ROZDZIAŁ 30

122 10 2
                                    

Pięć miesięcy później...

Linda Vyes poprawiła spódnicę od kremowego kostiumu i ponownie położyła na kolanach niewielką, wysadzaną drobnymi perełkami torebkę.

– Mortimerze myślę, że ten czarny garnitur naprawdę świetnie się na tobie prezentował, czyż nie Elzo? – Pani Vyes oderwała wzrok od syna, który siedział między nią, a drugą kobietą, na kanapie w salonie ślubnym, pochylony do przodu z dłońmi splecionymi przed sobą i opartymi na udach przedramionami. W ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie, czymś wyraźnie zafrapowany.

Pani Jones założyła ręce na piersi i poprawiła się na kanapie, gdyż nie było jej zbyt wygodnie. Wolała raczej twardsze miejsca, gdzie nie czuła się jakby zaraz miała się zapaść.

– Był dobrze skrojony. Materiał również wydawał się porządny – odparła krótko.

– Oczywiście jakość jest najważniejsza, ale wciąż waham się pomiędzy nim, a srebrnym smokingiem.

Elza zmarszczyła brwi.

– Srebrny smoking, odpada.

– A to dlaczego? Ja uważam, że Mortimer także świetnie w nim wyglądał. No może był nieco ekstrawagancki, ale...

– To ślub, a nie gala rozdania nagród filmowych.

– Na ślubie to mój syn będzie gwiazdą. Nie widzę, więc żadnych przeciwskazań.

– Gwiazda? – Kobieta spojrzała na nią, unosząc wymownie jeden z kącików ust. Nie spodobało się to pani Vyes.

– Czyli według ciebie mojemu synowi czegoś brakuje, droga Elzo? – Linda uśmiechnęła się kurtuazyjnie.

– Czy coś takiego powiedziałam? – Matka Dahlii odwróciła głowę. – Po prostu uważam, że klasyka jest jak najbardziej odpowiednia i też praktyczna.

– No tak... – Zmierzyła ją od stóp do głów. – Mimo to z tym praktycyzmem, uważam, że również trzeba uważać.

Słysząc to Elza spojrzała na swoją flanelową koszulę, jasne spodnie i czółenka, a potem zmarszczyła brwi.

– Nie wszyscy muszą się ubierać tak jakby codziennie spotykali się z rodziną królewską.

– Ojej. Nie uważam, że bycie eleganckim to ujma.

– Eleganckim nie, ale już napuszonym jak paw tak.

Idealnie wyprofilowana brew Lindy drgnęła na tę uwagę. Mimo to łagodny uśmiech nie schodził z jej twarzy.

– Elzo, jesteś naprawdę zabawna.

– Ty również droga Lindo.

Kobiety zwarły się wzrokiem, a potem odwróciły głowy, praktycznie w tym samym momencie, udając, że są zajęte ocenianiem wystroju wnętrza salonu.

Mortimer w ogóle nie zwrócił uwagi na te drobne potyczki słowne między przyszłymi teściowymi. Siedząc spięty wpatrywał się w podest, gdzie za zasłoną dwadzieścia minut temu zniknęła Dahlia.

Nie wiedział dlaczego był aż tak zdenerwowany, ale w istocie tak było. Z każdą minutą, która upływała czuł się coraz bardziej zniecierpliwiony. Nagle wyprostował się dostrzegając pracownicę salonu, która właśnie do nich wyszła.

– Panna młoda jest już gotowa – oznajmiła uprzejmie i uśmiechnęła się, a następnie nacisnęła guzik.

Beżowe zasłony powoli zaczęły się rozsuwać, aż ukazały stojącą na podeście Dahlię w białej, koronkowej sukni ślubnej z długim welonem i bukietem białych róż w dłoniach.

TOOTSIE, ZOMBIE I DAHLIA  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz