osiem

415 11 12
                                    

- Hej laska, wychodzimy na imprezę. - powiedziała moja przyjaciółka. - To nie było pytanie.

- Muszę się uczyć. - westchnęłam.

- I po co ci były te studia? - powiedziała. - Są totalnie bezużyteczne.

- Mówisz tak dlatego, że wykładowca się na ciebie uwziął i je rzuciłaś. - zaśmiałam się.

- Nie tylko dlatego. Również dlatego, że przytłaczał mnie nadmiar nauki. Jebane prawo.

- Mogłaś iść na coś mniej wymagającego. - odparłam.

Alicja poszła na studia prawnicze i już po pierwszym miesiąc je rzuciła, bo powiedziała że wykładowca się na nią uwziął i na samym początku zapewniał, że zrobi wszystko aby nie zdała. Przesada.

- Dawaj, Lilusia.. - powiedziała, robiąc maślane oczy.

- Nie mów tak na mnie. - odparłam.

- A nie tak mówi do ciebie Wiktor?

- Nie, nie mówi. - powiedziałam zażenowana. - Gdzie ta impreza?

Przecież jedna impreza mi nie zaszkodzi.. Nadrobię nauki w inny dzień, zwłaszcza że Wiktor siedzi kolejny dzień w studiu.

- Schodki. - powiedziała.

- W taką pogodę? - odparłam patrząc za okno. - Mamy początek lutego.

- No i chuj, idziemy. Patryk będzie i nas zaprosił.

- Jaki kurwa Patryk.

Ja już naprawdę nie nadążałam.

- Poznalismy się ostatnio na imprezie. Coś z tego będzie, mówię ci.

- Ala, mówisz tak o każdym. - odparłam, przewracając oczami.

- Jebać. Szykuj się. - powiedziała blondynka, wyrzucając z mojej szafy sukienkę.

- Nie idę w sukience. Za zimno jest.

- Jakiś czas temu nie przeszkadzało ci to gdy wyszłaś na miasto z Wiktorem.

Dobra, ale ubieranie sukienki na randkę ≠ wychodzenie na schodki.

- Założę jeansy i bluzę. - powiedziałam patrząc na dziewczynę, która miała na sobie spódnicę, która swoją droga ledwo zakrywała jej cztery litery.

Przebrałam się i nawet bez malowania się, razem z przyjaciółka opuściłam mieszkanie, wcześniej je zamykając. Droga z mojego mieszkania na schodki zajęła nam około piętnaście minut. Już z daleka było słychać innych uczestników tego przedsięwzięcia o charakterze alkoholowym.

- Cześć, jestem Lila. - mówiłam już do kolejnej osoby. Naprawdę, nie znałam tam nikogo.

Wysoki blondyn porwał moją przyjaciółkę ma bok, jak mniemam był to Patryk, a ja zostałam sama popijając piwo. Po chwili dosiadła się do mnie szatynka, którą poznałam jakiś czas wcześniej.

- Lila, tak? - zapytała. - Ja jestem Gabi.

- Tak, to ja. - odparłam, odpalając papierosa. - Chcesz?

- Nie dzieki, nie palę. - zaczęła. - Co cię tu sprowadza?

- Ona. - odpowiedziałam wskazując głową na blondynkę, która stała i całowała się z chłopakiem. - A ciebie?

- Tylko i wyłącznie nuda. Siedziałam w domu, gdy zobaczyłam jak mój znajomy dodał relacje, że tu są więc wpadłam.

Chwilę tak razem posiedziałyśmy i rozmawiałyśmy, po czym podeszła do nas kolejna obca mi osoba.

Umrzemy szczęśliwi | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz