PovSmav:
Obudziłem sie wtulony w tego słodziaka, leżeliśmy na łyżeczke.
Ręką gładziłem jego brzuch i muskałem ustami jego skóre za uchem na co mruczał słodko.
D: Mmm... - Dzięn dobry kochanie!
- przeciągnołem i odchyliłem głowe tak by skraść całusa.
SV: Dzień Dobry słodziaku. - całowaliśmy sie chwile i wtedy znowu odezwał sie tyłek blondyna.
Prrr 💨
D: hahaha - ( śmnieje sie)
SV: I co sie cieszysz, że sie spierdziałeś?
D: To Twoja wina i Twojego masarzu.
SV: Jesteś jak bobas, który ma kolki one też tak pierdzą.
D: Nieprawda, no weś. - zrobiłem sie czerwony.
SV: Prawda, prawda. - zaczołem go łaskotać.
D: Prze prze przestań prooosze.
Prrr 💨
SV: Nie no niewytrzyman z tobą, otworze okno i pójde zrobić śniadanie.
D: Już mnie nie lubisz? - zapytałem odprowadzając chłopaka do okna.
SV: Coo ja Cie uwielbiam! Zawisłem nadnim i dałem mu buziaka.
D: Nawet takiego pierdzącego?
SV: Nawet takiego pierdzioszka słodkiego.
Prr💨
D: ups sorki to już chyba z stresu.
SV: przyniose espumisan.
D: Przepraszam. - posmutniałem.
SV: Daj spokój nie przejmój sie przecierz każdy pierdzi nawer haylina z osiedlowego 😆 ( smnieje sie)
D: Ona to już wyższy kaliber hahaha
SV: dobra zaraz przyjde. - wyszedłem do kuchni po ten lek dla blondyna i zastanawiam co to znaczy dla zwiąsku jeśli przeprowadza sie rozmowy o pierdzeniu. - Zaśmniałem sie wmyślach, podeszłem do szafek w kuchni i sięgałem po tabletki, kiedy poczułem czyjeś rączki.
D: Tęskniłem Kochanie.
SV: Super, ale wiesz ze tu mam zamknięte okno?
D: A ić ty. - walnełem go w plecy i już chciałem iść ale mnie złapał.
SV: Wygłupiam sie tylko, choć tu.
- złapałem go i posadziłem na jego ulubionym mniejscu na blacie.
- Trzymaj pierdzioszku.
D: Co to?
SV: Tabletka na ten twój brzusio.
- chłopak popił, a ja mu dałem całusa wtedy oderwał mnie telefon.
D: Ale ktoś ma wyczucie.
SV: To kiślu. - halo?
K: Hej obudziłem?
SV: Nie niespałem.
K: Sory, że dzwonie ale niechciałem znowu wkraczać w strefe rażenia.
SV: haha bardzo śmnieszne wiesz.
K: Sory, ale z tymi bąkami powinieneś iść do lekarza.
SV: A Ty z sikaniem.
K: Możemy iść razem Filipku.
SV: Dzięki nie skorzystam.
K: Jak sobie chcesz, ale oferta aktualna.
SV: Dobra przemyśle, powiesz po co dzwonisz?
K: Chciałem zapytać czy rozmawiałeś znim?
SV: Tak dziś zadzwoni.
K: To dobrze, to ja go ogarne by był trzeźwy.
SV: Znowu pił?
K: obiecał, że nie będzie.
SV: to dobrze, może powinien pogadać z specjalistą.
K: też tak myśle, może spróbuje go przekonać.
SV: Jak coś to daj znać.
K: Spoko to nara.
SV: Paaa. - skończyłem gadać i wróciłem do chłopaka.
D: Co jest?
SV: Pytał czy kontaktowałem sie z Tobą.
D: No tak musze zadzwonić do Florka.
SV: Chcesz to zrobić teraz.
D: Chyba tak, ale boje sie.
SV: Wiem, ale jak chcesz moge być przy tobie.
D: Naprawde?
SV: Tak słodziaku.
D: Dobra to zróbmy to, bo nie chce jeść puki znim nie pogadam, bo zwymniotuje.
SV: Podam Ci telefon, trzymaj.
D: Dzięki. - wybrałem numer do Florka i przyłożyłem telefon do ucha.
F: Halo Dominik.
D: Tak to ja.
F: Kochanie tak bardzo za Tobą tęsknie, prosze wróć domnie.
D: Teraz nie moge, potym co sie stało ja musze przemyśleć.
F: Ja wiem przegiełem przepraszam, to przez to, że jestem zazdrosny.
D: Bałem sie powiedzieć, że mnie bardzo boli bo wciągle namnie fuchałeś.
F: Wiem zachowałem sie jak totalny osioł i nie ma dlamnie usprawiedliwienia, ale prosze daj mi szanse to naprawić i wróć domnie.
D: Daj mi czas wylecze sie i przemyśle wszytko to wtedy wróce, ale nie naciskaj i przestań pić bo do żula wracać nie będe.
F: Obiecuje przestane i wszytko posprzątam i przygotuje pyszny obiad.
D: Przepraszam, ale musze kończyć.
- tak naprawde czułem sie źle i już niedawałem rady.
F: Dobrze Kocham Cie pa.
D: Jac..... ( Rozłączył sie)
SV: Domiś co jest? - pobiegłem za chłopakiem, a ten upadł nad toaletą i zaczoł wymniotować. - wyjołem czysty ręcznik i ukląkłem przy chłopaku przykładając mu do buzi.
D: Przepraszam.
SV: Za co?
D: za wszytko, najpierw ci pierdze, teraz ci rzygam, a Ty to wszyko znosisz.
SV: Domiś jeśli sie kogoś bardzo kocha to dla tej osoby zrobisz wszytko by była szcześliwa i by dobrze sie czuła. - teraz choć położysz sie.
D: Nie moge ojć. - znowu zwruciłem.
SV: Boli cie brzuch?
D: Troche.
SV: Choć ( złapałem go na ręce) położe Cie na kanapie.
D: A jak znowu zaczne wymniotować?
SV: Dam Ci miske nie martw sie.
- położyłem go na kanapie i przyniosłem miske, poczym okryłem kocem.
D: Znowu. - czułem jak chłopak pomógł mi sie wychylić i dał oparcie na swojej ręce.
SV: Już? Zrobie ci mnięty, a ty masz tu ręcznik i wytrzyj buzie. - już chciałem iść, ale sie odwróciłem. - oprzyj sie to będzie Ci troche lepiej.
D: Dobrze - chłopak mnie troche poprawił.
SV: zaraz przyjde. - poleciałem do kuchni zrobić herbaty i pomyślałem o termoforze. - zadzwonie jeszcze po lekarza.
D: Filiiiiip!
SV: Już zaraz lece! - robilem herbate trzymając telefon przy uchu.
L: Tak sucham Lewandowski Mariusz Lekarz Internisa wczym moge pomóc.
SV: Dzień dobry Filip Kłoda, dzwonie bo pana pacjet Dominik Rupiński ma bóle brzucha i wymniotuje cały czas.
L: Gorączkuje?
SV: Nie sprawdziłem.
L: Dobrze nie ważne może mi pan napisać adres esemesem to bede za jakieś 40min.
SV: Tak napisze, dziękuje panu bardzo to ja wysyłam i dozobaczenia.
L: Dowidzenia.
D: Filiiipek no choć już.
SV: Już ide nie krzycz. - napisałem szybko adres, poczym wziołem herbate i termofor i poszłem do chłopaka.
D: Co tak długo, niechce być sam.
SV: Nie będziesz, już jestem i Cie nie zostawie. - Tu masz herbatke i połóż se termofor.
D: Dziękuje, że mi pomagasz jesteś przekochany.
SV: Zawsze będe, a teraz wezme tą miske. - nie mineła chwila i rozległ sie dzwonek do drzwi.
D: Fifi kto to.
SV: Spokojnie to lekarz.
D: Coo? Zadzwoniłes po niego.
SV: Tak bo sie martwie i możesz mnie potem zabić, ale pozwól sie zbadać.
D: Dobrze pozwole nie martw sie.
SV: Dziekuje, pójde go wpuścić.
- otworzyłem mu drzwi.
L: Dzięń dobry to gdzie pacjent.
SV: Prosze tendy.
L: Dzięń dobry.
D: Dzięń dobry.
L: To ja Pana zbadam, a pan może nachwile wyjść?
SV: Yyy tak już. - wyszedłem i czekałem z niepokojem, aż lekarz skończy badanie.
