2.

32 6 0
                                    

Zlana zimnym potem spadłam z łóżka, robiąc ogromny hałas. Lekka koszulka przyległa do mojego ciała w ten okropny sposób, a oczy piekły bez powodu. Usiadłam na ziemi, kręci mi się w głowie i czuję okropną suchość w ustach, jakbym połknęła piasek. Dosłuchuję się jakichkolwiek dźwięków z sąsiednich pokoi bądź dołu, brak. Może jednak nie byłam aż tak głośno jak mi się wydawało. Spoglądam za okno, ciemno. Biorę do ręki telefon i włączam go.

Zbyt jasno.

Rzucam tym diabelskim urządzeniem o ścianę.

Ale telefon nie odkleja się na milimetr od mojej dłoni, za to czuję lekki ból właśnie w miejscu, gdzie ekran styka się z moją skórą. Syczę pod nosem kilka przekleństw i wstaję... Znaczy, próbuję wstać, ponieważ cały dywan przykleja mi się do kostki. Słyszę dźwięk rozrywania jakiegoś materiału i piekący ból. Małe łezki zbierają się w moich oczach, gdy przygryzam dolną wargę, by nie wydać z siebie niepotrzebnego dźwięku.

Rzucam się po podłodze i syczę za każdym razem, gdy próbuję oderwać telefon on dłoni lub dywan od kostki. Czuję się jak żmija... Prawdopodobnie jestem żmiją, ale pomińmy ten temat.

W końcu wstaję i razem z dywanem i telefonem w ręce idę do włącznika. Telefonem klikam na włącznik i widzę krew, która sączy się z mojej kostki i powoli płynie w dół dłoni. Mrużę oczy i patrzę na podłogę.

- Matka mnie zabije jak zobaczy jak bardzo zbezcześciłam jej podłogę. – Mruczę do siebie i macham ręką w boki, ale to tylko nasila krwawienie. Patrzę z bliska na ranę.

Z lekkiego nacięcia wystają małe, czerwone nici, które czepiają się telefonu... Choć może to nie nacięcie, końce rany są lekko rozdarte jak kartka papieru, która została rozpołowiona. Moje oczy lekko rozszerzają się, gdy tak wpatruję się w to i czym dłużej patrzę w ranę tym dłużej odlatuję od rzeczywistości, myśląc o śnie.

„Czy przypadkiem tam też nie było czegoś takiego? A może już dostaję paranoi?" Myślę sobie chwilę i zatapiam się w myślach. Nic mi się nie klei w głowie przez ten chaos wokół mnie. Obudziłam się pięć minut temu i już mam problemy, zaczęłam kleić się do przedmiotów, świetna pobudka.

Z moich myśli wyrywa mnie dźwięk spadanego przedmiotu na podłogę, patrzę w dół i widzę pod swoimi stopami smartfon. Mój telefon leży do góry nogami. Od razu robię skwaszoną minę i podnoszę go, by ocenić straty, ten grat jest ze mną od dobrych sześciu lat i nie ma żadnej ryski... I tak jak zawsze, dzisiaj także wychodzi bez szwanku. Jednak dywan i telefon przestają się do mnie kleić w jakiś dziwny sposób, ale rana pozostaje, dając mi do myślenia. Czy aby na pewno nie lunatykuję? A może to paranoja przez to, że czytam zbyt dużo książek?

- Nie, nie, nie... Nie myśl, to jedyna rzecz, która ci nie wychodzi, więc po co się męczyć? Wróć do snu... Nie martw się, jutro to posprzątasz kobieto, a to? To kolejny sen, dobranoc wszystkie zmory! – Powiedziałam do siebie i runęłam na łóżko, patrząc na godzinę, trzecia trzydzieści trzy. Mówiłam, że jestem opętana, ale nikt mi nie wierzył.

Wróciłam do swoich snów, jednak ten jedyny pozytywny szybko zmienił się w kolejną mieszaninę wspomnień i tego ostatniego, który buzuje w moich myślach non-stop...

~.~

Trzy dni.

Trzy dni, czyli właśnie tyle zajęło mi połączenie kropek co do mojego dziwactwa, które zaczęło pogarszać się w pracy. Ostatnim razem przykleiła mi się dłoń do łóżka jakiegoś pacjenta i niemal wyszłam z nim na korytarz.

Lecz w końcu zaczęłam łączyć kropki. Zachowuję się tak po ugryzieniu przez tego małego potwora. Mówię o pająku, nie moim bracie. Ale dlaczego? Pająk to pająk, prawda? Może ten wyglądał trochę inaczej, ale co w związku z tym? Jestem na skraju załamania nerwowego przez tą bestie, nie wiem czy to ostatecznie paranoja, sen czy może naprawdę ten pająk był inny. Ale przecież nie mogę kleić się do rzeczy przez pająka, to nie jakiś komiks czy inny science-fiction film! Nie może być to także paranoja, ponieważ widziałam wzrok tego pacjenta, gdy poruszyłam łóżkiem, więc zastaje sen... Ale to także się nie zgadza, czuję ból przy rozdzieraniu skóry, gdy te nicie kleją się to poszczególnych przedmiotów.

Uderzyłam ręką w stół, jednak tym razem nic nie przykleiło się do mnie. Zero papierów, zero ołówków i zero biurka. Wzięłam głęboki oddech i potarłam dłonią skronie. Przez te trzy dni moje myśli były zbyt głośne jak na mnie i czułam każdy jeden wzrok na sobie, jakby to wypalało we mnie dziurę.

- Nie wierzę w takie bzdury. – Mruknęłam do siebie i wstałam z krzesła, podchodząc do okna, otworzyłam je i wzięłam głęboki wdech, czując spaliny, ale ogarnął mnie jakiś wewnętrzny spokój, wiedząc, że nadal żyję i jestem w swoim rodzinnym mieście, kraju. Polska może nie jest jakaś malownicza, jednak można dostrzec jakieś plusy życia tutaj.

Spojrzałam na drogę przed sobą i bez zastanowienia stanęłam a parapecie, trzymając się boków ściany. Wzięłam głęboki oddech.

„Nie wierzę w takie bzdury." Powtórzyłam w głowie. Zamknęłam oczy i puściłam dłonie, by te opadły wzdłuż mojego ciała, moje nogi osunęły się po ścianie, a ja chwilę później poczułam jak moje ciało zjeżdża w dół, zbyt szybko.

Zacisnęłam mocniej oczy, poczułam jakbym zatrzymała się, ale to nie możliwe. Przecież to nie jest zgodne z fizyką. Umarłam. Zjechałam w dół budynku i roztrzaskałam się o ziemię. Ale nie mogłam zjechać w linii prostej, to też nie zgadza się z fizyką!

Tym razem otworzyłam powoli powieki, patrząc na samochody pędzące w dole i przechodniów, którzy nie zwracali na mnie uwagi.

„Co się dzieje? Dlaczego nie spadam?" Pytania kłębiły się w mojej głowie, gdy siedziałam na ścianie budynku. Nie osunęłam się nawet o milimetr dłużej, ale pod dłońmi i nogami czułam piekący ból. Przyczepiłam się do ściany. Ja chyba śnię.

Moje oczy rozszerzyły się, gdy spojrzałam na jedną z dłoni, lekko pociągnęłam ją do siebie, brak oporu pozwolił mi na przyjrzenie się jej. Z pod palców wystawały czerwone nicie, który czepiały się do ściany, na której siedziałam, na końcach wyglądała jak zwykła pajęczyna. Dotknęłam lekko czerwonej pajęczyny, była obrzydliwie lepka i mokra, a kolor przypominał mi tylko jedno.

Krew.

Czepiałam się na własnej krwi.

Żółć podbiegła w górę gardła, choć tak często widziałam tą szkarłatną ciecz, ale to nie to samo. Czepiać się na własnej krwi, która zmienia się w obrzydliwą pajęczą nić jest czymś gorszym niż zwykle płynąca krew.

Wstałam, ale nie spadłam, jak powinnam, po prostu mogłam stać bez większego problemu na ścianie pod niekonwencjonalnie głupim kątem. Jak gdyby nigdy nic wróciłam do swojego gabinetu, a nic powoli ciągnęła się za mną. Dopiero gdy bezpiecznie usiadłam na krzesło, oszołomiona tym co właśnie się wydarzyło pajęczyna powoli wróciła do moich dłoni, formując się w małe kuleczki. Lepkie, mokre kuleczki, które schowałam do jednej z półek.

„Czym jestem i dlaczego akurat ja? Nie pisałam się na bycie jakimś mutantem! Niech ten pierdolony pająk weźmie to ode mnie, ja nie chcę!" Moje myśli znowu zaczęły dzwonić w głowie, a ja zaczęłam czuć migrenę.

Wyszłam z gabinetu, czując, że za chwilę naprawdę mogę zwymiotować. Coraz trudniej było mi łapać powietrze i znowu te ciekawskie spojrzenia w moją stronę. Nienawidzę ich, nie chcę ich. Chcę wrócić do normalności.

Wbiegłam do łazienki dla personelu, a później prosto do kabiny, zamykając się na klucz i kuląc pod drzwiami. Moje ręce trzęsły mi się, wciąż widziałam na nich krople krwi, ale same rany goiły się w zbyt szybkim tempie dla normalnego człowieka.

Poczułam dziwne zimno, jakby coś ciągnęło od strony umywalek, naprzeciwko. Otworzyłam drzwi, patrząc na coś czego całkowicie się nie spodziewałam. Na ściennie, obok umywalek otworzył się portal, który iskrzył się niebieskim, pomarańczowym i żółtym kolorem. Moje oczy znowu zmieniły się w spodki, gdy tak patrzyłam na widok przede mną.

Naprawdę powinnam skontaktować się z psychologiem. 

_____

Heej, tak wciągnęłam się w tą książkę i tak, to kolejny rozdział :*

Do następnego, może jeszcze dziś... 

Bayoo, Kizziee_Chan<3

Słów: 1300

Pajęczyna WspomnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz