17. Umarłam?

40 5 0
                                    

Cassie spała już przez dwadzieścia cztery godziny, na szczęście był to już weekend więc Ślizgoni nie musieli tłumaczyć jej nieobecności na zajęciach, nikt z nauczycieli zdawał się nie zauważać jej nieobecności podczas posiłków. Draco i Pansy byli już zmęczeni, lecz żadne z nich nie chciało się do tego przyznać i nadal na zmianę czuwali nad dziewczyną. W sobotę, gdy wybiła godzina ciszy nocnej i tym samym trzydziesta godzina snu Ślizgonki, Pansy właśnie sprawdzała, czy aby nie ma na jej ciele żadnych zmian, zaczęła od nóg, później ręce, lecz gdy dotarła do twarzy, zauważyła, że z kącików oczu Cassie zaczynają płynąć krwawe łzy.

— Blaise! Blaise obudź się, szybko!

— Co, co się dzieje?!

— Pomóż mi szukać kartki z zaklęciem od Moodiego... albo nie, leć po Draco, ja poszukam, Cassie znów krwawi.
Blaise wstał i wybiegł, by po chwili wrócić z widocznie osłabionym i rozespanym kumplem.

— Draco, zaklęcie, gdzie ono jest!? — spytała głośno Pansy.

— Blaise miska z zimną wodą i ręcznik. — powiedział blondyn i drżącymi dłońmi wyjął z szuflady przy łóżku Cassie kartkę z zaklęciem.

Pansy już kładła mokry ręcznik na przyjaciółkę a Draco odetchnął głęboko i zaczął recytować zaklęcie wyraźnie i powoli, trzy razy.

— Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur.

Pansy między drugim a trzecim powtórzeniem przepłukała ręcznik i znów położyła na Cassie drżąc na całym ciele. Gdy ostatnie słowa zaklęcia zabrzmiały, zabrała go. Krwawienie ustąpiło, Cassie była cała w śladach krwi, pościel, poduszka i koc, także zdążyły nią nasiąknąć.

— Przełóżmy ją na moje łóżko, umyję ją i zmienię pościel, tę trzeba dać do łazienki.

Pansy przygotowała swoje łóżko, kładąc na nie dwa szkolne ręczniki w barwach domu węża, chłopcy przenieśli Cassie pod kocem.

— Dobra, wyjdźcie, jak ją umyję, to pomożecie mi z pościelą.

Chłopcy wyszli.

— Malfoy, nie wygląda mi to za dobrze, może jednak warto powiedzieć Snape'owi albo zanieść ją do skrzydła szpitalnego?

Draco milczał.

— Cassie nie znosi być w szpitalu, więc poczekamy do śniadania, jeśli nic się nie zmieni, jeśli się nie obudzi, zawiadomimy kogoś.

— Jak uważasz.

Pansy uchyliła drzwi.

— Chodźcie.

Leżała już pod czystym kocem na łóżku Pansy, która właśnie zastanawiała się co zrobić z taką ilością brudnej pościeli, spojrzała na chłopaków.

— Słuchajcie, myślę, że musimy z tym poczekać do rana — powiedziała — zakrwawiona szata i kilka ubrań, będą wyglądać na efekt bójki, ale jeśli skrzaty znajdą całą pościel we krwi, pomyślą, że kogoś zamordowano... czy coś i na pewno to zgłoszą.

— Masz rację — wtrącił Draco — rano poszukam w bibliotece zaklęcia czyszczącego, musimy się z tym uporać sami. Pansy zaraz i tak moja kolej może pójdziecie do salonu, prześpicie się na sofie przy kominku.

— Dobra, ale jak coś to nas budź.

— Jasne.

Pansy wtuliła się w Blaise'a i wyszli, zostawiając ich samych.

Draco ostrożnie położył się przy Cassie, sprawdził jej czoło dłonią, było chłodne, Cassie była blada bardziej niż zwykle, chłopak martwił się o nią, jednak wiedział, że ona również wolałaby, by poczekali możliwie długo niż oddali ją do skrzydła szpitalnego. Czuł senność, jednak byle ją powstrzymać, zaczął opowiadać Cassie jak minął dzień, jak wymieniali się na zmianę z Pansy i opowiadali Gryfonom o jej stanie.

— Będziesz ze mnie dumna, jak się obudzisz. Kto by pomyślał, że ja i Potter możemy normalnie pogadać... no prawie normalnie, ale można to uznać za postęp, współpracujemy, na pewno Ci się to spodoba.

Spokojny rytmiczny oddech dziewczyny i opadające powieki chłopaka, to nie mogło skończyć się inaczej — zasnął. Coś spadło na ziemię z głuchym uderzeniem, chłopak otworzył oczy, to nie coś, to on sam, spadł z łóżka, najwidoczniej zasnął i za bardzo się wiercił, aż spadł.

— Cassie — szepnął i klęknął na kolana, dziewczyna nadal spała — spojrzał na zegarek stojący po jego prawej stronie na nocnej szafce Pansy, była za dziesięć szósta rano.

— Cholera — wstał, obejrzał dłonie i twarz Cassie, odsłonił lekko koc i spojrzał na jej szyję i dekolt, przykrył ją, odsłonił koc od stóp do wysokości nieco powyżej kolan. — W porządku, wszystko okej — potarł dłonią obolały kark, pokręcił głową, rozciągając obolałe mięśnie, wszedł do łazienki, nie zamykając drzwi, by móc zerkać na śpiącą Cassie.
Opłukał twarz zimną wodą, z lustra patrzył na niego obcy Draco, wyglądał jak on, jednak jego oczy, były podpuchnięte, twarz zmęczona, włosy w nieładzie. Szepnął zaklęcie, wyglądał i czuł się o wiele lepiej. Blondyn wyszedł z łazienki, podszedł do Cassie i pocałował ją w czoło.

— Zaraz wracam — szepnął.

Wyszedłszy z pokoju, poszedł do salonu, gdzie zastał śpiących przyjaciół, Pansy spała z głową na kolanach Blaise'a.

— Pansy, Blaise wstańcie.

Tym razem Blaise jako pierwszy doszedł do siebie.

— Która godzina, czas na zmianę?

— Odlecieliśmy, jest prawie szósta, zaraz zaczną się tu wszyscy schodzić, weź, obudź Pansy.

— Nie śpię już — Pansy powoli poruszyła się i pokręciła głową, widocznie kark ją również rozbolał od niekomfortowego snu — Co z Cassie? — spytała.

— Nadal śpi, chodźcie.

Wstali i ruszyli do dormitorium dziewczyn.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz