POV: REESEPHINE VALENTINE
Ubierając poprzednio na siebie bluzę, ponieważ wieczory były o wiele zimniejsze niż wcześniej myślałam, wyszłam z domu zostawiając mamie śniadanie w lodówce, które uprzednio przygotowałam do jej pracy. Tata zawsze jadł swój poprzednio zakupiony catering. Natomiast jego żona nie lubiła trzymać się danych posiłków, dlatego chociaż tym małym gestem chciałam wspomóc jej przygotowania do pracy a co za tym idzie wytworzyć małe zmuszenie, aby nie zapominała go zjeść i miała jak odpowiedzieć na pytanie jak jej smakowało.
Tym razem do biegania wzięłam słuchawki. Nie mam pojęcia dlaczego wcześniej o nich zapomniałam. Były moim drugim życiem. Szczególnie w kwestiach wysiłku, wolałam wtedy wsłuchać się w ulubioną muzykę niż mój ciężki oddech. Wytłumaczyłam to jednak obawą przed moim pierwszym bieganiem i po prostu kwestią sprawdzenia swojej sprawności i tego czy faktycznie będę robić to regularnie. Mimo początku, bieganie wyzwalało. Czułam się beztroska i wolna czując na sobie powiew wiatru. Nawet jeśli wcale nie czułam się tak z moimi problemami, warto było zapomnieć o nich chociaż na chwilę. Co prawda, zapomnienie ich nie rozwiąże, jednakże z pewnością pomoże ochłonąć i podejść do nich z nowym nastawieniem.
Wsłuchując się co raz bardziej w muzykę, poczułam jak mnie błogo odpręża oraz standardowo zaciekawiona spoglądałam na omijające przeze mnie widoki. Pomimo tego, że urodziłam się w tym mieście, niektóre rzeczy wciąż oglądałam z tym samym zachwytem co za pierwszym razem oraz odkrywałam co raz to nowe.
Wsłuchując się w piosenkę ,,Die For you" The Weeknd nabrałam co raz to więcej energii do szybszego biegania. Czułam się jak w wyzwalającym amoku, który doprowadził mnie do tego stanu, że aż nie zauważyłam sylwetki stojącej przede mną i jak na moje szczęście wypadło, oczywiście musiałam zderzyć się z klatką piersiową nieznajomego.
Podnosząc głowę w górę zauważyłam nieco starszego ode mnie mężczyznę, który nie wyglądał raczej na sympatycznego. Dlatego zdołałam jedynie wypowiedzieć ciche przeprosiny i ruszyć dalej.
Po raz kolejny życie ukazując moje szczęście nie pozwoliło mi dokończyć tego spaceru w spokoju.
-Czekaj! - usłyszałam, ale czułam, że jeśli posłuchałabym mężczyzny, zgodziłabym się na piętno swojego losu. Pobiegłam jeszcze szybciej rozglądając się gdzie dokładnie jestem i dopiero wtedy zauważyłam, że znajdowaliśmy się na parkingu jakiegoś luksusowego klubu. To znaczyło, że mógł być pijany pogrążając mnie i moją sytuację jeszcze bardziej. Dlaczego do cholery wybrałam sobie wieczór na bieganie?
Może dlatego, że wolisz z rana tulić się do kołdry i smacznie chrapać niż ruszyć się z wygodnego łóżka?
Nie, skąd.
-Zatrzymaj się maleńka! Tylko się grzecznie zabawimy!- chyba usłyszałam gdzieś gwizdy z kręgu jego równie idiotycznych kolegów, jednak nie jestem pewna, bo cała moja uwaga skupiła się na ucieczce. Nie próbowałam zgrywać silnej i niezależnej. Doskonale wiedziałam co mają w głowie takie obrzydliwe typy i z wielką gulą w gardle mknęłam przed siebie co raz to szybciej.
Kiedy odwracając się do tyłu zobaczyłam jak facet biegnie za mną dostałam paraliżu strachu. Zaczęłam się trząść i miałam przed sobą obraz najgorszych scenariuszy w głowie. Nie czułam już swoich kończyn, jedynie biegłam skupiając się na jednej rzeczy, mimo odmowy posłuszeństwa mojego ciała.
Kiedy niepostrzeżenie odwracając się z wciąż tlącym mnie strachem znów na kogoś wpadłam byłam przekonana, że jest to mój definitywny koniec.
Cała roztrzęsiona nie miałam już siły podnieść nawet głowę i spojrzeć w oczy kolejnemu mężczyźnie. Jednak gdy sam przyciągnął moje ciało, oplatając ręce wokół mojej talii a następnie podnosząc mój podbródek zauważyłam nikogo innego jak Vaish'a.
CZYTASZ
My Woman
Fiksi RemajaReesephine Valentine i Aleksander Vaer to odwieczni wrogowie. Jednak ze względu dobrych relacji ich rodziców od dzieciństwa widzą się praktycznie codziennie i działają sobie na nerwy jak nikt inny. Mają częstą ochotę siebie nawzajem zabić. Nie potra...