23. Będę przy Tobie zawsze

37 5 0
                                    

W poniedziałek schodząc na śniadanie, spodziewałam się, że sytuacja Harry'ego już się poprawi, sądziłam, że wszyscy przyzwyczają się do tego, że jest drugim reprezentantem Hogwartu, niestety bardzo się myliłam. Puchoni, którzy zwykle utrzymywali bardzo dobre stosunki z Gryfonami, zaczęli się do nich odnosić bardzo chłodno. Większość Krukonów zdawała się sądzić, że sprytnie oszukał Czarę Ognia dla sławy a Ślizgoni w większości mieli już o nim od dawna, swoje własne, nieprzychylne zdanie.
Zauważyłam, że Hermiona siedziała między Harrym i Ronem, który był dziwnie milczący, co więcej chłopcy unikali swoich spojrzeń.
Zbliżała się lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami, co oznaczało, że jeszcze jedna ciężka próba przed Harrym — po raz pierwszy od chwili, gdy ogłoszono, że i on weźmie udział w turnieju spotka się ze Ślizgonami.
Jak było do przewidzenia, Crabbe i Goyle pojawili się przed chatką Hagrida ze swoimi zwykłymi drwiącymi uśmiechami, a razem z nim kilku innych.

— Popatrzcie, chłopaki, a oto i nasz reprezentant — powiedział Crabbe, gdy tylko znalazł się dostatecznie blisko Harry'ego. — Macie albumy do autografów? Lepiej postarajcie się o jego podpis teraz, bo wkrótce może go zabraknąć między nami... W końcu połowę uczestników Turnieju Trójmagicznego spotkała śmierć. Jak sądzisz, Potter, długo wytrzymasz? Bo ja idę o zakład, że przez dziesięć minut pierwszego zadania.

Crabbe i Goyle zarechotali, reszta im zawtórowała, musieli jednak na tym poprzestać, bo zza chatki wyszedł Hagrid ze stosem skrzynek w ręku; w każdej była uwięziona jedna bardzo duża sklątka tylnowybuchowa. Ku zgrozie wszystkich zaczął nam wyjaśniać, że sklątki zabijają się nawzajem z powodu nadmiaru energii, wobec czego odtąd zadaniem każdego ucznia będzie wyprowadzanie ich na spacer. Jedyną dobrą stroną tego pomysłu było to, że Ślizgoni przestali się zajmować Harrym.

Wyprowadzić na spacer? — pomyślałam zaglądając do jednej ze skrzynek.

— Hagrid, a gdzie mamy umocować smycz? Wokół żądła, tego wybuchającego końca czy ssawki?

— Tu, w środku — powiedział Hagrid, pokazując nam, jak to zrobić. — Ee... Możecie założyć rękawice ze smoczej skóry, tak na wszelki wypadek. Harry, chodź tutaj i pomóż mi z tą wielką...

Zapięłam swoją sklątkę i zabrałam ją na spacer, jednak ta nie była najwidoczniej zadowolona ze swojej smyczy, poruszała się opornie, robiąc co w jej mocy, byle tylko pozbyć się zapięcia. Sklątki miały już ponad trzy stopy długości i wyjątkową siłę. Nie były już nagie i bezbarwne, lecz okrywał je gruby, szarawy chitynowy pancerz. Wyglądały jak skrzyżowanie wielkich skorpionów z wydłużonymi krabami, ale wciąż nie miały głów i oczu. Zrobiły się bardzo silne i trudno było nad nimi zapanować.

— No przestań, rusz się wreszcie do przodu, zostaw to — mocowałam się ze smyczą, jednak na razie byłam na przegranej pozycji.

— To takie idiotyczne — warknął Draco, kiedy jego sklątka eksplodowała z donośnym hukiem, a siła odrzutu wyrzucała go o kilka jardów do przodu, co spowodowało, że wylądował na brzuchu i sunął po trawie, rozpaczliwie usiłując podnieść się na nogi. — zrobiłam trzy kroki, maksymalnie naprężając smycz i pomogłam mu wstać.

— Wyjątkowo muszę się z Tobą zgodzić, to najgłupsza rzecz, jaką przyszło mi do tej pory robić — warknęłam, bo moja sklątka już się naprężyła i wybuchnęła powalając nas oboje znów na ziemię. Upadłam na Draco aż zderzyliśmy się czołami.

— Ups, wybacz Draco.

— W innych okolicznościach uznałbym, że to przyjemne, ale... sama rozumiesz.

— Ale Ty głupek jesteś — żachnęłam się z udawaną powagą, z trudem powstrzymując śmiech i cmoknęłam go szybko w policzek.

Następne dni były dla mnie prawdziwym rollercoasterem emocji. Wkurzało mnie, że Harry ze wszystkich stron spotykał się z niechęcią i wzgardą, ale bardziej to, że nic nie mogłam na to poradzić. Radość zaś pojawiała się na moich ustach każdego dnia z innego powodu. Najpierw najlepsza ocena z eliksirów co niesamowicie mnie ucieszyło, nie sądziłam, że kiedykolwiek Snape da mi Wybitny, jednak to musiał być prawdziwy cud. Kolejnego dnia Draco widząc jak męczy mnie sytuacja związana z Potterem obiecał, że zajmie się tym przynajmniej na ile zdoła, co prawda nie bardzo wiedziałam, co ma zamiar zrobić, jednak gdy po moim powrocie z biblioteki, do której poszłam tuż po obiedzie w salonie Ślizgonów nikt nie wypowiedział nic na temat Harry'ego, nikt nie komentował jego udziału, nie snuł teorii spiskowych, wiedziałam, że to zasługa blondyna. W środę zaś nadszedł długo wyczekiwany list od ojca.

Kochana Cassie.

Dziękuję za Twój list i troskę o mnie. Jestem bezpieczny. Musimy porozmawiać. Spotkajmy się dziś w nocy w salonie Ślizgonów o 1:30 bądź sama. Kocham Cię.

Tata

— Jeszcze tylko jedna lekcja z Puchonami i wolne — jęknęła Pansy — nie wiem jak wy, ale ja mam już ochotę tylko na kolację i sen, źle spałam tej nocy.

Monolog Pansy trwał w najlepsze, kiedy zauważyłam, że Puchoni podchodzą pod salę, a każdy z nich miał na piersiach wielką odznakę. Przez chwilę pomyślałam, że to odznaki stowarzyszenia WESZ, ale potem zobaczyłam, że wszystkie głoszą to samo hasło, wypisane świecącymi czerwonymi literami, które płonęły jak neony w mrocznym podziemnym korytarzu:
Kibicuj CEDRIKOWI DIGGORY'EMU PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu!
Oczywiście zaczęli je rozdawać wszystkim zainteresowanym, Pansy wzięła jedną z nich, by się im bliżej przyjrzeć. Okazało się, że po przyciśnięciu jej hasło znikło i pojawiło się nowe, tym razem wypisane świecącymi zgniło zielonymi literami:
POTTER CUCHNIE.
Puchoni zawyli ze śmiechu. Każdy przycisnął swoją odznakę, zobaczyłam, że z mojej klasy tylko 4 osoby wzięły przypinkę, ale jak się okazało później w pokoju wspólnym, starsze roczniki nie miały problemu z dumnym noszeniem plakietki.

— Och, strasznie śmieszne — westchnęłam ironicznie — naprawdę, bardzo zabawne.

Nie chciałam siedzieć razem z nimi w pokoju wspólnym więc udałam się do sypialni a razem ze mną Draco, Pansy i Zabini.

Gdy zbliżała się godzina ciszy nocnej udałam, że chce mi się spać. Pożegnałam chłopaków i poszłam pod prysznic. Pansy jeszcze przez chwilę z nimi rozmawiała, lecz gdy kończyłam się ubierać, usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Wyszłam z łazienki i szybko weszłam do łóżka.

— Dobranoc Pansy.

— Zdawało mi się, czy to ja byłam dziś tą wyjątkowo zmęczoną? — ziewnęła Pansy.

— Nie, nie zdawało Ci się, jednak mnie też już to wszystko męczy, wiesz, co mam na myśli, te wszystkie lekcje, prace domowe w hurtowych ilościach, sytuacja z Harrym.... — przerwałam, zdając sobie sprawę, że Pansy już mnie nie słucha, a cicho pochrapuje w swoją poduszkę.

— No i super — wstałam z łóżka, założyłam szlafrok i usiadłam na krześle przy biurku, patrząc w czerń wód jeziora.

Gdy tylko ucichły ostatnie głosy w salonie, wyszłam po cichu z sypialni i spojrzałam na zegar. Była pierwsza piętnaście, w samą porę. Rozglądałam się nerwowo, dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, jak ojciec chce się ze mną spotkać. Przecież ostatnio było to możliwe wyłącznie dzięki dyrektorowi i to w jego gabinecie a teraz miał się pojawić w salonie Ślizgonów. Ogarnęła mnie lekka panika. Usiadłam w fotelu i rozglądałam się po salonie. Pokój był pogrążony w półmroku; oświetlał go tylko blask ognia. Spojrzałam w kominek... i aż mną wstrząsnęło.
W ogniu tkwiła głowa ojca. Gdybym nie była świadkiem, jak tego samego dokonał czarodziej z ministerstwa w salonie Parkinsonów, pewnie zemdlałabym ze strachu. Teraz jednak uśmiechnęłam się, wygramoliłam z fotela, ukucnęłam przed kominkiem i powiedziałam zduszonym szeptem:

— Tato! Jak się masz?

Bardzo się zmienił. Kiedy widziałam go ostatni raz, wyglądał lepiej, jednak teraz włosy miał jeszcze krótsze, sięgające ramion i lśniące a jego twarz była pełniejsza i wyglądał o wiele młodziej, zdrowiej.

— Dobrze kochanie, a Ty jak się czujesz? — zapytał z powagą.

— Ja... — Już miałam powiedzieć: „wspaniale", ale to słowo jakoś nie przeszło mi przez gardło — Nie wiem tato, od wyłonienia uczestników turnieju jest dziwnie, mam ciągle jakieś dziwne przeczucie, że coś się stanie, tak jak Ci wspominałam w liście. Czuje, że ktoś chce zaszkodzić Harry'emu, on ma teraz o wiele gorzej, martwię się o niego.

— Tak, nie Ty jedna.

— Tato, czy to normalne? Czuję tak jak by pod skórą, że coś jest na rzeczy, mam, tak silne przeczucie.... nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję, że coś bardzo złego wydarzy się w tym roku.

— Jesteś intuistką.

— Kim?

— Intuistką, to podobne do jasnowidzenia. Twoja matka była intuistką... przeczuwała, kłopoty, jednak nie mogła określić, jakie i kiedy, nigdy nie rozwijała tego talentu, ale Ty możesz. Musisz porozmawiać z Dyrektorem, on Ci pomoże. Myślę jednak, że teraz powinnaś się uspokoić, nie mamy wpływu na to co ma się wydarzyć, póki nie zacznie się dziać, wtedy przyjdzie nam wybrać między tym, co dobre a tym, co łatwe.

Zastanowiłam się przez chwilę.

— Chcesz powiedzieć, że... on... on naprawdę nadejdzie tak?

— Tak, myślę, że nadejdzie. Ale teraz uspokój się, skup na tym, co istotne, wspieraj Harry'ego, nawet gdy inni się odwrócą. Jesteście rodziną a moc rodziny to potężna siła. Opowiedz mi coś o sobie, ostatnio tylko ja mówiłem... mamy jeszcze trochę czasu.

Opowiedziałam o szkole, starałam się mówić tylko o tym, co dobre, o ocenach, zbliżającym się balu i o przyjaciołach, na których mogę polegać.

— Tak, Parkinsonowie są po naszej stronie jako jedni z naprawdę nielicznych Ślizgonów. Zabini, oni byli zwykle neutralni, ciężko określić mi co zrobią w sytuacji zagrożenia, nie znam ich na tyle... a ten ostatni, chłopak, Draco, kto jest jego ojcem?

Serce zakołatało mi boleśnie w piersi.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz