7. ,,Pięć sekund,,

496 22 12
                                    

Sen tej nocy, bynajmniej w moim przypadku nie zamierzał trwać długo. Już wczesnym rankiem nie potrafiłam zmrużyć oka, aby jakkolwiek wyspać się przed dzisiejszym dniem, przez stres i ciekawość. W końcu naszedł moment, w którym miałam odwiedzić to miejsce. Miejsce, które było moim domem. Miejsce, które skrywało więcej tajemnic niż wspomnień.

Po godzinnym i bezczynnym leżeniu postanowiłam wyjść, aby wziąć poranny prysznic. Zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy z pokoju i kiedy chciałam pójść do łazienki, do moich uszu doszedł dźwięk rozmowy. Zdziwiona i zdezorientowana całą sytuacją zaczęłam podążać za odgłosami. Po cichu zaszłam do pomieszczenia w którym zastałam śpiącego Gabriela i jakiś film w tle, który najwidoczniej musiał grać przez całą noc. Podeszłam do komody, zagarniając z niej pilota. Wyłączyłam urządzenie, ponownie spoglądając na chłopaka. Można by powiedzieć, że śpiący Gabriel wyglądał bezbronnie i słodko. Chodź wtedy gęba mu się zamknęła.

Jego kosmyki czarnych jak smoła włosów, opadały na czoło. Z niewiadomych dla mnie przyczyn, przez myśl przeszło mi, aby je poprawić, lecz szybko wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Byłoby to co najmniej głupie i niestosowne. Potrząsnęłam głową odwracając wzrok od bruneta. Spojrzałam na okno balkonowe, które było otwarte. Pogoda nie zapowiadała się za ciekawie. Silny wiatr i burzowe chmury nie zwiastowały pięknej pogody. Witamy październikowe poranki.

Zagarnęłam niewielki beżowy kocyk z rogu kanapy po czym, podeszłam do Owen'a okrywając jego ciało puszystym materiałem. Chłopak na ten gest obrócił się w moją stronę nadal mając zamknięte oczy. Wstrzymałam oddech, kiedy Gabriel zaczął coś mruczeć pod nosem. Odsunęłam się od niego tak cicho, aby ten się obudził. Wychodząc z salonu zauważyłam, że na jego twarzy zagościł mały uśmieszek. Ciekawe czy to reakcja na mój gest, czy po prostu pieprzy jakąś laskę we śnie. Szczerze nie chciałam wiedzieć.

Tym razem skierowałam się do miejsca docelowego. Zamknęłam drzwi łazienki na zamek. Kiedy moje ciało otuliła ciepła woda, rozluźniłam się. Chciałam oczyścić umysł przed podróżą. Musiałam skupić się w stu procentach na mamie, aby nie popełnić żadnego błędu. Moja poranna toaleta dobiegła końca, a dupa Gabriel'a nadal leżała pod kocem. Nawet nie zmienił swojej pozycji, za co go podziwiałam. Spędziłam w toalecie niespełna dwie godziny. Przez ten cały czas myślałam jak odwdzięczyć się Owen'owi za zabranie mnie tutaj. Gdyby nie on nie byłoby mnie tutaj. Musiałabym czekać, aż będę zależna sama od siebie, co nie wchodziło w grę. Bo ja nie potrafiłam żyć już w kłamstwach.

Krzątając się po kuchni, mój żołądek zażądał jakiekolwiek pożywienia. I to sprawiło, że pomysł sam przyszedł mi do głowy. Elizabeth ty pierdolony geniuszu. Albert Einstein po prostu. Szybko odepchnęłam się od blatu, zmierzając w stronę przedpokoju, aby ubrać buty i kurtkę. Zamknęłam pokój na klucz i ruszyłam do wyjścia z hotelu. Może i nie byłam znakomita w gotowaniu, ale pancakes nie wydawały się trudne w przygotowaniu. Nie chciałam wiedzieć ile Gabriel wydał na tej hotel, jak w nim dosłownie było wszystko. Mała kuchenka, garnki i lodówka. Jebany apartament a nie pokój hotelowy. Jeżeli chodzi o pojęcia, zauważyłam, że nie był w to znakomity. Dumna ze swojego pomysłu ruszyłam w stronę osiedlowego sklepiku, który mam nadzieję nadal tam się znajdował.

Przechadzając się ulicami Cambridge, które o tej godzinie tętniły życiem, poczułam się wreszcie jak w domu. Jakbym była tutaj od zawsze i nic się nie zmieniło. Te same znajome twarze, kiedy mijałam je chodząc do podstawówki. Te same nazwy sklepów, w których nie raz kupowałam słodycze na zeszyt. Poczułam jakby moje życie znów nabierało sensu. Jakby, ktoś odkopał starą kolorowankę i zaczął ją wypełniać najbardziej żywimy kolorami. Czułam jakbym wreszcie żyła. To był mój dom. Nie willa w Bostonie. Tylko Cambridge. To było miejsce w którym spędziłam najlepsze chwile mojego życia, pomijając te wspomnienia z ojcem, którego szczerze nienawidziłam. Czemu w domu wtedy go nie było? Czemu to mama tam stała a nie on? Gdyby to on zniknął tamtego dnia, a nie ona, nawet najmniejsza łza nie spłynęłaby po policzku.

Love is a monsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz