Miałam spać. Miałam. Ale po prostu nie byłam w stanie. Czułam jakieś głębokie połączenie z Warszawą, przez co czułam po części co czuł on. W tym każde cierpienie. Nie objawiało się w pełnym wymiarze, a tylko mrowieniem danej części ciała, co nie zmienia faktu, że było to na tyle denerwujące, iż przewracałam się z boku na bok.
Finalnie wstałam około drugiej, przekradłam się do kuchni i zagotowałam wodę w szklance. Przyłożyłam ciepłe szkło do skroni, podejmując próby uspokojenia się i rozgrzania oblanej zimnym potem twarzy. Odrobinę pomogło. Usiadłam za stołem, chowając buzię w dłoniach. Cały czas, od dwudziestej trzeciej, czułam mrowienie ciała - Warszawa nie dostawał przerwy.
- W porządku? - z zamyślenia wyrwał mnie zaspany Zięba, który stał w progu kuchni.
Kiwał się na boki, stojąc bosymi stopami na zimnych kafelkach.
- Tak... - westchnęłam ciężko.
- Przecież widzę, że nie. - mruknął, siadając naprzeciw mnie. - O co chodzi?
- O Kosa. - stwierdziłam, z resztą zgodnie z prawdą. - Martwię się.
- Aparat już ruszył. Ma trzy dni życia, jeśli się nie wygada.
- Nie wygada. - zapewniłam.
- Było już kilku takich. - powiedział spokojnie. - Opinia, że się nie wygadają, a po dwóch dniach Niemcy ich łamali. To nie jest wstyd. To jest wojna.
- Znam Kosa. Znam go od małego. Kos jest silny i nie da się złamać pierwszemu lepszemu Szwabowi. - coraz bardziej zbierało mi się na płacz.
Zięba milczał przez chwilę, aż wreszcie przetarł oczy i po dłuższym namyśle, rzekł:
- W Gestapo nie mają pierwszych lepszych Szwabów. To są najlepsi psychopaci jakich Trzecia Rzesza wychowała i odkryła.
Znów nastała cisza. Cisza przerywana jedynie skrzypieniem czyjegoś łóżka zza ściany.
- W poniedziałek jest akcja u was w zakładzie. - powiedział po kilku minutach.
Głos Polaka wyrwał mnie z głębokiego stanu zbliżającej się Nirwany. Żałowałam.
- Chcę, żebyś dołączyła. Potrzebujemy człowieka od środka.
- Kos wie gdzie pracuję. - zauważyłam. - Chcemy ryzykować?
- Kosa odbijemy na przestrzeni soboty i niedzieli. W poniedziałek będzie martwy, a jeśli nic nie powiedział, to znaczy, że Niemcy nic nie wiedzą.
"Ale czy rodzeństwo nie grzebało mu w głowie?..."
Pokiwałam głową w zrozumieniu.
- Dołączysz, Janka?
Warszawa dostał serię ciosów w żołądek. Rozbolał mnie brzuch.
- Dołączę. - stłamsiłam ból w sobie. - Choćby dla samej satysfakcji z przeszkadzania Niemcom.
- Dziękuję. A teraz idź spać. Dochodzi trzecia... - ziewnął głośno, zbierając się z krzesła. Zaraz usłyszałam jak skrzypi jego wersalka.
Westchnęłam, dopiłam ciepłą wodę i kilka minut później także spałam.
***
Zobaczyłam Grześka. Pobitego, zakrwawionego i obrzmiałego. Leżał, ledwie oddychając, na ziemi, kuląc się w strachu.
- Gadaj! - niespodziewanie usłyszałam krzyk jednego z niemieckich miast.
Polak milczał, zwijając się od kopniaka w jelita.
- Nic wam nie powiem... - wydusił półszeptem.
CZYTASZ
Grad
Fiksi Penggemar"Śmierć nie potrafi liczyć, jest analfabetką, jest ślepa i głucha. Ona po prostu przychodzi." Czarny całun Śmierci nakrył całą ziemię, a w ciemności błyszczy jedynie krew i żar. Wielu nie zobaczy słońca już nigdy więcej. Czy to na początku, czy już...