IV.6.

184 37 22
                                    

Ellie ugotowała kolację i zmusiła Jeremy'ego, żeby zjadł z nią i przespał się w pokoju gościnnym, choć chłopak się upierał, że w garażu lub stajni będzie mu wygodnie. Dopiero rano, kiedy w domu pojawił się Jim Sanders, młody mógł wrócić do swoich obowiązków. Ewakuował się z domu w zorganizowanym pośpiechu.

Koło dziesiątej pojawiła się kucharka, Emma Stark, a w południe pokojówka, Jenna Duster. Obie pochodziły z Banks i od lat pracowały dla Bethellów, więc znały Eleanor od dziecka.

– Mój Boże, jak panienka wyrosła! – To była kucharka.

– Dziękuję, Emmo. Niestety już nie rosnę, przynajmniej nie wzwyż – zażartowała Ellie.

– Bardzo jesteś podobna do babci, Ellie – dodała kucharka, która pamiętała Elisabeth Bethell.

– Ale jak to tak, panienka w takich plebejskich strojach.? – To była pokojówka, oburzona jej ubiorem.

– Nie mam dla kogo się stroić. Na weekend przyjedzie mój chłopak, to wtedy pomyślimy o innej garderobie.

– Ma panienka chłopaka? – zdziwiła się Jenna.

– Mam.

– Niebywałe, jak ten czas leci – westchnęła pokojówka i wróciła do pracy.

Od tego dnia Ellie nie musiała zajmować się gotowaniem, więc miała więcej czasu. Przestało też padać, więc postanowiła po południu przywitać się z końmi i wybrać jakiegoś na przejażdżkę.

Pogoda jakby odmieniła się specjalnie dla niej, bo od następnego dnia termin „angielskie lato" przestał być aktualny. Padało głównie w nocy, a od południa było całkiem ciepło i nawet przebłyskiwało słońce.

Klacz River poznała Eleanor, mimo że nie widziała jej od czterech lat. Kiedy tylko dziewczyna weszła do stajni, zaczęła radośnie rżeć i ruszać łbem.

– Już jestem, koniku – wzruszyła się Ellie, głaskając koński łeb. – Teraz będę cię odwiedzała częściej. Też tęskniłam.

Stajenny Welles pomógł jej przygotować konia, choć upierała się, że poradzi sobie sama. Nie licząc pierwszego dnia pobytu wszyscy w Stoney Acres jakby uwzięli się, żeby traktować ją jak niepełnosprawną księżniczkę. W końcu mogła wybrać się na przejażdżkę. Sama. Pan Welles co prawda przebąkiwał coś o tym, że nie powinna, ale ona go zupełnie zignorowała. W końcu była dorosła.

Przejażdżka zakończyła się szybciej niż powinna, bo jednak zaczęło padać. Mimo to Ellie była zadowolona z pierwszego prawdziwego dnia wakacji na wsi.

Wieczorem, kiedy już była w łóżku, zadzwonił Chester i przegadali prawie godzinę. W zasadzie głównie on opowiadał, wysłuchawszy jej krótkiej relacji z pierwszych dwóch dni pobytu, z pominięciem historii z brakiem pracowników w dniu przyjazdu. Cardwell miał więcej do opowiadania. Najpierw streścił jej swój dzień pracy, a potem przeszedł do – jak to nazwał – przyjemniejszych tematów i zaczął snuć wizje tego, co zrobi z nią, kiedy już przyjedzie na weekend.

– To brzmi świetnie, ale wiesz, że pracownicy mojego ojca na pewno mu doniosą, że tu nocowałeś?

– Nie strasz – zachichotał. – Poza tym zawsze mogę się przemknąć niepostrzeżenie, a w domu być jak cień.

– Pościelę ci w pokoju gościnnym na wprost mojej sypialni – obiecała.

– W gościnnym?

– Pozory trzeba zachować, mój drogi – pouczyła go.

– Och, Ellie, musisz mi ciągle przypominać, że nie jesteśmy zwyczajnymi ludźmi i nie możemy zachowywać się tak, jak oni?

– Jeśli chcesz, możemy przez ten weekend być nawet bardzo zwyczajni. Odprawię służbę i będziemy sami gotować, sprzątać i zajmiemy się końmi – zażartowała.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz