Voldemort odwrócił wzrok od Harry'ego i mnie, zaczął badać własne, odzyskane ciało. Jego dłonie przywodziły na myśl wielkie, blade pająki; długie, białe palce błądziły po piersi, ramionach, twarzy; czerwone oczy, o wąskich jak u kota źrenicach, rozjarzyły się jeszcze bardziej w ciemności. Uniósł ręce, kilka razy zgiął i wyprostował palce, a na jego twarzy pojawiło się zadowolenie. Nie zwracał najmniejszej uwagi ani na leżącego na ziemi Glizdogona, który dygotał i krwawił, ani na wielkiego węża, który ponownie wypełzł w mroku i wił się wokół nas, sycząc.
— Co tu robissssz? — spytał mnie.
Już Ci mówiłam, że nie wiem, jak tu trafiłam. Utknęłam!
— Kłamiessssz! Mój Pan sssię dowie, kim jesssteś!
Voldemort sięgnął nienaturalnie długimi palcami do kieszeni, wydobył z niej różdżkę, pogładził ją pieszczotliwie, a potem wycelował w Glizdogona. Ten nagle uniósł się w powietrze, uderzył całym ciałem w płytę nagrobną i osunął się po niej na ziemie, gdzie padł, zgięty wpół, jęcząc i szlochając. Moje plecy odczuły to uderzenie i udrękę, ciężko mi się oddychało. Voldemort zwrócił swe szkarłatne oczy na Harry'ego i wybuchnął zimnym, bezlitosnym śmiechem. Nie byłam pewna czy mnie także widzi. Szata, którą Glizdogon owinął kikut ręki, przesiąkła krwią.
— Panie mój... — wycharczał i zakrztusił się łzami — panie... obiecałeś... Przecież mi obiecałeś...
— Wyciągnij rękę — wycedził Voldemort.
— Och, panie... dzięki ci, panie...
I wyciągnął krwawiący kikut, ale Voldemort zaśmiał się ponownie.
— Drugą rękę, Glizdogonie.
— Panie, błagam cię... błagam...
Voldemort pochylił się, złapał jego lewą rękę i odsunął mu rękaw powyżej łokcia. Zobaczyłam na jego skórze czerwony znak, podobny do tatuażu — ludzką czaszkę z rozwartymi szczękami, z których wyłaniał się wąż — ten sam znak, który pojawił się na niebie podczas mistrzostw świata w Quidditchu: Mroczny Znak. Voldemort przyjrzał mu się uważnie, nie zwracając uwagi na urywane szlochy Glizdogona.
— Wróciło — powiedział cicho. — Wszyscy to zauważą... i zaraz zobaczymy... zaraz się dowiemy...
Ucisnął mocno znak długim, białym palcem.
Czoło Harry'ego i moje skronie przeszył ostry ból, a Glizdogon wraz ze mną wrzasnął przeraźliwie. Voldemort odsunął palce od przedramienia Glizdogona, a ja zobaczyłam, że krwawy znak zrobił się czarny jak węgiel. Na bladej, płaskiej twarzy Voldemorta pojawił się wyraz mściwego triumfu.
Wyprostował się, odrzucił głowę do tyłu i rozejrzał się po cmentarzu.
— Ilu zachowało w sobie dość odwagi, by powrócić, kiedy to poczują? — wyszeptał, patrząc teraz w gwiazdy. — A ilu okaże się takimi głupcami, by nie przybyć na moje wezwanie?
Zrozumiałam, że mnie nie zauważył, stałam tuż przed nim, ale nie widział mnie.
Zaczął się przechadzać tam i z powrotem przed Harrym, mną i Glizdogonem, przez cały czas omiatając wzrokiem cmentarz. Po jakimś czasie znowu spojrzał na Harry'ego, a okrutny uśmiech wykrzywił jego wężowatą twarz.
— Harry Potterze, stoisz na doczesnych szczątkach mojego zmarłego ojca. Był mugolem i głupcem... jak twoja ukochana matka. A jednak oboje na coś się przydali, prawda? Twoja matka umarła, broniąc ciebie, swoje dziecko... a ja zabiłem swojego ojca i sam widzisz, jak użyteczny okazał się po śmierci...
Znowu się zaśmiał. Krążył tam i z powrotem, rozglądając się po ciemnym cmentarzu, a wąż wił się nadal wokół grobu. Próbowałam podnieść różdżkę Harry'ego, ale czułam tylko jakbym przeorała ziemię palcami. Accio różdżka! Nic się nie stało.
— Widzisz ten dom na zboczu, Potter? Mieszkał w nim mój ojciec. Moja matka pochodziła z tej wioski. Zakochała się w nim, ale ją porzucił, kiedy się dowiedział, kim ona jest... Nie lubił magii, ten mój ojczulek, nie... Odszedł od niej i wrócił do swych mugolskich rodziców, zanim przyszedłem na świat, tak, Potter, a ona zmarła przy porodzie... Trafiłem do mugolskiego sierocińca... ale przysiągłem sobie, że go odnajdę i zemszczę się na tym głupcu, który dał mi tylko swoje imię i nazwisko... Tom Riddle...
Wciąż krążył, przyglądając się grobom.
— Do czego to doszło... opowiadam ci rodzinną historię... Chyba robię się nieco sentymentalny... Ale... patrz, Harry! Powraca moja prawdziwa rodzina!
Nagle powietrze wypełniło się świstem i łopotem płaszczy. Między grobami, za wielkim cisem, w każdym cienistym miejscu aportowali się czarodzieje. Wszyscy byli zakapturzeni i zamaskowani. Zbliżali się ze wszystkich stron... powoli, ostrożnie, jakby nie dowierzali własnym oczom. Voldemort stał w milczeniu, czekając, aż podejdą. A potem jeden ze śmierciożerców padł na kolana, podczołgał się do Lorda Voldemorta i ucałował skraj jego czarnej szaty.
— Panie mój... panie... — wymamrotał.
Pozostali śmierciożercy uczynili to samo. Wszyscy zbliżali się na kolanach do Voldemorta, całowali skraj jego szaty, cofali się i powstawali, tworząc wielki, milczący krąg wokół grobu Toma Riddle'a, wokół Harry'ego, mnie, Voldemorta i rozdygotanego strzępu człowieka, jakim był Glizdogon. W kręgu pozostawili luki, jakby się spodziewali przybycia większej liczby osób. Natomiast Voldemort zdawał się nie czekać już na nikogo. Spojrzał po zakapturzonych twarzach, a choć nie było wiatru, wzdłuż kręgu przebiegł cichy szelest i szmer, jakby wszyscy zadrżeli.
— Witajcie, śmierciożercy — powiedział cicho Voldemort. — Trzynaście lat... już trzynaście lat minęło, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. A jednak odpowiedzieliście na moje wezwanie, jakby to było wczoraj... A więc nadal jednoczy nas Mroczny Znak. Lecz... czy naprawdę jednoczy?
Odchylił w tył swą ohydną głowę i zaczął węszyć, wydymając płaskie nozdrza.
— Czuje winę. W powietrzu jest odór winy.
Krąg lekko zafalował, zakapturzone postacie zadrżały ponownie, jakby pragnęły się cofnąć, lecz nieśmiały tego uczynić.
— Widzę, że wszyscy jesteście zdrowi, pełni sił, fizycznych i czarodziejskich.
Cóż za szybka odpowiedź na moje wezwanie! Zapytuje więc sam siebie: dlaczego taka doborowa paczka czarodziejów nie przyszła z pomocą swemu panu, któremu przysięgła wierność?
Wszyscy milczeli. Nikt nie drgnął, prócz Glizdogona, który wciąż kulił się na ziemi, opłakując swoją krwawiąca rękę.
— I odpowiadam sobie... — wyszeptał Voldemort. — Na pewno uwierzyli, że moja moc została złamana na zawsze, że już nie wrócę. Wśliznęli się między moich wrogów, przysięgając, że są niewinni, że nie wiedzieli, że zostali zaczarowani... Więc pytam się dalej, jak oni mogli uwierzyć, że już nigdy się nie odrodzę? Oni, którzy dobrze wiedzieli, jakie podjąłem kroki, dawno, dawno temu, by uchronić się od nieodwracalnej śmierci? Oni, którzy na własne oczy widzieli bezmiar mojej mocy w czasach, gdy byłem najpotężniejszym spośród wszystkich żyjących czarodziejów? I odpowiadam sobie: może uwierzyli w to, że istnieje jeszcze większa moc, taka, która może unicestwić nawet samego Lorda Voldemorta? Może przysięgli wierność innemu, na przykład temu idolowi i obrońcy prostaków, szlam i mugoli, Albusowi Dumbledore'owi?
Na dźwięk tego nazwiska zakapturzone postacie zadrżały ponownie; niektóre mamrotały coś i potrząsały przecząco głowami. Voldemort nie zwrócił na to uwagi.
— To dla mnie wielki zawód. Muszę przyznać, że jestem rozczarowany.
Jeden ze śmierciożerców nagle wystąpił z kręgu. Drżąc od stóp do głów, runął do stóp Voldemorta.
— Panie! Panie, przebacz mi! Przebacz nam wszystkim!
Voldemort zaczął się śmiać. Uniósł różdżkę.
— Crucio! — krzyknął.
Przeszył mnie ból, tak niespodziewany, potworny, że nie pozwolił mi nawet zaczerpnąć powietrza, nie był mój, ale czułam go całą sobą.
Śmierciożerca zadygotał, zaczął się wić i wrzeszczeć. Ja także krzyczałam z bólu, pomyślałam, że teraz już na pewno usłyszą to w okolicznych domach... Niech przyjdzie policja... ktokolwiek... cokolwiek...
Voldemort ponownie uniósł różdżkę. Udręczony torturą Śmierciożerca znieruchomiał na ziemi, dysząc ciężko.
— Weź się w garść, Avery — powiedział łagodnie Voldemort. — Wstań. Prosisz o przebaczenie? Ja nie przebaczam. Ja nie zapominam. Trzynaście długich lat... Musisz mi za nie odpłacić swoimi trzynastoma latami, wtedy może ci przebaczę. Glizdogon już spłacił część swego długu, prawda, Glizdogonie?
Spojrzał z góry na żałosną, szlochającą wciąż postać.
— Nie wróciłeś do mnie z wierności, ale ze strachu przed twoimi dawnymi przyjaciółmi. Zasłużyłeś na ból, Glizdogonie. Wiesz o tym, prawda?
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanficCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?