaczynały się zwężać w cienką szparkę. Jego oczy lśniły determinacją i gniewem, odbijając światło słońca. Pod gęstym futrem kocura słychać było ciche, lecz narastające warczenie.
- Te wszystkie koty nienawidzą Owsianego Ruczaju. Skąd wiesz czy oni też nie będą chcieli zrobić czegoś Żytniemu Sercu? Zdołasz ich wtedy powstrzymać?
Wibrysy Czosnkowego Świstu lekko drgnęły w obliczu strachu, lecz on nadal stał w pełnej determinacji pozycji. Swoimi złotymi oczami spojrzał prosto w oczy pręgowanego wojownika.
Borsuczy Skok najwyraźniej zdziwił się dziwną odwagą kocura, ponieważ otworzył szeroko oczy i zrobił kilka kroków w tył.
- Owsiany Ruczaj nie zawinił - miauknął nagle głośno medyk, tak, aby wszyscy go usłyszeli.
Zdziwienie na pyskach kotów wokół dawało się poznać aż za bardzo. Do tej pory były w pełni przekonane, że to właśnie złotofutry wojownik był odpowiedzialny za zesłanie pożaru przez Klan Gwiazdy. Ale miało to sens. Koty zawsze podawały tylko tą informację między sobą, nigdy nie pytały o to, co dokładnie zrobił przecież lojalny kocur. Do tej pory starczyło im tylko to, aby obarczyć kogoś winą po tym strasznym incydencie. Wokół zaczynały pojawiać się pytania dotyczące rzeczywistego sprawcy. Czosnkowy Świst potrząsnął głową jakby czemuś zaprzeczał, położył po sobie uszy i zmrużył oczy.
- Skłamałem - wymruczał cicho. - Okłamałem was wszystkich! - wycedził głośniej przez zęby.
Przez tłum kotów przedzierały się szepty. Medyk okłamał nas wszystkich? - pytali. To kto niby jest winny? - mówili inni. Kocur wbił wzrok w swoje łapy, nerwowo wysuwając pazury drapiąc wyschniętą glebę.
- Tak na prawdę nie dostałem żadnej wiadomości od Klanu Gwiazdy. Tak jak wy nie wiem, kto jest winowajcą pożaru. Na prawdę mi przykro - rzekł smutno. - W nocy otrzymałem przepowiednię, ale jakkolwiek bym się starał, nie udało mi się uzyskać informacji o tym, co skłoniło naszych przodków do zesłania na nasz klan katastrofy.
Najbardziej tym zdziwiony był Borsuczy Skok, któremu wszystko oryginalnie powiedział medyk. Poczuł ukłucie w sercu, wiedział, że nie powinien naciskać tak bardzo na szarego kocura, może by to wszystko nie nastąpiło. Teraz podłamał swoją reputację wśród członków klanu, atakując niczemu nie winną wojowniczkę - Żytnie Serce. Ona też zresztą była zdruzgotana. Wyszczerzyła zęby w żałości i warknęła głośno w stronę Czosnkowego Świstu.
- Czemu to zrobiłeś! Czemu okłamałeś nas wszystkich i naraziłeś mnie na gorsze rany niż już poniosłam! Przez ostatnie dni byłam traktowana jak pokarm dla wron! - rzuciła.
Medyk dokładnie wiedział, co powinien z siebie wyrzucić, ale bał się reakcji Borsuczego Skoku. Ciemny wojownik wystąpił naprzeciw Żytniego Serca i ze spuszczonym łbem odrzedkł:
- To moja wina. Niepotrzebnie na niego naciskałem - kocur odwrócił głowę w stronę Czosnkowego Świstu i chwilę popatrzył na niego. - Zaślepiony chęcią zdobycia informacji nie pozwoliłem mu wytłumaczyć, że nie słyszał nic od Klanu Gwiazdy.
Coraz głośniejsze szepty znów narastały wśród zebranych kotów. Trzej wojowników zebranych na samym środku spojrzało na siebie, nie wiedząc co sobie powiedzieć. Wszyscy czuli przytłaczający smutek.
- Nie powinienem się tak ciebie bać. Nie powiedziałem też o tym całym zdarzeniu liderce i zastępcy. Ja również zawiniłem - odrzekł medyk.
W rogu polany stał od początku Słoneczny Pył, zastępca klanu, a przywódczyni od dłuższego czasu wychylała głowę z nory swojego legowiska. Oboje popatrzyli na siebie, potrząsnęli głowami na znak zgody. Kunowa Gwiazda usiadła razem z nim na Złotej Skale, zwracając na siebie uwagę kotów.
- Wiem. To musi być dla was wszystkich przykre - zaczęła. - Sama jestem w ciężkim szoku.
Kotka zmrużyła oczy i spuściła łeb w dół.
- Borsuczy Skoku, ty będziesz musiał z powrotem wzbudzić swoją lojalność do klanu. Musisz mi pokazać, że jesteś godzien swojego statusu wojownika. Przez całą noc będziesz pilnował obozu klanu, rano zaś na zadośćuczynienie Czosnkowemu Świstowi oraz Żytniemu Sercu pójdziesz na patrol i upolujesz im ciepłą zwierzynę - miauknęła stanowczo.
- Natomiast ty, Czosnkowy Świście, za nie ujawnienie prawdy o braku faktycznej przepowiedni, będziesz uczestniczył w odbudowie obozu na tyle, ile tylko zdołasz - wtedy kiedy tylko będziesz miał wolny czas od swojej codziennej pracy jako medyk klanu - wymruczała delikatnie ciszej.
Oba kocury potrząsnęły głową i wymieniły między sobą spojrzenia, zawiedzeni ze swojego zachowania. Głupiej nie mogłem postąpić - myśleli o sobie. Czy kiedykolwiek ktoś mi zaufa? - pytali sami siebie. Oboje ze spuszczonymi łbami i ogonami powoli podreptali do swoich legowisk, zawstydzeni całą sytuacją.
Czosnkowy Świst zmęczony odbudowywaniem obozu przez ostatnie kilka dni padł na ziemię w swoim legowisku i zasnął, niedaleko swojej nowej uczennicy - Jabłkowej Łapy. Niespodziewanie, znów przeniósł się do wizji. Wszędzie było ciemno, medyk nie wiedział gdzie się znajdował. Wokół tylko lekko powiewał wiatr. Nagle, razem z którymś podmuchem usłyszał słowa:
- Nie martw się... Czosnkowy Świście.
Kocur dokładnie znał ten głos, to była jego siostra, Zawilcowy Szept. Nastawił uszy w oczekiwaniu na kolejną wiadomość.
- Niedługo sam dowiesz się, kto był odpowiedzialny za pożar. Na razie jednak nie jesteś na tyle gotowy - wyszeptała.
CZYTASZ
Kłamstwo Czosnkowego Świstu
General Fiction(FAN NOWELA) Niegdyś Klan Złotego Mniszka porastała bujna roślinność, wydawało się, że ziemia na której powstał tętniła życiem, roślin i zwierzyny było pod dostatkiem. Nagle jednak wszystko odwróciło się przeciwko nic niewinnym kotom - koszmarny poż...