1.07

63 8 26
                                    


Adam

Kiedy byłem już w bezpiecznej odległości od wyroku śmierci, przestałem biec i spacerem trafiłem do domu. Cały czas się uśmiechałem, nie mogąc w sumie znaleźć na to wytłumaczenia. Zdjąłem kaptur bluzy, który zarzuciłem na głowę po drodze i przeszedłem przez próg mieszkania. Położyłem buty przy drzwiach i zmierzałem w stronę mojej oazy, nie czekając na mamę, bo ona nigdy się nie spieszyła. Zawsze wracała do domu powoli, zatopiona w swoich myślach i świecie.

Kiedyś spytałem się, czy nie ma mi tego za złe, ale odpowiedź była negatywna – od tamtego momentu każde z nas wraca z odwiedzin u Emily we własnym tempie.

Przy kuchennej wyspie siedział blondyn, który podobno był moim przyjacielem. Nie zauważył, kiedy wszedłem. Ocknął się dopiero, kiedy nastawiłem wodę na herbatę. Normalnie pije ją głownie mama, ale odczułem potrzebę czegoś ciepłego po cieście, od którego zaschło mi w ustach.

- A co ty taki uchachany, co? Odezwał się chłopak, odkładając telefon na blat. Mimowolnie również się rozweselił, bo jak widać udzielił mu się mój nastrój.

- Ciasto. Powiedziałem tylko, wyciągając kubki z szafki. Wyjąłem dwa, po czym ująłem trzeci i wyciągnąłem w stronę chłopaka, niemo pytając, czy również będzie pił. Pokiwał leniwie głową, przez co wiedziałem, że się zgodził. Śmieszne, bo byłem pewny, że odmówi. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem go pijącego herbatę, a naprawdę spędzam z nim dużo czasu.

- Myślałem, że przez naszą wiedźmę. Odparł, biorąc słowo wiedźma w cudzysłowie, bo tak nazwałem ją dzisiaj, kiedy gadałem z nim przez telefon.

- Dalej jestem pajacem, więc nie, nie przez nią. Tym razem ja zaznaczyłem słowo pajac, bo tak prawdopodobnie będę nazywany przez nią przez resztę wakacji.

- Ale przynajmniej pomogła mi zdobyć placek. Dodałem, zalewając wodą kubki. Dotarł do mnie odgłos otwieranych drzwi frontowych, przez które prawdopodobnie weszła mama.

- Zjadłeś sam, co nie? Powiedział śmiejąc się, odbierając ode mnie kubek z cieczą.

- Oczywiście. Zgarnąłem swoje naczynie i  kiwnąłem na chłopaka, by wyjść na zewnątrz.

- Wiedziałem. Zgarnął telefon z blatu i wstał z krzesła.

Udaliśmy się w stronę wyjścia, mijając się z Rachel, która również była w dobrym nastroju. Poinformowałem ją, że ma herbatę na blacie, a ona z uznaniem poklepała mnie po ramieniu, prawdopodobnie będąc dumna ze swojego sukcesu wychowawczego.

Założyłem klapki, gdyż nie chciało mi się znowu wiązać butów. Dom również założył swoje i skierowaliśmy się w stronę garażu, w którym w czasie wolnym spędzałem najwięcej czasu. Otwarłem bramę na oścież i zapaliłem jedną z żarówek, która zaczęła mrugać, co oznaczało, że trzeba ją wymienić. Przekląłem cicho pod nosem i zapaliłem drugą, która na szczęście działała bez zarzutów. Dom wyminął mnie i usiadł na jednym z krzeseł przy prowizorycznym biurku, wyciągając nogi i trzymając kubek w rękach. Zrobiłem to samo, zajmując miejsce obok niego.

Siedzieliśmy chwilę w ciszy, co jakiś czas popijając napój. Blondyn w końcu przerwał milczenie, wzdychając i patrząc się na samochód przede mną, który skończyłem naprawiać po południu.

Znowu.

Gdyby nie cholerne studia, prawdopodobnie jeździłbym czymś całkowicie innym, ale z tym musiałem poczekać jeszcze trochę czasu, dopóki nie znajdę stałej pracy na studiach.

Ewentualnie do momentu, kiedy skończy się moja cierpliwość - wszystko zależy od tego, co nastąpi pierwsze.

Jutro są wyścigi za miastem. Powiedział w końcu Dom, ubierając jakoś poprzednie westchnięcie w słowa.

Teenage DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz