Rozdział czterdziesty siódmy

1K 110 11
                                    


Hello, Mordeczki❤ 

Na mojej tablicy pojawiła się informacja dotycząca zmian w publikacji. Enjoy!


Uporczywie irytujący dźwięk telefonu wdarł się taranem do zamroczonego spożytym alkoholem umysłu Renzo. Łupanie w czaszce nasiliło się, a język przywarł mu do podniebienia. Dodatkowo nie był w stanie uchylić powiek, które były niczym z ołowiu.

Dźwięk nie przestawał mu się wwiercać w czaszkę, powodując tym samym ból. Dopiero po kilku sekundach uzmysłowił sobie, że to mogła być Leya.

Wyskoczył z łóżka i niewiele brakowało, żeby wyrżnął jak długi. W głowie miał istny helikopter, nogi zaś przypominały watę.

— Kurwa — przeklął siarczyście, bo dotarło do niego, że zachowywał się niczym zakochany szczeniak.

Rozczarowanie, jakie poczuł, gdy wreszcie dosięgnął urządzenia, niemal wypalało mu dziury w trzewiach.

— Juan...

— Sprawdziłem miejsce, które mi przesłałeś — zaczął bez czczej paplaniny, a w głosie bezsprzecznie dało się wychwycić ekscytację. — Teren jest ogrodzony, wszędzie są kamery.

— Już sprawdziłeś? — Nie krył zdumienia. Wysłał mu współrzędne zaledwie dwa dni temu.

— Nie ma czasu do stracenia. Do rzeczy... Zbieramy już ludzi, dacie radę zjawić się w ciągu dwóch dni?

Dostrzegł na szafce butelkę wody i listek tabletek przeciwbólowych. Nie przypominał sobie, żeby w nocy je tam kładł, więc podejrzewał, że Tiago o niego zadbał.

— Dwa dni?

— Tak. Musimy się przygotować, a nie wiemy dokładnie kiedy Costa się pojawi. Składujemy już broń i pociski rakietowe. Jeżeli to jest to miejsce... Nie powinniśmy zwlekać — zamilkł na moment, po czym ponownie się odezwał: — Ciekawi mnie, jak zdobyłeś te informacje.

— A jeżeli to jednak nie miejscówka Costy? — zignorował pytanie mężczyzny, sięgając po leki. Głowa coraz bardziej mu doskwierała, przez co nie mógł się skupić na rozmówcy.

— Na razie nie mamy lepszych tropów.

— Czego jeszcze potrzebujesz?

— Broni i amunicji. Coraz trudniej tutaj to zdobyć. Nawet w podziemiu — przyznał z wyraźnym niezadowoleniem w tonie.

— Zajmę się tym.

— Znalazłeś Catalinę?

— Dwa dni. Odezwę się.

Odłożył telefon i wraz z tą chwilą wspomnienia z poprzedniego wieczoru zalały mu umysł niczym fala tsunami, a sprawy w Kolumbii zeszły na dalszy plan. Z całą mocą dotarło do niego, że się zakochał. Jeszcze kilka tygodni wcześniej nabijał się z brata i jego oddania jednej kobiecie, teraz on sam nie wyobrażał sobie życia, w którym zabrakłoby Leyi, nie wyobrażał sobie życia u boku innej kobiety. Przepadł z kretesem. Dołączył do grona głupców, którzy oddali serce jednej kobiecie.

Potrząsnął głową, by odegnać te myśli dotyczące Leyi i z lekkim utrudnieniem poczłapał do łazienki. Prysznic okazał się zbawieniem. Zmył z siebie pot, który lepił mu się do skóry, przez co nie waliło od niego jak z bimbrowni czy z najgorszej speluny, po czym, wróciwszy do salonu, opadł ciężko na siedzenie.

Od godziny siedział rozwalony na kanapie i próbował zebrać się do kupy, kiedy usłyszał dźwięk otwierającej się windy. Zaraz potem zobaczył Tiago, który nie uśmiechał się, jak to miał w zwyczaju. Jego twarz wyrażała pełne skupienie.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz