Nazajutrz blondyn obudził sie sam w łóżku, wstał narzucił szlafrog, poszedł do toalety, umył ręce i opłukał twarz. Po wszytkim wyszedł i udał sie w strone kuchni, gdzie usłyszał roześmianego antka.
Więc wszedł zaciekawiony do pomnieszczenia.
D: Dzień Dobry co to za heheszki.
A: Nie mozieś patrzeć, to niespdzianka.
D: Ojej no dobrze zakrywam oczy. - wtedy poczułem usta bruneta na swoich.
SV: Dzień dobry kochanie i nie pytaj to pomysł Antka.
D: Nie pytam, ale jestem ciekawy co sie dzieje.
A: Ziobaciś ale musisz usiąść.
D: Dobra siadam i nic nie patrze.
A: Hahahaha - klaska rączkami.
SV: Ta dam.
D: O woow. - zobaczyłem talerz na którym były przystrojone tosty.
SV: Podoba sie? - Antek przystrajał.
D: Bardzo jest piękne i napewno pyszne. - Dziękuje Antuś.
A: My teź mamy i moziemy razem jeść.
SV: Tak trzymaj i jec. - macie tu sok, a ty ładnie i niezaczepiaj Dominika.
A: Ja jem umamam
D: Słodziak, a Ty co taki ponury?
SV: A bo kiślu dzwonił i wiesz prosił by pomóc Florkowi.
D: Kurde, skoro on sam nie potrafił zrozumnieć to nikt mu wtym nie pomoże.
A: Tzieba mnieć dziada w dupce!
SV: Antek!
A: Cio mama tak mówi.
D: hahaha
SV: Mama jest już dorosła i może.
A: Aje ja.... ,Dobinik też jest i mozie.
SV: Nie wytrzymam znim.
A: Nie moja wina. - zadestykulował niemożność rękoma.
D: Daj spokój, zostaw dziecko pozatym dobrze mówi.
SV: Może tak, ale nie chce by sie wyrażał.
D: To może ja mu to wytłumaczę?
SV: A prosze bardzo, będe wdzięczny.
D: Antuś posłuchaj są pewne słowa, które ty jako mały człowiek nie możesz wymawiać i mimo, że usłyszałeś od dorosłego to nie powinieneś powtarzać.
A: Ale duzi też nie mogą mówić wszytkiego.
D: Prawda, masz całkowitą racje.
SV: Kurwa!
D: Fiiilip nie przy dziecku.
A: To biło bzitko.
SV: Tak sory, bo znowu kiślu mnie męczy przepraszam.
D: Masz racje i tego nie powtarzamy, a ty olej go.
SV: Pójde sie ubrać, obiecałem Antkowi wesołe mniasteczko.
D: Nie jest zamały?
SV: Nie, pójdziemy na karuzele.
D: No okej czyli dziś sie bawimy.
A: Taaaak Dobinik, a pójdziesz znami na samoloty?
D: Jasne, jak Twój brat nie na nic przeciwko.
SV: Oczywiście, że nie nawet mniałem pytać czy znami idziesz.
A: Ić sie juś ublać bo nie bende siam siedział, a dobinik też jest goły.
SV: Już dobra ide. - poszedłem sie ubrać, pomnie blondyn a ja ogarnołem Antka.
D: Idziemy?
SV: Tak hociaku.
A: Hociaku cio to hociak?
SV: Jak coś jest gorące mówi sie hociak.
A: Acha, to idziemy.
D: Tak choćmy uber już czeka.
A: Taaaak, a hoj psigodo!
D: Tak wuhuuu
SV: Jak dzieci. - zakluczyłem mnieszkanie i zjechaliśmy do ubera.
Jechaliśmy jakiś czas, widziałem jak Dominik odrzuca połączenie.
- Nie chcesz znim gadać.
D: Nie, jestem z wami i chce sie Tym cieszyć, a on niech spada. - wyłączyłem telefon.
SV: Jesteś pewny?
D: Tak, całkowicie.
A: Kiedy dojedziemy na mniejsce?
D: Myśle, że już dojeżdżamy prawda?
SV: Tak, zaraz wysiadka. - tak jak wspomniałem, tak wysiedliśmy już po troche długiej podruży. - rozliczyłem sie z kierowcą i dogoniłem Domisia i Antka.
D: Idziesz bo sami se pójdziemy.
SV: Nie ma obcji, że bezemnie. - dogoniłem ich, Antek cały czas trzymał Dominika za ręke.
D: To na co idziemy?
A: Na siamoloty!
SV: Dobrze tylko odbiore bilety poczekajcie.
D: Okej, Antuś musimy poczekać na Filipka.
A: Ale polecimy laziem?
D: A nie wolisz, by Fifi z tobą siedział?
A: Chciem z Tobą.
D: No Dobrze słodziaku, jak Fifi sie zgodzi.
SV: Na co?
D: Na to, żeby Antek siedział zemną.
SV: A To spoko, jak chce.
A: choćmy - złapałem brata i dobinika za rece i ciagne.
SV: hahaha no choćmy. - wsiedliśmy do samolotów, blondyn i młody do niebieskiego ja do czerwonego i ruszyliśmy, potem były autka i karuzela.
A: Ja chciem na koniu!
SV: Dobrze siadaj tylko trzymaj sie mocno.
D: A my do karocy?
SV: Okej moj ty książe. - wsiedliśmy do karocy i karuzela ruszyła.
D: Jest super!
SV: Prawda i teraz mamy chwile dla siebie. - musnołem go nosem, poczym napoczełem pocałunek.
D: Mmmm... Szalony.
SV: Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to zrobić.
D: Aż tak tęskniłeś za moimi ustami?
SV: Bardzo, barszo, bardzo.
D: Karuzela staje, więc wstrzynaj sie.
SV: Yhhh za szybko.
D: Nie stękaj i choć po Antka.
SV: Antek schodzimy choć. - ściągnełem młodego.
A: Jestem głodny!
D: To choćmy cos zjeść, tam kawałek dalej mają restauracje.
SV: No okej, to choćmy. - złapałem Antka za ręke.
A: Fijip pać wataaa!
SV: Najpierw idziemy coś zjeść.
A: Aje Fijip ploseee!
SV: Ty i te Twoje oczy szczeniaczka, ale małą i poczekaj tu z Dominikiem.
A: dobla!
CZYTASZ
Gdy serce nie wie czego chce
FanfictionHejka jednak postanowiłam wstawić, tą książke jest to książka o Dominiku Rupińskim i jego początkach jak jeszcze prawdopodobnie był z skkefem. Przynajmniej w tej książce jest, jak Wam sie spodoba dajcie znać. Ps. Nie wiem co i jak było, więc treść...