D: Filip choć już.
SV: Tak jestem co do szlitala? Operacja?- spanikowałem, a oni patrzeli sie jak na durnia.
L: Spokojnie to tylko stres nic mu nie bedzie, ale jak pan sie nie uspokoi to będą musieli pana zabrać na kardiografie, więc spokój.
SV: Tak przepraszam, ale martwiłem sie.
L: Nie ma już czym, podałem leki i morze zasnoć.
SV: Dobrze dziekuje panu. - odprowadziłem lekarza i wróciłem do Domisia.
D: I co mam Cie zabić?
SV: A zrobisz to? - wsumnie zasłużyłem.
D: Nie, ale zabierz mnie do łóżka.
SV: Jasne choć. - wziełem go na ręce i zaniosłem do łóżka.
D: Położysz sie obok?
SV: Jasne. - przylgnoł domnie, a ja go objołem.
D: Opowiesz mi coś?
SV: A co Ci opowiedzieć?
D: Możesz coś o sobie, jakąś anegdotke.
SV: No dobra, to wtakim razie opowiem Ci historie jak ratowałem biednego pieska.
D: Pieska, a co mu było?
SV: Był zamknięty sam w domu bez nikogo.
D: A właściciel?
SV: Moja babcia i ona wyjechała, a opiekować mniałem sie ja.
D: To co to za ratowanie?
SV: Bo niezostawiła mi kluczy, więc musiałem sam se radzić.
D: I co zrobiłeś?
SV: Poszedłem do babci sąsiadki mniały balkony obok siebie i przeszedłem nad balustradą?
D: Nie bałeś sie?
SV: Nie było czasu ma strach.
D: A które to było piętro?
SV: Szuste, albo siódme niepamnietam.
D: Szalony jesteś mój bochaterze.
SV: Teraz jestem grzeczny i zajmóje sie Tobą. - spojżałem na chłopaka kleiły mu sie oczy. - zaśnij sobie poczujesz sie lepiej.
D: (ziew) kocham cie. - pomróczałem i odleciałem.PovSmav:
Domiś zasnoł, a ja postanowiłem sie podnieść, byłem głodny i to bardzo, więc udałem sie do kuchni.
Nie chce mi sie nic wymyślać, więc zjem najlepsze danie pod słońcem zupke błyskawiczną.
Wstawiłem wode, wziołem miske wrzuciłem makaron i reszte z zawartości saszetek.
Mniedzy czasie sprzątałem i ogarniałem mnieszkanie z syfu.
Wsumnie nie wiedziałem ile blondyn bedzie spał bo mógł nawet do rana.
Jedząc zupe pogadałem z jego mamą, to równa babka i nawet zasugerowała, bym mówił moniczka, ale mi tak głupio. Nawet niewiem kiedy mi tak dzień uciekł, zdążyłem jeszcze obejżeć film w salonie i stwierdzilem, że położe sie już obok chłopaka. Odziwo przyległ domnie jak z automatu.
D: Gdzie byłeś?
SV: ciiii śpikaj, sprzątałem i zjadłem.
D: Acha, ale już zostaniesz?
SV: Tak, no chyba że chcesz jeść?
D: Nie niechce. - wtuliłem sie w chłopaka.
SV: To idziemy lulać?
D: A moge o coś zapytać?
SV: Tak mów.
D: Jesteś namnie zły?
SV: Ja? - nie dlaczego tak myślisz?
D: Bo ja wiem, troche zepsułem ci dzień.
SV:Nic nie zepsułeś, a jutro jest nowy i jeśli będziesz sie dobrze czuł to fajnie go spędzimy.
D: Czyli jak?
SV: Hmmm... 🤔 - zabiore cie na wycieczke.
D: Serio? Dokont?
SV: Zobaczysz, a teraz dobranoc.
D: Dobranoc Kocham cie.
SV: A ja ciebie. - pocałowałem go w czoło i wtuliłem w siebie i tak zasneliśmy.
CZYTASZ
Gdy serce nie wie czego chce
FanfictionHejka jednak postanowiłam wstawić, tą książke jest to książka o Dominiku Rupińskim i jego początkach jak jeszcze prawdopodobnie był z skkefem. Przynajmniej w tej książce jest, jak Wam sie spodoba dajcie znać. Ps. Nie wiem co i jak było, więc treść...