CHAPTER III

50 4 13
                                    

Nieoczekiwanie w mojej głowie zakiełkowała myśl, co by powiedziała moja mama, gdyby zobaczyła mnie, spacerującą pod rękę z Ellie i Gwen, ubraną w opinające spodnie, krótki top i buty na obcasie. A gdyby na dodatek wiedziała, że spieszymy się tak, by dołączyć do grupki starszych chłopaków, z którymi później planujemy jechać na imprezę, że my jesteśmy tylko we trzy, a ich pięciu, w tym czterech zupełnie dla nas obcych? Czy skończyłoby się na ostrzegawczym spojrzeniu, pełnym dezaprobaty, czy jednak moje przewinienie zostałoby uznane za wymagające stosownej kary w postaci szlabanu? Miałam cichą nadzieję, że nie będzie mi dane się przekonać. Racjonalnie, wiedziałam, że jest w pracy, ale ogarnęło mnie dziwne uczucie, że zaraz ktoś zrobi mi zdjęcie i wyśle jej z podpisem: "zobacz, jak wygląda twoja córka". 

Starałam się otrząsnąć z negatywnych myśli, gdy naciskałam przycisk domofonu przy bramie wejściowej Richardsów. Gdy drzwi kliknęły, wolnym krokiem weszłyśmy na posesję. Dziewczyny schowały się za mną i wymusiły, żebym ruszyła przodem. Otworzył nam jeden z kolegów Marco. W środku grała głośna muzyka, z głębi domu dochodziły odgłosy rozmowy. Gdy znalazłyśmy się w salonie, ogarnęło mnie skrępowanie. Usiadłam na kanapie, licząc, że dziewczyny zrobią to samo i będziemy trzymać się razem, ale one od razu podeszły do dwóch kolegów Marco, którzy rozgrywali właśnie partię w bilard. Przez chwilę, nie wiedziałam, co ze sobą począć i odruchowo wyjęłam telefon. Przeglądałam media społecznościowe, gdy usłyszałam, że woła mnie Marco, przekrzykując głośniki dudniące w salonie. Podniosłam się i ruszyłam w kierunku wnęki kuchennej. Marco od razu wskazał mi miejsce na krześle barowym i w końcu przedstawił mi swoich kumpli.

— Kinsley, Dennisa poznałaś już w sklepie — jak na komendę, Dennis pomachał mi niedbale ręką, nie odrywając wzroku od miarki, którą odmierzał ilość likieru malibu, którą zamierzał wlać do drinka. — A to jest Albie — drugi z chłopców, wysoki blondyn o oczach tak intensywnie niebieskich, że aż nieprzyzwoitych, podał mi dłoń i uśmiechnął się, ukazując przy tym nieskazitelnie białe zęby.

— Miło mi.

— A ci dwaj, którzy grają z twoimi koleżankami w bilard, to Pierre i Rakim.

— Skąd się wszyscy znacie? Chodziliście razem do szkoły? — spytałam zaciekawiona.

— Można tak powiedzieć — odparł Albie. — Nie byliśmy w jednej klasie, ja i Pierre robiliśmy inne kursy, ale graliśmy razem w drużynie.

— W drużynie?

— Lacrosse — wytłumaczył.

Pokiwałam głową, z braku lepszej reakcji. Każdy z nich miał zupełnie inną sylwetkę, a dwóch z nich nie wyglądało, jakby miało cokolwiek wspólnego ze sportem.

— A teraz wszyscy się rozjedziemy po świecie, ze względu na studia — kontynuował Albie, robiąc przy tym smutną minę. — To jeden z naszych ostatnich wspólnych wyjazdów, zanim zdążymy o sobie zapomnieć, bo poznamy dużo ciekawszych ludzi.

Prychnęłam, a Marco pokiwał głową z niedowierzaniem.

— Mam! — wyrwało się nagle Dennisowi, który do tej pory nie zwracał na mnie uwagi. — Proszę, Kinsley, musisz spróbować mojego popisowego drinka — dodał, po czym wręczył mi szklankę z koktajlem, który tak pieczołowicie przygotowywał.

Upiłam łyk i niezbyt subtelne "mmm" wyrwało mi się mimo woli.

— Jest pyszny, dziękuję!

— Jakbyś go zrobił na oko, byłby tak samo dobry — skwitował Marco, po czym oparł ręce o blat tuż obok mnie.

— Kinsley, może nam opowiesz, jaki Marco był w podstawówce? — odgryzł się Dennis. — Słyszałem od jego siostry, że był tajemniczym chłopcem, z wiecznie obrażoną miną i długą grzywką, opadającą na oczy.

The Adults Are TalkingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz