Miasto o tej porze tętniło życiem, na ulicach dochodził gwar mieszkańców, pojedynczych osób pijących w kawiarni, pracujących na straganach, całość w malowniczym porcie dodawała uroku, dosłownie wyjętym z przyrodniczego kanału.
- To nie Ameryka co?- Anthony wyrwał mnie z podziwiania widoków.
- Mieszkasz tu całe życie..to niesamowite wychowywać się..
- Miasta jak każde mają swoje minusy.- wzruszył ramionami.
- Co może być minusowego w tym miasteczku?
- Dlatego pokazuje ci najlepszą stronę zapamiętaj ją właśnie taką.. zgłodniałem, jadłaś już fish and chips?
- Tak to hotelowe nie najgorsze.
- To nie prawdziwe, pokaże ci gdzie dają najlepsze..- prowadził do smażalni gdzie tłuszcz było czuć z kilometra. - Cześć dwa razy to co zwykle..- powiedział do mężczyzny.
- Się robi, jak Loren się miewa? - zapytał, przewracając ryby.
- Czuje się lepiej na szczęście.
- To prawdziwy cud, pozdrów no ją. - macie tu gotowe. Smacznego.
Wyszliśmy na zewnętrz w środku nie było miejsca wskazał ławeczkę na wzniesieniu z widokiem na morze.
- Przepraszam kim jest Loren?
- Moja matka...była chora na raka miewa się już lepiej chemia podziałała.
- Wybacz nie powinnam.
- Nic się nie stało. Jak ryba?
Wzięłam do ust kawałek, w życiu nic nie jadłam pyszniejszego od tego.
- Niebo w gębie.. - ugryzłam kolejny przygryzając frytki.
- Mówiłem.. właśnie zapomniałem musisz uważać na...
W momencie mewa podleciała nisko i porwała mi prawie cały kawełek ryby atakując mnie.
- Ej! Oddawaj! - odleciała. - I z czego się śmiejesz. - zobaczyłam że pada ze śmiechu. - Zapłaci mi za to głupie ptaszysko.
- Właśnie o tym zapomniałem ci powiedzieć.. uważaj na mewy złodziejki.
- Trochę nie w porę.- przewróciłam oczami i dałam mu lekkiego kuksańca. - Chciałam zjeść ten poemat.
- Zabiorę cię jeszcze do lokalnej cukierni, naszego specjału.. jest po drodze naszej wycieczki.
Nie czekając prowadził do piekarni, kiedy wspomniał o mewie nawet zaczęłam się z tego śmiać. Poczekałam chwilkę kupił ich specjał, podał mi jeszcze ciepłe.
- Iii..- ciekawy jak mi posmakuje.
- O moje słodkie istnienie..- Idealnie rozpływał się w ustach.
- Powiesz mi co to jest?- Żeby zdradzić cały sekret? Jak myślisz.
- Czuje nutę sera waniliowego jakieś konfitury..nie zgadnę smakuje jak drożdżówka ale to jak...muszę wiedzieć..powiedz. W życiu nie zjem tak pysznego to wasz specjał.
- Może kiedyś... w Ameryce napewno tego nie zajdziesz może w jakimś supermarkecie się trafi.
- Musisz ty pojechać do Ameryki i spróbować naszych potraw.
- Hamburgery i cola jest na całym świcie.- odparł.
- Ale u Marona najlepsze.. - zamyśliłam chwilę.
- Chodź zostało nam parę miejsc..
- Jeśli chodzi o jedzenie to do wieczora będę szersza niż wyższa.
CZYTASZ
On a summer night
Fiksi RemajaCilia Campbell nie zamierzała przeżyć romansu jak z książki tym bardziej w osobie, która mieszka tysiące kilometrów od niej, przeżywać rozstanie chciałaby zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło się tego lata, jednak zmiana planów zmusza ją do zamie...