29. Nieoczekiwane zadanie

32 5 0
                                    

— Potter! Weasley! Może zaczniecie uważać!

Poirytowany głos profesor McGonagall strzelił jak bicz w klasie transmutacji, a Harry i Ron wzdrygnęli się i podnieśli głowy, ja również się otrząsnęłam. Czwartkowa lekcja dobiegała końca. Perliczka nadmorska, którą zamienialiśmy w świnkę morską, została zamknięta w wielkiej klatce stojącej na biurku profesor McGonagall (Świnka Neville'a wciąż miała piórka). Przepisaliśmy z tablicy temat pracy domowej („Opisz, podając przykłady, stosowanie zaklęć transmutacyjnych w przypadku zamiany między gatunkowej"). Lada chwila spodziewaliśmy się dzwonka. Harry i Ron, którzy pojedynkowali się w głębi klasy na fałszywe różdżki Freda i Georgea, spojrzeli na profesor McGonagall ze strachem; Ron trzymał teraz w ręku maleńką papużkę, a Harry gumową rybkę.

— No więc, skoro Potter i Weasley zechcieli już łaskawie zachować się stosownie do swojego wieku — powiedziała profesor McGonagall, patrząc na nich gniewnie (rybce Harry'ego właśnie odpadła głowa i plasnęła o podłogę, bo papużka Rona oderwała ją dziobem chwilę temu) — mam wam wszystkim coś dopowiedzenia. Zbliża, się Bal Bożonarodzeniowy, tradycyjna część Turnieju Trójmagicznego, znakomita okazja, by poznać bliżej naszych zagranicznych gości. Bal jest tylko dla uczniów od czwartej klasy wzwyż... ale każde z was może zaprosić młodszego ucznia lub uczennice...

Lavender Brown zachichotała głośno. Parvati Patii szturchnęła ją mocno w żebra, choć sama robiła, co mogła, by powstrzymać chichot. Obie obejrzały się na Harry'ego. Profesor McGonagall zlekceważyła je.

— Obowiązują szaty odświętne — ciągnęła profesor McGonagall. — Bal rozpocznie się w Wielkiej Sali o ósmej wieczorem w dzień Bożego Narodzenia, a zakończy o północy. I jeszcze jedno. — Rozejrzała się uważnie po klasie. — Bal Bożonarodzeniowy jest, oczywiście, okazją... żeby sobie pozwolić na... ee... Trochę luzu — powiedziała potępiającym tonem.

Lavender zachichotała jeszcze głośniej, przyciskając rękę do ust, by to stłumić. Zrozumiałam, w czym rzecz: profesor McGonagall, którą zawsze widywano z włosami spiętymi w ciasny kok, sprawiała wrażenie, jakby nigdy w życiu nie rozluźniła nie tylko owego koka, ale i swoich sztywnych manier.

— Ale to wcale NIE znaczy, że pozwolimy na jakiekolwiek naruszenie zasad, jakie obowiązują uczniów Hogwartu. Byłoby godne najwyższego potępienia, gdyby któryś z uczniów przyniósł ujmę dobremu imieniu szkoły.

Rozległ się dzwonek, a po nim zwykły hałas towarzyszący pakowaniu toreb i wychodzeniu z klasy.
Profesor McGonagall zawołała, przekrzykując hałas:

— Potter, proszę do mnie na słówko!

Wyszłam z klasy i rozmyślałam o balu, wiedziałam, że każdy kogoś zaprosi, ja sama chciałam iść z Draco, wydawało mi się to oczywiste, w końcu byliśmy parą. Przez myśl, przez moment przemknął mi obraz Sama, zastanawiałam się, czy będzie w szkole na święta, w końcu nie zna tu wielu osób, a siedzenie w „Samotni" jak nazwał swój pokój i to w dodatku w święta zdawało się nie być niczym przyjemnym. Pomyślałam, czy nie powinnam go zaprosić z grzeczności, jednak wiedziałam, że najpierw powinnam o tym porozmawiać z Draco i wybadać plany świąteczne Sama.
Po raz pierwszy aż tylu uczniów wpisało się na listę tych, którzy pozostają na święta w Hogwarcie. Tym razem wyglądało na to, że zostają wszyscy od czwartej klasy wzwyż i że wszyscy dostali bzika na punkcie balu — w każdym razie na pewno wszystkie dziewczęta, a nagle się okazało, że w Hogwarcie jest naprawdę dużo dziewcząt. Było to dla mnie zdumiewające odkrycie; przedtem jakoś nigdy tego nie zauważałam. Dziewczyny chichocące i szepcące na korytarzach, dziewczyny wybuchające głośnym śmiechem na widok mijających je chłopców, dziewczyny rozprawiające o strojach, które włożą w bożonarodzeniowy wieczór i dziewczyny, które po kilka razy dziennie witały się z Draco, zwłaszcza Ślizgonki nawet te dużo młodsze. Chłopców jak gdyby też przybyło, spotykałam ich w niewielkich grupach, jak wskazują sobie palcami różne dziewczęta, często zdawało mi się, że słyszę nawet swoje imię, krocząc korytarzami szkoły wśród uczniów, których praktycznie zupełnie nie znałam jak tylko z widzenia lub nawet zdawałoby się, że wcale.

— Powiem wam, że jej w ogóle nie interesowały żadne zwierzątka — odpowiedział Hagrid, gdy podczas ostatniej w tym semestrze lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami Harry, Ron, Hermiona i ja zapytaliśmy go o wywiad, który z nim przeprowadziła Rita Skeeter.

Ku naszej wielkiej uldze Hagrid zrezygnował z bezpośredniego kontaktu ze sklątkami. Siedzieliśmy za jego chatką przy drewnianym stole i przygotowywaliśmy nowy zestaw pożywienia, którym mieliśmy skusić sklątki do jedzenia.

— Ona po prostu chciała, żebym jej opowiadał o tobie, Harry — ciągnął Hagrid cichym głosem. — No to ja jej powiedziałem, że jesteśmy kumplami od czasu, gdy odebrałem cię Dursleyom. Na to ona: „I nigdy nie musiał pan go upominać w ciągu tych czterech lat?" „Nigdy nie robił panu kawałów na lekcjach?" Ja jej mówię, że nie, a ona wcale się nie ucieszyła. Cholibka, myślałby kto, żeby się ucieszyła, jakbym jej powiedział, że byłeś okropny, Harry.

— No jasne — rzekł Harry, wrzucając kawałki smoczej wątroby do wielkiej metalowej misy i biorąc nóż, by pokroić więcej. — Przecież nie może wciąż pisać o mnie jako o małym tragicznym bohaterze, to by się zrobiło nudne.

— Ona chce mieć jakiś inny punkt widzenia, Hagridzie — zgodził się Ron, kończąc patroszenie jaj salamandry.

— Chciała, żebyś powiedział, że Harry jest notorycznym przestępcą!

— Przecież nie jest! — obruszył się Hagrid.

— Powinna zrobić wywiad ze Snape'em — mruknął ponuro Harry. — Już on by jej dostarczył mięsa do artykułu na mój temat. Potter łamie wszystkie przepisy od czasu, gdy pojawił się w tej szkole.

— Tak powiedział? — zapytał Hagrid, kiedy Ron, ja i Hermiona wybuchnęliśmy śmiechem. — No, może nagiąłeś parę przepisów, Harry, ale przecież chyba jesteś w porządku, no nie?

— Spoko, Hagridzie! — powiedział Harry, uśmiechając się do niego.

— Hagridzie, wybierasz się na bal w dzień Bożego Narodzenia? — zapytałam.

— Może wpadnę, żeby rzucić okiem — burknął Hagrid. — Będzie na co, nie? A ty, Harry, zatańczysz na samym początku, tak? Kogo zaprosisz?

— Na razie nikogo — odpowiedział Harry i zaczerwienił się. Hagrid nie poruszył już tego tematu.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz