Fluorescent Adolescent

26 5 15
                                    

Najwyraźniej Dazai musi żywić jakieś masochistyczne upodobania ( i tym razem wcale nie chodzi o jego samobójcze skłonności), bo nawet jemu nie przychodzi do głowy czemu znowu obudził się o czwartej rano. Po niecałych trzech godzinach snu, mówiąc ściślej. Czy wspominał już kiedyś jak bardzo kochał swoje życie?

Przez pierwsze kilka razy, gdy mu się to zdarzyło, po prostu zamykał oczy i starał się zasnąć. Teraz już wie, że nie ma to sensu. Żeby było jasne - to nie tak, że cierpi na bezsenność czy coś. Większość nocy udaje mu się przespać przyzwoite sześć godzin. Gdy okazjonalnie jego organizm jest w formie, może nawet siedem. Ale od czasu do czasu, kilka razy w miesiącu po prostu nie może. W takie noce ( a może już poranki?) zwykle zwleka się z łóżka by zrobić sobie kawę a potem wraca i opierając się o wezgłowie łóżka popija swój napój bogów i czeka aż wzejdzie słońce i pełnoprawnie będzie mógł zacząć swój dzień.

Od wielkiego dzwona, gdy miał ochotę na udawanie iż jest bardziej produktywny niż rzeczywiście był, leniwym, aczkolwiek nie pozbawionym precyzyjności (każdy niewłaściwy ruch równał się zwaleniem średnio pięciu kubków po kawie na podłogę) zgarniał z szafki nocnej laptopa i kładąc go sobie na kolanach, cierpliwie czekał aż plik pod tytułem "tom2" łaskawie postanowi się załadować. Następnie, po prześledzeniu wzrokiem kilku ostatnich linijek tekstu, zabierał się za pisanie nowych. Czasami dopiero popołudniu przypominał sobie, że to czas na drugą kawę. 

Teraz jednak było lato. Promienie słońca zdążyły już wpełznąć do jego pokoju mimo wczesnej godziny. W takim razie chyba nie musi czuć się dziwnie, z tym, że już nie śpi, prawda?

Dlatego właśnie, po obowiązkowym punkcie programu, jakim jest kawa, bierze swojego laptopa pod pachę i rusza w stronę niewielkiego balkonu, na jaki wychodzi się z jego sypiali. Przez moment zawiesza wzrok na telefonie, z którego cicho leci muzyka. Od jakiegoś czasu ułatwia mu to nie tylko pisanie, ale też zasypianie. Po chwili namysłu bierze i urządzenie, i walające się gdzieś obok słuchawki i z takim ekwipunkiem rozkłada się na starym, ani trochę nie balkonowym fotelu, który ledwo mieści się między ścianą a poręczą. Z racji bezapelacyjnego braku odpowiedniego miejsca na stolik kawowy, kubek odkłada na o dziwo całkiem szeroki zewnętrzny parapet. Ale za to jest wygodnie, no nie?

Zaczyna pracę, zawzięcie ignorując lekki chłód. Może i luźna koszulka i dresowe shorty to niekoniecznie idealny ubiór na tę porę dnia, ale zanim dogrzebałby się do czegoś cieplejszego, już dawno zrobiłoby się na to za gorąco. Nie żeby czuł się jakoś wyjątkowo komfortowo z bandażami na widoku, ale raz - przywykł już do ciekawskich i zaniepokojonych spojrzeń, a dwa – no proszę – kto o tej porze wychodzi z domu?

Cóż, jego drugi argument zostaje zweryfikowany zaskakująco szybko, gdy tylko przypadkowo zerka  na balkon wychodzący z budynku naprzeciwko. Jest naprzeciwko do jego, ale piętro niżej. I zdecydowanie nie jest pusty.

Przestrzeń, którą Dazai poświęcił na swój wspaniale duży i miękki fotel, rudzielec  (obecny lokator owego balkonu) zajął sztalugą i wysokim taboretem. I szczerze, niech sobie robi co chce, ale cholera, czemu ten kretyn się na niego lampi? Najwidoczniej chłopak także zadał sobie to pytanie bo po kilku sekundach tylko odrobinę nieręcznego patrzenia sobie w oczy gwałtownie odwraca wzrok, ponownie wlepiając go w ustawione przed nim płótno. Dazai prycha cicho z irytacją.

Ale przynajmniej nie tylko on nie śpi o tej godzinie.

A jednak nie może powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń, momentami wcale nie trwających tak krótko i nie będących tak przypadkowymi jakby sobie tego życzył. Po pół godzinie tych zupełnie pobieżnych i wyzutych z zainteresowania obserwacji zdążył zauważyć jak ciepłe światło słońca tańczy w lekkich lokach nastolatka sprawiając, że rude pasma momentami przybierają złotawy odcień. Nie umknęło mu, jak w ostrych rysach jego twarzy, obecnie leciutko zmarszczonej w skupieniu, gdzieś bardzo głęboko kryła się jakaś łagodność, którą obecne oświetlenie w pewien sposób wydobywało na wierzch. Nie wątpliwie cierpiał też na niepowstrzymaną potrzebę zmienia pozycji co jakieś pięć minut. W dodatku, jakby miał Dazaia za jakiś okaz w muzeum, regularnie posyła mu długie spojrzenie spod zmarszczonych brwi. I ma czelność myśleć, że tego nie zauważy.

Nasze miejsce || SoukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz