Niedzielny poranek powitałam dopiero o chwilę przed dziewiątą, kiedy to kręciłam się w łóżku wspominając jeszcze niezatarte wspomnienie o tego nocnym śnie. Był to piękny sen, byłam w nim szczęśliwa, byłam z nim, wiedziałam, że gdy otworzę oczy, wszystko zniknie, ale teraz jeszcze przez moment wspominałam tę chwilę, gdy razem z Draco spacerujemy po błoniach wtuleni w siebie, znów razem. Pamiętałam, że w moim śnie, Draco wciąż powtarzał, „nikt nie ma już nade mną władzy, teraz już zawsze będziemy tylko ja i Ty Cass".
Niechętnie otworzyłam oczy i wstałam z łóżka, przeciągnęłam się i odpaliłam świecę, jaką zrobiłam dla siebie, oczywiście przedstawiała węża. Zapach, jaki od razu poczułam, cytrusową nutę, świeżą miętę i zioła, słodko mnie otulił tak... Tak pachniał Draco. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam do pięciu i zdmuchnęłam świecę.— Dość Cassie, sen był piękny, ale nie realny, nie może się spełnić. Pocałunek z Draco niczego nie znaczył. Kochasz go, on kocha Ciebie, ale wasz związek to jazda bez trzymanki, nie pakuj się znów w coś, co wykańcza was oboje. Weź się w garść, jesteś mądra, ładna, sympatyczna i jesteś wilą co prawda w 1/8, ale jednak. Znajdziesz sobie kogoś, gdy przyjdzie na to czas, a teraz zbieraj się pod prysznic i na śniadanie. Jest niedziela, więc dziś to, co lubisz najbardziej, a to zawsze poprawia Ci nastrój.
Mówiłam sama do siebie na głos, niczym szalona, chcąc przekonać samą siebie. To nowa strategia, jaką obmyśliłam, wracając wczoraj do zamku. Miałam ogromne nadzieje, że to mi pomoże. Wychodząc z sypialni, miałam przekonanie graniczące z pewnością, że w salonie nikogo nie zastanę. Nie myliłam się w niedzielę, każdy lubił zjeść szybko śniadanie i nacieszyć się wolnym dniem na swój sposób, co wiązało się z tym, że większość czekała punktualnie o dziewiątej przed Wielką Salą, by czym prędzej zjeść i owocnie spożytkować wolny czas.
Nałożyłam sobie śniadanie, byłam już przy czwartym kęsie, kiedy do stołu podszedł dyrektor.
— Panno Clarke, proszę przyjść do mnie po śniadaniu, czekam w moim gabinecie, tutaj zapisałem hasło.
Podał mi kawałek pergaminu z nienagannie wykaligrafowanymi słowami „Malinowa Chmurka".
Przełknęłam kawałek bekonu.
— Oczywiście.
— Co jest? — spytała Pansy, gdy dyrektor odszedł na bezpieczną odległość.
— Nie wiem, ale nie czuję, żeby chciał mnie pochwalić.
— Może Dora coś powiedziała, znaczy może zapomniała powiedzieć, albo pomyliła godziny?
— Wątpię.
— Dasz znać, o co chodziło?
— Pewnie.
Straciłam apetyt, posiedziałam jeszcze chwilę, zastanawiając się, o co może chodzić. Wypiłam kilka łyków soku pomarańczowego i wyszłam z Wielkiej Sali, kierując się, wprost do wierzy, w której znajdował się gabinet dyrektora.
— Malinowa Chmurka — powiedziałam i Gargulec strzegący wejścia ustąpił, weszłam po schodach na górę i już zza drzwi usłyszałam śmiech więcej niż jednej osoby. Niepewnie, lecz nieco mniej zestresowana, zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam:
— Proszę.
Weszłam do środka, w gabinecie była Tonks, która dziś miała na sobie czerwone jeansy i żółtą koszulkę z napisami oraz dyrektor, oboje w wyśmienitych humorach.
— O, dobrze, że już jesteś Cassie.
Dyrektor machnął na drzwi, w których przekręcił się zamek, na ich powierzchni pojawiła się jasna, biaława mgiełka.
— Syriuszu, możesz przyjść — Zawołał Dumbledore.
— Kekasmai! — Zawołał tata, schodząc z antresoli i rozłożył szeroko ramiona.
Nieco zmieszana tak radosną postawą ojca w stosunku do mnie podeszłam potulnie do niego i przytuliłam się.
— Dzień dobry tato — powiedziałam, gdy w końcu nieco poluźnił uścisk.
— Pięknie wyglądasz, moja panno.
— Syriuszu, zostawimy was samych, myślę, że wrócę nie prędzej niż koło — spojrzał na zegar — południa, tak, pewnie mi się zejdzie. Tonks, idziemy?
— Oczywiście. To na razie Syriuszu.
— Cześć Dora, dzięki za wszystko.
Nie rozumiałam, skąd tata wziął się w szkole tak nagle i dziwiło mnie, że nie jest na mnie wściekły, jednak wolałam nie zaczynać rozmowy pierwsza, tak na wszelki wypadek.
— Cieszę się, że mogę osobiście odpowiedzieć na Twój długi list.
A więc o to chodzi, no tak, teraz się zacznie...
— Córciu, a może już po prostu Cassie, jesteś dużą, piękną nastolatką, pewnie nie powinienem mówić jak do małej dziewczynki...
— Może być, jak Ci pasuje tato, mi to nie przeszkadza.
Pocałował mnie w czubek głowy.
— Usiądźmy.
Tym razem usiedliśmy pod oknem na czarnej kanapie, zimowe słońce wpadało do środka, przyjemnie grzejąc w kark i plecy.
— Zacznijmy od tego, że postąpiłaś dość nieroztropnie. Wiem, uczucia potrafią zranić, namącić w głowie tak strasznie, że odcięcie ich to jedyne wyjście, jakie zdaje się być ratunkiem dla Intuisty. Twoja matka miała takie dni, gdy natłok emocji z zewnątrz, nie pozwalał jej funkcjonować normalnie, leżała całymi dniami, z potworną migreną. Wiem, ile wycierpiała, nie miała pojęcia jak odciąć to, co zbędne, ale czuła, że może odciąć siebie. Powtarzała, że czuje taki mentalny przycisk w głowie, który być może pozwoliłby jej odetchnąć, jednak nie wiedząc, co się może stać, wolała nie próbować. Ech... Żeby wtedy miała okazję jak Ty, poznać kogoś, kto ją przez to przeprowadzi, nauczy... Zwlekała jednak. Najpierw, chciała to zrobić po szkole, później była praca, zaraz też Ty i już nie miała na to ochoty, liczyłaś się tylko Ty, Twoje dobro i bezpieczeństwo. Mówiła, że słyszy Twoje myśli, czuła, co chcesz jej przekazać, potrafiła powiedzieć, kiedy będziesz głodna, a kiedy zaczniesz płakać, chcąc na ręce. Ta wasza więź była tak niesamowita... Zazdrościłem wam jej poniekąd, ale widząc wasze szczęście, niczego innego nie pragnąłem bardziej, niż tego by tak właśnie było już zawsze.
Cassie, kiedy człowiek pierwszy raz się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie. Strata pozostaje w człowieku, ból się tylko zaciera. Draco, był twoją pierwszą miłością. I cokolwiek byś zrobiła, zostanie z tobą. Na zawsze. Ja wiem, że ten ból, jaki czujesz, to odtrącenie, jest jak niemogąca się zaleczyć rana, na sercu, która otwiera się i krwawi za każdym razem, gdy go spotykasz; jednak uwierz mi, przyjdzie taki czas, że ta nieistniejąca rana z każdym spotkaniem, będzie mniej boleć, mniej krwawić, aż w końcu się zabliźni i będzie tylko skazą na sercu, które na nowo będzie gotowe na uczucie. Na to, by komuś zaufać, być dla kogoś wszystkim.
Córeczko, na świecie jest milion pierwszych chłopaków dla miliona różnych rzeczy. Jest taki, z którym zatańczyłaś pierwszy taniec, taki z którym całowałaś się pierwszy raz, i inny, którego kiedyś zapragniesz przedstawić mnie. Zobaczysz, że będą pierwsi, z którymi się zmierzysz i pierwsi, o których będziesz gotowa się pojedynkować. Bywają też tacy pierwsi, którym musisz pozwolić odejść. To normalne, że każdy ma swoją pierwszą miłość i taką, która złamała serce. Zawsze są te pierwsze, osoby, ale są też takie, dla których warto wszystko postawić na szali, aż nie staną się twoimi ostatnimi. Bo właśnie ten jeden ostatni jest tym, który tak naprawdę się liczy.
Wiem, że w tych rozmowach, bardziej przydałaby Ci się matka, ja mogę powiedzieć Ci tylko, jak wyglądał nasz związek z mojego punktu widzenia, ale wiem też, że Dora, to wspaniała młoda kobieta, jest dla Ciebie jak starsza siostra, możesz jej zaufać. Jej matka, to moja ulubiona kuzynka, wiem, że wychowała Dorę na wspaniałą kobietę. Dziś po latach mogłem ją znów zobaczyć, to fascynujące, że obie jesteście metamorfogami.
— Tak, Tonks jest super, bardzo ją lubię.
— Widzisz, świat stawia na naszej drodze wielu ludzi, z którymi w większy lub mniejszy sposób splątane są nasze losy, ale zawsze jest w nim ktoś, na kim możemy polegać, zawsze.
— Tato, więc nie jesteś na mnie zły? Narobiłam głupot, naopowiadałam przyjaciołom tyle bzdur...
— Wybaczyli Ci prawda?
— Tak.
— Ja nie mam Ci, czego wybaczyć, bo nie jestem zły. Martwiłem się o Ciebie, czytając to, ale wiedziałem, że masz tu wsparcie wśród ludzi, którym zależy na Tobie, wiedziałem, że oni się nie poddadzą, będą walczyć, nawet gdy Ty chwilowo opadniesz z sił.
Przytuliłam się do ojca. Pogładził mnie po włosach i plecach.
— Kekasmai, chcesz posłuchać, jak to było ze mną i mamą?
— Tak, opowiedz mi.
— Twoją matkę poznałem w 1972 roku, kiedy byłem już na drugim roku nauki a ona dopiero rozpoczynała przygodę z Hogwartem. Przyjaźniłem się wtedy z Jamesem Potterem, Remusem Lupinem i Peterem Pettigrew. James opowiadał nam o swojej młodszej siostrze, która bardzo przeżywa swoje przyjęcie do szkoły, wspominał, że Penelope bardzo chciała być w domu innym niż on. Zawsze uważała, że James jest zbyt opiekuńczy, zbyt troskliwy i zbyt głupkowaty — uśmiechnął się — miała jedynie jedenaście lat, lecz była dojrzalsza od całej naszej czwórki razem wziętej. Penelope nie chciała, żeby, James narobił jej wstydu. On uwielbiał przekomarzać się z nią, płatać psikusy razem z nami i być szkolnym rozrabiakom. Ona zaś uwielbiała czytać i poświęcać czas na naukę. Gdy tylko ją zobaczyłem, od razu poznałem, że to ona wiedziałem, że jest blondynką o długich włosach, które wtedy sięgały jej do talii. Miała bardzo bladą cerę piękne jasnozielone oczy i uśmiech, który sprawiał, że każdy nawet najbardziej ponury dzień stawał się piękniejszym. Oczywiście Tiara Przydziału wahała się, czy przydzielić ją do Ravenclaw, czy Gryffindoru w końcu na jej widoczną prośbę, o czym dowiedziałem się później przydzieliła ją do Krukonów. Miałem dwanaście lat, oboje byliśmy dziećmi, lecz już wtedy chciałem spędzać z nią czas, jednak ona miała grono swoich przyjaciółek i koleżanek, więc nie było za bardzo jak poznać się lepiej. Dopiero na trzecim roku nadarzyła się okazja, by to zmienić. James był dla mnie jak brat, więc było mi dość niezręcznie przyznać nawet przed nim, że jego siostra bardzo mi się podoba, ale on mnie wyczuł; zresztą nie tylko on Remus już wcześniej widział, co się święci. Jako chłopak nie powiem, cieszyłem się gronem zapatrzonych we mnie dziewcząt, schlebiało mi to, ale one nie były nią. Twoja matka także miała wielu wielbicieli, fakt, że była w jednej czwartej wilą na pewno też miał jakieś znaczenie; jednakże, nawet gdyby nią nie była, to było w niej coś takiego, że rozkochiwała w sobie wszystkich. Uwielbiana przez kolegów, koleżanki i nauczycieli, piękna, dobra, utalentowana a mimo to, skromna. Każdy, kto lepiej ją poznał, mógł bez problemu, stracić dla niej głowę. Pod koniec drugiego semestru trzeciego roku jej nauki, czyli mojego czwartego ona wybrała mnie. Gdy powiedziała, że odwzajemnia moje uczucia, czułem, że wszystko się zmienia, od tamtej chwili na ziemi trzymała mnie ona, nie grawitacja. Żadna inna dziewczyna się nie liczyła, dla Twojej matki byłem gotów zrobić wszystko, być, jakim zechce, to było jak przyciąganie.
Po policzkach popłynęły mi łzy.
— W końcu i James zrozumiał, że łączy nas coś więcej niż tylko przyjacielskie relacje o dziwo nie miał mi tego za złe. Przyznał, że bardzo cieszy się z tego, iż jego siostra ma dobry gust. W szóstej klasie, kiedy odciąłem się od rodziny, byłem już prawie pełnoletni. Znalazłem schronienie w domu twoich dziadków, przygarnęli mnie pod swój dach. Penelope i ja spędzaliśmy jeszcze więcej czasu, razem. Wtedy też oświadczyłem się jej, samodzielnie tworząc pierścionek. Miałem swój skarbiec, wziąłem z niego złoto i część przetopiłem na pierścionek sam szkielet , za kolejną część kupiłem niebieski i czerwony kamień szlachetny, które w nim osadziłem tworząc unikatowy pierścionek. Przyjęła moje oświadczyny, nie chwaliliśmy się nikomu do ukończenia szkoły. Nie mogłem uwierzyć w moje szczęście, jednak ona zawsze mówiła, że ma pewność, że ze mną spędzi wspaniałe, intensywne życie. Tak też było, po szkole twoja matka zaczęła pisać do Proroka Codziennego, nie długo, kilka miesięcy, zrezygnowała, gdy poplecznicy Voldemorta zaczęli zmieniać pismo w szmirę, nie mogła się podpisać pod tymi plugastwami. Chwilę później, wzięliśmy w końcu ślub, pojawiłaś się ty i przez niemal dwa lata żyliśmy jak najszczęśliwsza rodzina na ziemi, mimo że Voldemort polował na Jamesa i jego rodzinę oraz przyjaciół. Codziennie dawałem jej kwiaty, róże, lilie, astry, goździki, lawendę, nosiłem ją na rękach, wciąż nie wierząc we własne szczęście. Do dziś, jest miłością mojego życia i nic ani nikt tego nie zmieni. Penelope była moim życiem i wydała mi na świat najwspanialszy skarb Ciebie. Dzięki niej nawet po jej śmierci znalazłem siłę, by żyć dla Ciebie.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanfictionCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?