24.

979 99 6
                                    

Ku zadowoleniu Peyton, brunetka nie oddaliła się zbytnio od klubu. Siedziała pochylona na przystanku po drugiej stronie ulicy.

- Lepiej ci choć trochę? - Zapytała siadając obok niej.

- Trochę tak. - Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała na nią. - Peyton, nie musisz tu ze mną być. Nie jestem aż tak pijana i nie trzeba mnie pilnować.

- Wiem, że nie muszę.

- Przyjechałaś tu dobrze spędzić wieczór, a z mojego powodu to tak nie wygląda. Mogłam postawić na swoim i zostać w domu. - Hayley westchnęła. - Przepraszam. - Dodała cicho rozedrganym głosem patrząc przed siebie.

Peyton poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Nie była to tylko wina tego, że czuła się niekomfortowo w całej tej sytuacji. Wielu jej klientów pod wpływem emocji i wypowiadanych przez siebie słów płakało podczas spotkań w kancelarii. Początkowo dziwnie się z tym czuła. Z czasem jednak uodporniła się na to i widok łez na twarzach obcych dla niej ludzi przestał robić na niej jakiekolwiek wrażenie. W tym przypadku było jednak inaczej. Nie siedziała w kancelarii i nie słuchała relacji klientów. Owszem, Hayley była jej klientką. Znajdowały się jednak w zupełnie innym miejscu, z innego powodu i dziewczyna nie mówiła prawie nic. - Hayley, spójrz na mnie. - Powiedziała po krótkiej chwili obserwowania jak dziewczyna walczy ze sobą, by się nie rozpłakać.

Brunetka spuściła głowę i zamknęła oczy.

Peyton bez zastanowienia złapała dziewczynę delikatnie za podbródek i powoli przekręciła jej głowę w swoją stronę. - Hayley... - Zaczęła mówić bardzo cicho. - Otwórz oczy i spójrz na mnie.

Gdy dziewczyna wreszcie zastosowała się do jej prośby i nawiązała z nią kontakt wzrokowy, Peyton powiedziała to, co zamierzała. - Za co konkretnie mnie przepraszasz? Za to, że jesteś tylko człowiekiem i pewne emocje przerastają cię w tej chwili? Za to się nie przeprasza. A to, że nie siedzę teraz w loży z drinkiem w dłoni jest kwestią mojego wyboru. Jestem tu, bo tak zadecydowałam. Wiesz... - Peyton nadal wpatrywała się w oczy dziewczyny nadal dotykając jej twarzy. Zanim zabrała dłoń, kciukiem otarła łzę spływającą po policzku brunetki. - To na swój smutne, że spora ilość ludzi ma problem z wyważeniem używania słowa „przepraszam". Jedni nie używają go wtedy, kiedy jest to konieczne. Inni zaś, tak jak ty, nadużywają tego słowa i przepraszają za rzeczy, za które przepraszać nie powinni. Musisz nad tym popracować. Coś ci już mówiłam na ten temat.

- Wiem... Trudno wyzbyć się pewnych nawyków i przestawić sposób myślenia.

- Przede wszystkim trzeba chcieć i podjąć działania w tym kierunku. Nie zmienisz niczego od razu na pstryknięcie palcami i na wiele rzeczy potrzeba dużo czasu, ale ciężka praca w jakimkolwiek aspekcie życia zawsze popłaca.

- Zmiany w myśleniu i postępowaniu naprawdę opornie mi idą.

- Hayley... To chyba nikomu nie przychodzi łatwo. Mi też ciężko było zmienić pewne kwestie w swoim życiu.

- Tobie? Trudno mi w to uwierzyć. - Hayley uśmiechnęła sie delikatnie.

- Uwierz mi, że wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby być taką, jaką mnie widzisz. To, że jestem postrzegana jako silna, bezkompromisowa, czasem zimna i wyrachowana, to efekt mojej ciężkiej pracy nad samą sobą. Musiałam nie tylko stworzyć obraz takiej osoby, ale po prostu się nią stać, żeby być w miejscu, w którym aktualnie się znajduję.

- Co masz na myśli?

- Prawniczy świat jest specyficzny i dość brutalny. To na swój sposób hermetyczne środowisko i cholernie trudno jest się wybić. Jeśli jesteś słabą jednostką, dajesz sobie wchodzić na głowę i przy tym nie masz żadnych wyraźnie odznaczających się silnych stron, wypadniesz z obiegu i będziesz nic nieznaczącym elementem na samym końcu łańcucha pokarmowego. Wiele osób stoi na silnej pozycji przez koneksje, nazwisko robi swoje i oczywiście pieniądze grają tu istotną rolę. Jeśli nie masz nic z tego, wybudowanie solidnej marki własnej jest bardzo trudne. Jeśli próbujesz zwojować ten świat i nie chcesz wchodzić przy tym w żadne szemrane interesy, żeby zyskać jeszcze większe korzyści i przyświecają ci bardziej szlachetne cele, jest jeszcze trudniej. Lista osób, które próbowały mnie sabotować i tylko czekają na moją porażkę jest bardzo długa. Staram się jak tylko mogę nie dawać im powodów do zadowolenia.

- Podziwiam cię, wiesz? - Hayley nie uciekała już tak wzrokiem jak wcześniej. Chętniej zerkała na Peyton. - Jesteś prawdziwą kobietą sukcesu i twoją pewność siebie czuć już dosłownie od razu przy pierwszym kontakcie z tobą.

- Hayley, przecież ty też jesteś kobietą sukcesu. W swojej dziedzinie uchodzisz za jedną z najlepszych specjalistek. Twoje nazwisko kojarzone jest ze świetnymi projektami, solidną i rzetelną firmą i nie ma ani jednej negatywnej opinii na temat twojej pracy.

- Szukałaś w sieci informacji na mój temat? - Brunetka zaśmiała się, co było zdaniem Peyton dobrą oznaką.

- Cóż... Lubię wiedzieć z kim mam współpracować.

- Ja nie czytam informacji na swój temat, więc nawet nie wiem jak mnie oceniają.

- Polecam zajrzeć do sieci. Naczytałabyś się samych pozytywnych opinii na swój temat. Hayley, jeśli nie czujesz, że odniosłaś w życiu sukces na płaszczyźnie zawodowej, to bardzo przykre. Tym bardziej, że przy braku pewności siebie osiągnięcie sukcesu i wspinanie się po szczeblach kariery jest zdecydowanie bardziej godne podziwu niż parcie do przodu z przekonaniem o swoich możliwościach. Także w tym momencie to ja powinnam powiedzieć, że podziwiam ciebie, bo jesteś taka krucha i delikatna, a jednak potrafiłaś się przy tym wybić. Osiągnęłyśmy sukces w zupełnie innych dziedzinach i każda z nas musiała włożyć inny nakład pracy, żeby to osiągnąć, ale ja nigdy nie wątpiłam w swoje możliwości zawodowe. Ty nadal w siebie wątpisz, a zobacz gdzie teraz jesteś.

- Hm... Nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób.

- Nie ma za co. - Peyton uśmiechnęła się do dziewczyny. - Hayley, masz zamiar wracać jeszcze do dziewczyn, czy wolisz już się tam nie męczyć? Tutaj zaczyna robić się tłoczno i warunki do rozmowy się pogarszają. - Dodała wskazując na trzech pijanych chłopaków, którzy wykrzykując coś niezrozumiałego próbowali odczytać cokolwiek z tablicy rozkładu jazdy.

- Szczerze mówiąc nie mam ochoty siedzieć w klubie i patrzeć jak dziewczyny wywijają na parkiecie. Cisza i spokój to jest coś, co ostatnio najbardziej mi odpowiada.

- W takim razie, co powiesz na spacer w pobliskim parku? - Peyton ku swojemu zaskoczeniu poczuła, że nie chce jeszcze kończyć rozmowy z brunetką.

Mina Hayley wskazywała na zaskoczenie. Po chwili jednak odpowiedziała. - Chętnie. Dawno tam nie byłam.

- Świetnie. Zadzwonię tylko do Liz. - Peyton oddaliła się na odległość kilku kroków i wybrała numer przyjaciółki.

- No halo! Wszystko w porządku? - Liz musiała chyba czekać na jej telefon, bo odebrała w ekspresowym tempie.

- Dzwonię, żeby dać ci znać, że już nie pojawimy się w klubie.

- A co z Hayley?

- Jest progres. Spędzę z nią jeszcze trochę czasu w spokojniejszych warunkach. Przekaż Corze, że dopilnuję, żeby Hayley wróciła do domu w jednym kawałku. Niech się o to nie martwi.

- Czyli mogę zabrać Corę do siebie? Bo zastanawiała się, czy ma później jechać do Hayley, czy lepiej nie.

- Myślę, że nie będzie takiej konieczności. Jakby coś się działo, będę dzwonić. Wolałabym jednak tego uniknąć, bo nie chciałabym znowu słyszeć jak mi dyszysz do telefonu.

- Nie mów, że ci się nie podobało. - Zaśmiała się Liz.

- Rozłączam się. - Zakomunikowała Peyton i zakończyła połączenie. - No dobrze, Hayley. - Prawniczka podeszła do brunetki, która czekała na nią tuż obok przystanku, przestępując z nogi na nogę. - Czas na spacer.

Prawo przyciąganiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz