26. Cisza była pięknością

4.1K 104 8
                                    

POV: ALEKSANDER VAER

Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi nie wiedziałam czy faktycznie dźwięk rozniósł się po moim pokoju czy był tylko wytworem mojej wyobraźni. Z resztą i tak czy siak wszystko już mi było obojętne. Czułem że każda jednostkowa emocja została ze mnie brutalnie wyjęta pozostawiając jedynie najmniejszą wartość jaką było poranione kilkukrotnie ciało.

Słysząc powolne kroki zbliżające się do mojego łóżka, ze względu na delikatność w stawaniu byłem w stanie stwierdzić, że należą do mojej mamy co wywarło we mnie pewnego rodzaju ulgę.

W całym zatrutym ciele.

Wciąż czułem pulsowanie i pieczenie mojej skóry z bólu, jednak mimo intensywności ran nie płakałem. Nie uroniłem ani jednej łzy. Czułem się już ze wszystkiego wyciśnięty. Nawet z łez.

Oglądałem wszystko z przymrużonych oczu, które były zmęczone zarówno stanem fizycznym jak i psychicznym, ale i tak nie byłem w stanie ich zamknąć i zasnąć. Ból wyraźnie mi na to nie pozwalał. Kiedy mama podeszła do okna, aby go uchylić dopiero poczułem jaki zaduch panował w moim pokoju oraz spływające krople potu na moim czole. Byłem tak złamany, że nawet nie odczuwałem klimatu panującego zarówno na zewnątrz jak i w pomieszczeniu, w którym przebywałem. On z kolei przykuł moją uwagę na ubranie mojej mamy, które było jeszcze grubsze od mojego, jednak nie skrzywiłem brwi w zdziwieniu jak miałem to w zwyczaju. Nie siliłem się na jakiekolwiek gesty. Zwyczajnie odpuściłem temat zakładając, że najwyraźniej musiała przesadzić u siebie w sypialni z klimatyzacją.

Gdybym wiedział.

Kiedy zasiadła na moim łóżku, wtapiając swoją drobną dłoń w moje włosy poczułem jednak ciepło rozlewające się po moim całym ciele. Była dla mnie wszystkim, a na myśl, że nie raz przeżywała to samo łamałem się jeszcze bardziej.

Ile zwykły człowiek może jeszcze wytrzymać?

-Kiedy pan doktor zdiagnozował u mnie ciążę na początku byłam przerażona. I to nie dlatego, że nie chciałam mieć dziecka. Nie chciałam mieć dziecka przy nim. - przełknęła ślinę a ja samoistnie się spiąłem wiedząc kogo ma na myśli. - Bałam się jego przyszłości, nie chciałam, aby ból, który ja odczuwałam przeszedł na małą, niewinną duszyczkę. - wypowiedziała czule wciąż gładząc mnie po włosach.

Jestem pewny, że wszystko dzisiaj słyszała, jednak nie mogła nic zrobić. Wiedziała, że jeśli będzie próbowała mi pomóc nie tylko jej się oberwie, ale i moja kara stanie się podwójna. Z każdym dniem pajałem do niego co raz to większą nienawiścią.

-Wiedziałam jednak, że ostatecznie będę musiała założyć z nim rodzinę i jeśli nie teraz, w końcu mnie do tego zmusi. Ciąża przebiegała wspaniale. Z dzieckiem było wszystko w porządku a on przestał tworzyć kłótnie i chaos w domu. Stał się nowym człowiekiem. Był tak dobry, że nawet i lepszy niż na złudzającym początku. Głupio myślałam, że się zmienił. W końcu tak długo trzymałam nadzieję, że kiedyś te piekło się skończy, że końcowo wiecznie powtarzane kłamstwo próbowałam zmienić w głowie na prawdę. Kiedy widziałam na to zielone światło od razu do niego pobiegłam zapominając kim był naprawdę. Był to mój błąd. Owszem. Ale człowiek, który nie ma nic, marzy o tym, aby mieć coś. Nie miałam wyboru. W końcu nasze małżeństwo było tylko papierkiem a raczej zawartą między naszymi rodzicami umową i nie byłam w stanie nic zmienić, chociaż bym tego bardzo chciała. - ponownie wtopiła swoje dłonie w moje pasma.

-Próbowałam pomóc moim rodzicom wyjść z biedy i wspomóc finanse na co raz to bardziej rozwijającego się raka mojej mamy. Najgorsze jest to, że gdy myślę o tym wszystkim widzę ciebie. A tego właśnie chciałam uniknąć. Chciałam przejąć cały ból, abyś ty nie musiał odczuwać jego ani kropelki, jednak mimo wielkich chęci, nie byłam zawsze w stanie temu dorównać. - spoglądnęła na moje rany i zaczęła je powoli gładzić maścią, którą trzymała w ręce, a której wcześniej nie spostrzegłem.- Czekaliśmy niczym prawdziwie szczęśliwa rodzina na narodziny upragnionego dziecka. Dowiedzieliśmy się o płci. Miała być to dziewczynka. Żyłam w nadziei, że wszystko się ułoży. Z ekscytacji zdążyłam już nawet nadać jej imię choć wcale nie byłam zdecydowaną osobą. Chciałam, aby te dziecko mimo i tak już swojej wyjątkowości miało i też niespotykane imię. Nie byłam w stanie się zdecydować, było tyle pięknych imion, jednak przy żadnym nie czułam, że jest tym właściwym. Pewnego dnia podczas spaceru z Caroline spotkałam pewną starszą kobietę, która akurat też wyszła na spacer czekając na dołączenie swojej przyjaciółki. Nazywała się Maileen. Mimo swojego wieku tętniła życiem i właśnie dlatego nie mieliśmy nic przeciwko, kiedy nad jeziorem pełnym czerwonych róż zaczepiła nas, nie zamykając swoich ust ani na chwilę.

My WomanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz