Harry przyszedł do pałacu niecałą godzinę od całego zamieszania. Zdziwił się, gdy po wejściu do pokoju Louisa zastał go w objęciach Zayna kompletnie rozemocjonowanego. Płakał w niebogłosy i odpychał od siebie przyjaciela, aby zaraz zacząć rzucać się po łóżku.
— Co...? — spojrzał na Malika, który jedynie pokiwał głową na boki, aby dać mu do zrozumienia, żeby na razie nie zadawał żadnych pytań.
Tak więc zrobił. Zamiast mówić podszedł do dwójki mężczyzn i usiadł na krańcu materaca patrząc z niepokojem na swojego chłopaka.
Widział każdą ściekającą łzę z jego ciemniejszych tęczówek, sposób w jaki kulił się chcąc stać się niewidzialnym. Smutek jaki od niego bił udzielał się również dla Stylesa, który po usłyszeniu kolejnego, głośnego łkania poczuł, że i jemu tworzą się łzy w oczach.
— Lou — spróbował. Przesunął się o kilka cali i wysunął rękę, by móc dotknąć go i spróbować przytulić.
— Dlaczego? — zaszlochał, przyciągając kolana jeszcze bliżej klatki piersiowej. — Miałem z nią porozmawiać. Dlaczego to zrobiła?!
— Oddychaj, Louis — poprosił Zayn widząc jak ten znów się zapowietrza; wraz z szatynem brał głębokie wdechy. W międzyczasie wstał z miejsca i podniósł pluszowego niedźwiadka z podłogi. Ułożył go przy Tomlinsonie, by ten mógł go złapać, co zrobił chwile później, mocno ściskając zabawkę. — Dobrze ci idzie, na spokojnie.
Harry przyglądał się tej scenie ze słonymi kroplami ściekającymi cicho po jego policzkach. W przypływie silnych uczuć postanowił zaryzykować. Położył się tuż obok Louisa i obrócił go tak, że byli zwróceni przodem do siebie. Nie musiał nic mówić, szatyn natychmiast przywarł do jego ciała i dał się objąć, z misiem wciąż znajdującym się w rękach.
Wymienił spojrzenia z Malikiem. Oboje rozpoznali w tych drugich oczach ogromny smutek oraz bezradność. Nie mieli żadnej mocy, by odratować Jacklyn, ani takiej, która pozwoliłaby na zmniejszenie bólu jaki odczuwał teraz Louis. Zostało im jedynie być przy chłopaku z nadzieją, że za jakiś czas wszystko wróci do względnego porządku.
— Potrzebuję... — pociągnął nosem i znów z gardła wyleciał mu przeciągły szloch. Z wycieńczeniem podniósł się i sięgnął do szafki nocnej, ale skutecznie powstrzymał go Harry, który na widok wszystkich buteleczek złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie, zacieśniając uścisk. — P-puść, zostaw, ja... potrzebuję.
— Po prostu zamknij oczy, kochanie — szepnął, następnie składając krótki pocałunek na jego czole. Przeczesywał powoli nieco spocone kosmyki włosów, w tym samym czasie okrywając szatyna kołdrą. — Jesteś zmęczony. Prześpij się, proszę, gwiazdko.
Louis nie chciał spełnić prośby Harry'ego, zamiast tego wił się i kręcił chcąc dostać to czego tak bardzo w tej chwili pragnął.
Po prawie półgodzinnej szamotaninie, w uciesze Stylesa, ten zaczął się uspokajać, aż w końcu zasnął. To było męczące, trzymać przy sobie osobę, która ze wszystkich, pozostałych sił starała się uciec.
Po odczekaniu kolejnych minut i upewnieniu się, że Tomlinson faktycznie spał, Harry pozwolił sobie na wydostanie ramienia spod jego ciała. Po cichu wyszedł z pokoju, jeszcze przed tym posyłając swojemu chłopakowi zatroskane spojrzenie. Wypuścił drżący oddech i po odliczeniu od dziesięciu w dół za nowy cel wziął sobie odnalezienie Zayna.
Chodził z kąta w kąt i z każdymi następnymi drzwiami marszczył brwi. Nigdzie nie mógł go znaleźć a to napawało go większą dawką niepokoju.
— Przepraszam — zapytał w końcu jednego z ochroniarzy. — Wiesz może gdzie jest Zayn?
— Nie mogę udzielić tej informacji, ale mogę przekazać, że go szukałeś — zaproponował postawny mężczyzna.
JE LEEST
When The Sun Goes Down || l.s
FanfictionLouis jest księciem Walii. Wiecznie uśmiechnięty i niosący pomoc innym, aby żyło im się jak najlepiej w Zjednoczonym Królestwie. To, czego nie wie nikt to fakt, że ten sam radosny nastolatek nie potrafi przetrwać chociażby jednego dnia bez swoich u...