Rozdział 12

212 10 0
                                    


Valerie

Ten poniedziałek nie należy do najgorszych już od samego jego początku. Dobry humor nie opuszcza mnie odkąd wstałam z łóżka, a jest to głównie zasługa Ethana. Z samego rana przywitała mnie wiadomość, gdzie życzył „mniej okropnego dnia niż zwykle". Dosłownie w tych słowach. Później zadzwoniła Rita, odwołując moją dzisiejszą zmianę, dzięki czemu mam cały dzień wolny. Zostały tylko ćwiczenia z francuskiego, gdzie aktualnie zmierzam, a za mną podąża mój ostatnio ulubiony towarzysz. Wciąż ciągnie się za nami zapach papierosów, a niektóre z dziewczyn aż się krzywią, kiedy przechodzimy obok. Myślę, że można już uznać to za nasz znak rozpoznawczy.

- Bonjour, dziś postawimy na konwersację. Muszę załatwić parę spraw w instytucie, więc zaufam waszej sprawiedliwości i sumienności - informuje pani profesor, kiedy wszyscy docierają na aulę. - Dobierzcie się w pary lub grupy i rozmawiajcie.

Cóż za zbieg okoliczności, że akurat to pozostaje naszym głównym zajęciem od dobrych kilku dni.

- Oczekuję, że nie sprzeciwiasz się bycia moją parą, ma dame. - Czuję gorący oddech Ethana tuż przy uchu, a przez całe moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Odwracam się do niego twarzą i wpatruję się w czekoladowe tęczówki najbardziej zalotnym spojrzeniem na jakie mnie stać.

- Ależ skądże, monseigneur.

- Tu regardes aujourd'hui wyjątkowo seksownie - mówi, zmuszając mnie do domyślenia się, że był do komplement. Mam na sobie obcisłą koszulkę z długim rękawem i trzy rozmiary za duże spodnie zwisające na biodrach, więc jeżeli uważa ten ubiór za seksowny, to bardzo dobrze, bo moja szafa właśnie przechodzi mocną przemianę, a wszystkie za krótkie spódnice i zbyt obcisłe spodnie lądują w koszu.

- Toi aussi prezentujesz się l'air parfait - dukam, mieszając języki, bo moja znajomość francuskiego kończy się na mocnym minimum. Chłopak śmieje się z mojej wymowy, ale średnio mi to przeszkadza. Lubię, kiedy to ja powoduję, że jest wesoły.

- Je l'entends souvent - oznajmia, na co marszczę brwi. Za cholerę nie rozumiem, co teraz powiedział, z czego chyba zdaje sobie sprawę, bo dodaje po chwili: - To znaczy, często to słyszę.

- Ciężko, żebyś nie słyszał, mając tyle fanek na tej uczelni - dogryzam, kiwając głową w stronę grupki dziewczyn, zabijających nas morderczym spojrzeniem.

- Mieliśmy rozmawiać en français, Valerie - beszta mnie, a jego dłoń niebezpiecznie zbliża się do mojej. Kiedy opuszki jego palców muskają delikatnie moje, czuję jakby prąd przepływał przez całe moje ciało. - No chyba, że nie jesteś consciencieux et juste.

Mój mózg jest zdecydowanie popsuty, bo mam wrażenie, że każde wypowiadane przez Ethana słowo brzmi jak niepoprawna propozycja. Propozycja, na którą nie potrafiłabym się nie zgodzić, mimo świadomości, że nie powinnam.

- Nie jest to moja mocna strona. - Podejmuję grę i zaczynam bawić się jego palcami, ostatecznie łącząc nasze dłonie. Przez jego twarz przebiega ledwo zauważalne zdezorientowanie, ustępując po chwili miejsca kuszącemu uśmiechowi.

- Chodź, pokażę ci ciekawe miejsce. Myślę, że profesorka nie obrazi się, jeśli teraz znikniemy. - Ethan wstaje z krzesła, nie puszczając mojej ręki, więc robię to samo. Roześmiani opuszczamy aulę, pozwalając, by plotki o nas szerzyły się na jeszcze większa skalę.

Doomed Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz