Przeklęty Lunapark cześć 4.2

125 9 5
                                    

Jackie i Monorey zbliżali się do stołu w głównej sali. Na nim leżała talia kart, popielniczka i cała paczka cygar. Szakal tylko gwizdnął z uznaniem. usiadł na krześle.

- No no, zadziwiasz mnie. Skąd wziąłeś te cudeńka? - zapytał szakal i wskazał na cygara. Monorey uśmiechnął się.

- Mam swoje źródła. - odparł zagadkowo. Jackie prychnął. Król zawsze tak odpowiadał. To była jego najczęściej używana wymówka.

- Źródła? Serio Monorey? - mówił lekko zniesmaczony odpowiedzią szakal. Wiedział jednak że wyrywanie odpowiedzi z małpy, to jak próba uczenia ryby by latała. Bez

sensu. Szakal wrócił do cygar. Wziął jedno i powąchał. Pachniało idealnie. Wysuszony tytoń który powoli wgryzał się w nozdrza, powodował u Jackiego miłe wzdrygnięcie. Lubił zapach cygar. Monorey sam sięgnął po jedno.

- Może dasz się przekonać. - pokazał mu długą brązowa tytoniową laskę. Jackie pokręcił nosem.

- Nie. Zostanę przy fajkach. - odparł i wyjął własną paczkę papierosów. Tak, szakal lubił cygara. Jednak tylko wąchać, niestety z paleniem ich to już inna sprawa. Nie tolerował zapachu palonych cygar. Zawsze kichał przy tym. Wiedział że teraz pewnie też go to spotka. Małpa zerknęła na cygaro.

- Pomożesz z tym? - wskazał na trzymany przedmiot. Jackie wyjął nóż i wbił w stół. Monorey chwycił za rękojeść i odciął przednią część. Oddał nóż. Szakal jednak go

nie schował. Leżał sobie obok niego. Król zdjął cylinder z głowy i położył po swojej prawej stronie na stole. Włożył cygaro do ust, po chwili chwycił talie kart. Pokazał przed twarzą.

- W co gramy? - zapytał i zaczął tasować. Szakal uśmiechnął się trzymając papierosa w pysku. - Poker oczywiście. - odparł bez namysłu. Wyjął z kieszeni swojej kamizelki metalową zapalniczkę benzynową. Cudeńko. Jackie kochał ten przedmiot, wśród całego tego złomu to jest jedyna rzecz której nie chciałby stracić. Otworzył ją ruchem dłoni, pokręcił metalowym krzesiwem. Zapalił się ogień. Jackie podpalił sobie papierosa i pociągnął bucha.

- Znowu ten paskudny smród. - odparł animatronik z garniturze. Jackie spojrzał na cygaro. - I wice wersa. Od zapachu twoich cygar, też chce mi się rzygać. - odparł

jadowicie. Monorey zrobił tylko poważną twarz. Wyjął zapałki z kieszeni garnituru. Potarł o draskę zapałkę i podpalił cygaro. Szakal długo nie musiał czekać, kichnął prawie natychmiast. Nienawidził tego zapachu. Dobrze że po chwili mu to mijało. Król małp skończył tasowanie. Rozdał karty po pięć na osobę i położył resztę talii na dobieranie kart.

To nie była pierwsza gra tej dwójki. Lubili grać w karty. Można było posądzić ich o hazard ale bądźmy szczerzy, musieli jakoś zabijać czas. Walka była ciekawa ale mogła się przejeść, więc oni wymyślili sobie inną rozrywkę. Monorey pierwszy sprawdził swoje karty. Miał trójkę czwórek. Niezły początek. Teraz albo będzie miał szczęście i ułoży fula albo jeszcze więcej i zbierze karetę. Nic nie zdradzającym spojrzeniem zerknął na Jackiego. Ten lekko się uśmiechał. Monorey spojrzał na niego. Musi mieć coś dobrego. Tak szakal nie umiał ukrywać swojego zadowolenia.

- Może coś wrzucimy do banku? - zapytał król. Jackie ucieszył się na taką propozycję.

- Co by to miało być? - zapytał. Bogacz zawiesił oczy na jego zapalniczce. - Może ona. - wskazał na metalową dumę szakala. Jackie tylko zerknął na małpę z politowaniem.

- Luci? Zapomnij. - odparł szybko i schował zapalniczkę do kieszeni. Bogacz nie miał pomysłu na inne rzeczy, o które warto byłoby grać. Po chwili wycofał się ze

FNAF: Przeklęty LunaparkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz