Następnego ranka obudziłam się wcześniej, przed snem obmyśliłam, co będę robić w najbliższym czasie. Wiedziałam już, że ojciec, Harry i Dumbledore spodziewają się powrotu Voldemorta, to nie jest przeciwnik, którego można zlekceważyć, ale to nie jest też czarodziej, którego nie da się pokonać. Wiedziałam, że muszę mieć w tym swój udział, ze względu na to, jak wiele przez niego straciłam i ze względu na pamięć o swojej matce.
Postanowiłam, że od teraz jeszcze bardziej przyłożę się do nauki, jeszcze więcej czasu poświęcę na naukę zaklęć zwłaszcza tych przydatnych w walce. Draco wspominał, że w szkole w Durmstrangu uczą również czarnej magii, a ja byłam gotowa postawić na szali wiele, byle tylko być przydatną w pokonaniu Voldemorta. Był wczesny ranek, gdy ubrana i spakowana wyszłam z dormitorium i udałam się do biblioteki, tam zebrałam z półek kilka ksiąg z zaklęciami i spisałam z nich wiele zaklęć obronnych i ofensywnych, zanotowałam je w swoim dzienniku.
Taka sama rutyna poranna towarzyszyła mi aż do października, codzienne spisywanie zaklęć, studiowanie opisu ich działania, trenowanie ich poza murami szkoły o tyle o ile było to możliwe. Byłam niezła w zaklęciach, stworzyłam niewielki fantom o posturze przypominającej człowieka, tyle że był cały czerwony i po zranieniu go wypływała woda, nie krew. Ćwiczyłam codziennie często wspierana przez Draco, znalazłam sobie do tego odosobnione miejsce przy jeziorze, które było widoczne jedynie z jednego okna w szkole z gabinetu dyrektora.
Dziewczyna nie wiedziała, że dyrektor śledzi te poczynania i jest bardzo zadowolony z jej hartu ducha, samozaparcia, determinacji. Dumbledore często siadał przy oknie i spoglądał na młodą Ślizgonkę, której mądrość i przebiegłość już cztery lata temu wyczuła w niej Tiara przydziału. Uśpione cechy dawały o sobie znać teraz mocniej niż kiedykolwiek dotąd.
— Tak Fawkesie — powiedział Dumbledore, gładząc pióra swojego feniksa, który siedział mu na ramieniu — ona jest Kekasmai, wyróżniająca się. Jest Ślizgonka, ale tylko z wyboru.
Rosłam w siłę i moc, czułam się pewniejsza siebie i bardziej doświadczona, czułam, że z każdym dniem jestem silniejsza, odważniejsza, a to bardzo mnie uspokajało i wzmacniało psychicznie.
Pewnego dnia na ostatniej lekcji profesor Moody oświadczył, że będzie rzucał na każdego po kolei zaklęcie Imperius, żebyśmy poznali jego moc i sprawdzili, czy zdołamy znieść jego skutki.
— Ale... ale pan profesor powiedział, że to niezgodne z prawem — wybąkała Hermiona, kiedy Moody jednym machnięciem różdżki usunął stoliki na bok, tworząc miejsce pośrodku klasy. — Powiedział pan...że użycie go wobec innej istoty ludzkiej jest...
— Dumbledore chce, żebyście poznali, jak człowiek wtedy się czuje — powiedział Moody, wybałuszając na Hermione magiczne oko i przyglądając się jej bez mrugnięcia powieką. — Jeśli wolisz, żeby ktoś inny rzucił na ciebie to zaklęcie i całkowicie nad tobą zapanował, to możemy się pożegnać. Droga wolna. Możesz wyjść.
I wyciągnął swój sękaty palec w kierunku drzwi. Hermiona spłonęła rumieńcem i wymamrotała coś pod nosem, że woli zostać.
Draco wymienił ze mną spojrzenie. Ścisnął mi dłoń, stojąc obok i powiedział, ruszając samymi ustami „Będzie dobrze".
Moody zaczął wywoływać nas po kolei na środek klasy i rzucał na każdego zaklęcie Imperius. Obserwowałam, ze zdumieniem, jak pod wpływem zaklęcia wszyscy wyczyniali najróżniejsze dziwne rzeczy. Dean Thomas okrążył trzykrotnie klasę, podskakując jak konik polny i wyśpiewując hymn narodowy. Lavender Brown naśladowała wiewiórkę. Pansy skakała jak kangur, a Millicenta Bulstrode skakała przez niewidzialną skakankę. Neville wykonał serie zdumiewających ćwiczeń gimnastycznych, których w normalnym stanie z całą pewnością nie byłby w stanie wykonać. Jak do tej pory, nikomu nie udało się przezwyciężyć działania zaklęcia, każdy odzyskiwał wole dopiero wówczas, gdy Moody cofał je.
— Clarke— zagrzmiał Moody. — Teraz ty.
Stanęłam pośrodku klasy. Profesor podniósł różdżkę, wycelował we mnie i powiedział:
— Imperio.
Poczułam, że ktoś, lub coś chce się wedrzeć do mojego umysłu, niesamowicie dziwne uczucie. Poczułam się lekko, odprężałam się, poczucie odpowiedzialności powoli zatracało się, jednak coś nie pozwalało mi się poddać, obraz niewyraźny, rozmazany, zielone światło i blada kobieca twarz o delikatnych rysach, leżąca na ziemi. Matka, martwa, zabita z zimną krwią. Skupiłam się na niej, na tym, jak zginęła z czyich rąk i dlaczego, tylko dlatego, że chroniła rodzinę.
Usłyszałam głos Szalonookiego Moody'ego, obijający się echem w mojej głowie: klęknij na ziemię i szczekaj jak pies.... klęknij na ziemię i szczekaj jak pies.
Im bardziej słowa napierały na mnie, tym bardziej czułam, się dziwnie, jak gdybym dzieliła z kimś świadomość, czułam, że to głupie, nie poruszyłam się, nie chciałam tego robić, to było nierozsądne i bezużyteczne.
— No już... klęknij na ziemię i szczekaj jak pies.
Głos boleśnie odbił się w głowie, lecz zdołałam go odeprzeć.
— Nie! — usłyszałam swój głos, lecz nie byłam pewna czy to tylko głos w głowie, czy faktycznie to powiedziałam.
— No proszę, to jest dopiero coś! — zagrzmiał głos Moody'ego i nagle poczułam, że zanika poczucie pustki w głowie, zastępuje go ból. Pamiętałam dokładnie, co się stało. — Popatrzcie na to wszyscy: Clarke się nie poddała! Walczyła i zwyciężyła! No dobrze, spróbujemy jeszcze raz, a reszta niech się uważnie przygląda. Patrzcie na jej oczy, tam to zobaczycie... Bardzo dobrze, Clarke, wspaniale! Ciebie nie będzie im łatwo opanować!
Godzinę później z głową, której ból promieniował już do szyi, ramion, aż po koniuszki palców dłoni, wychodziłam z klasy obrony przed czarną magią (Moody uparł się, by rzucić na mnie zaklęcie cztery razy z rzędu, aż w końcu przerzucił się na Harry'ego, któremu po dwóch próbach również udało się całkowicie przezwyciężyć zaklęcie).
— Można by pomyśleć, że w każdej chwili powinniśmy spodziewać się ataku ciemnych mocy. — podsumowała Pansy.
— Tak — powiedziałam leniwie, ledwie rejestrowałam co się wokół dzieje.
— Te wszystkie paranoidalne gadki...— Pansy zerknęła nerwowo przez ramie, żeby sprawdzić, czy Moody'ego nie ma w pobliżu. — Wcale się nie dziwie, że chcieli się go pozbyć z ministerstwa.
Słyszałaś, jak mówił temu Gryfonowi Seamusowi, co zrobił pewnej czarownicy, która zawołała za jego plecami „buuuu!" na prima aprilis? I kiedy mamy przeczytać o tym, jak się walczy z tym zaklęciem? Nawalili nam tyle, że...
Już nie słuchałam, przystanęłam przy ścianie, czując, metaliczny posmak w ustach. Robiło mi się niedobrze, sądziłam, że lada moment zwymiotuje. Serce biło nienaturalnie szybko, a oddech był płytki, szybki, przerywany.
— Cass, co z Tobą? — Draco objął mnie w talii.
Krew spływała mi z nosa i ust, po chwili jeszcze z uszu i oczu. Pansy pisnęła, tak że wszyscy na korytarzu rozejrzeli się, co się dzieje. Draco trzymał mnie mocno, poczułam, że ktoś chwyta mnie z drugiej strony.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanfictionCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?