1️⃣3️⃣

99 9 7
                                    

Katara
Z łatwością wstałam z jagód mimo iż były całkiem smaczne. Neteyam dalej leżał w owocach ciągle je jedząc. Spojrzałam na swoje nogi oraz brzuch. Były całe w zmiażdżonych jagodach.
-Wyglądasz jak zebra.- odparł chłopak. Pare owoców wypadło mu z buzi.
-Zebra ma paski, słońce.-powiedziałam, sarkastycznie go nazywając. Chłopak tylko zmarszczył jedną brew.
-No to taki kot duży. Był jakiś taki w kropki.- Neteyam jako biolog? Nie widzę tego.
-Chyba za dużo zjadłeś tych jagód, nie sądzisz?- wpieprzał je tak że aż uszy mu się trzęsły.
-Dobre są.- odpowiedział oblizując usta. A ja zaczęłam wycierać się kawałkiem liścia.
-Chyba musimy iść już do domu.- powiedziałam, praktycznie bez żadnych emocji.
-No wypadało by.- powiedział chłopak siadając w jagodach.- Wpadniesz do nas na kolacje?
-Jasne, tylko pójdę do domu się przebrać, chcesz to możesz iść ze mną.- powiedziałam, zanurzając się w wodzie.
-Gdzie idziesz?- zapytał chłopak.
-Do wody, spokojnie nie ucieknę ci.- powiedziałam przedrzeźniając chłopaka.
-Haha bardzo śmieszne.- powiedział chłopak. Potem już go nie słyszałam. Zanurzyłam się pod wodę.

Delikatnie przeciągałam dłońmi po nogach oraz brzuchu. Neteyam chyba jeszcze nie zauważył blizny przy mostku. Kiedyś dawno dawno temu, gdy jeszcze przyjaźniłam się z takim chujem potocznie zwanym Oang'iem. Robiliśmy sobie żarty. Przykładowo zdechłe ryby w łóżku, czy wodorosty w jedzeniu. Jednak Oang miał inny pomysł, postanowił że razem z Aonungiem i jakim jeszcze cepem, napadną na mnie, udając ludzi z nieba. Prawie by im się udało jednak ja nie znałam tego jego przydupasa. I naprawdę się przestraszyłam, gdy trzymał kawałek szkła przy moim gardle. Okazało się że był starszy, i współpracował z Ludźmi z nieba. Zaczęłam kopać i krzyczeć. Trafiłam w brzuch chłopaka przez co się złożył. Jednak ten nie do końca wylądował na piasku, złapał za moją nogę ciągnąc ją w swoją stronę. Gdy próbował wstać dostał solidnego kopa w nos. Przez co miałam chwilę na ucieczkę.
   -Gdzie biegniesz? Tara!- krzyczał Oang, biegnąc za mną. Warto wspomnieć, miałam wtedy 6 lat a Oang 9. Także z kolegami byli starsi ode mnie. Uciekłam w krzaki. Dobrze pamietam w którą stronę biegłam i jak szybko. Byłam szybsza od nich i trochę lepiej znałam okolice. Schowałam się za jednym z większych drzew. Usiadłam na wystającym korzeniu. Skubałam sobie trawę, nie że mi się nudziło ale ze stresu już nie chciałam obgryzać skórek wokół paznokci. Siedziałam tak dobre 20 minut, ale ani razu nie wyszłam z mojej kryjówki.
-Gdzie jesteś, słodka?- usłyszałam w jednej chwili głos tego jednego. Był najstarszy, gdy my mieliśmy 6 czy 9 lat on miał 15. Nie odezwałam się, bałam się że zrobi mi krzywdę. Myślał że nie zauważę że jest od Ludzi z nieba. Jednak tatuaże na rękach rzucały mi się w oczy. I był jakby bardziej niebieski. Coś takiego jak Neteyam. Tyle że Neteyam chce dla mnie dobrze i dba o mój komfort a tamten miał na to wyjebane. Nie znał czegoś takiego jak uczucia. Strzelał w bezbronne ilu czy jakieś inne rybki.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam, zaczynajac płakać. Tata zawsze mnie uczył że nie wolno źle traktować drugiego człowieka. Jednak tutaj to było co innego. Rozejrzałam się i nigdzie go nie zauważyłam. Więc wyszłam z kryjówki idąc w stronę piasku. Starałam się być czujna.
-Wiesz że to nie rozsądne wychodzić sama do lasu, gdy poluje na ciebie?- zapytał głosem przyprawiającym mnie o dreszcze. Zaczęłam biec jednak on rzucił się na mnie. Wiedziałam co chciał zrobić, obezwładnił mnie trzymając moje dłonie nad moją głową. Strasznie się bałam i nie mogłam na to pozwolić. Wierciłam się próbując go kopnąć i tak miał już rozwalony nos także teraz próbowałam trafić w brzuch. Albo ponownie w nos. Jednak co zrobi taki kurdupel takiemu wielkoludowi. Nic nie mogłam zrobić. Tylko krzyczałam. Zaczął odwiązywać mi top, głupio się śmiejąc. Tata ostrzegał mnie przed takimi chłopcami a więc już w tym wieku wiedziałam czego on ode mnie chce. Zerwał ze mnie top, a mój oddech się zatrzymał. Zamknęłam oczy i wiedziałam co mnie czeka. Jednak mie zrobił mi tego co myślałam. Tylko wziął kawałek szkła i narysował mi przy mostku pierwszą literę swojego imienia.
  -Jestem Coton. Tak jakbyś kiedyś mnie szukała.- Dalej miałam zamknięte oczy i tylko krzyknęłam gdy kawałek szkła dotknął moją skórę.- Piękna jesteś, wiesz? Czekam aż dołączysz do nas.
  Nie odpowiedziałam mu. Tylko krzyknęłam jeszcze głośniej.
   -Wiem że boli, ale po tym cię rozpoznam.
  Zaczęłam krzyczeć coraz głośniej. Tym razem krzyczałam że gryzie mnie jakieś zwierze. Ale w języku na'vi.
  -Już praw..- nie skończył bo podszedł do niego zdyszany Andy i odepchnął go na bok. Spojrzał na mnie i podszedł do już wcześniej powalonego Cotona.- Jaki masz problem?
   Andy to mega ładny chłopak, gdy byłam mniejsza strasznie marzyłam żeby być z nim w związku, jednak był o wiele starszy. A potem zmienił klan i tyle go widziałam. Jestem ciekawa co stało się z nim teraz. Nie wiem co się dalej działo, próbowałam zatamować krew. Jedyne co zdążyłam zrobić to ubrać top a potem zemdlałam.

   Moje rozmyślanie przerwał Neteyam.
-Żyjesz?- zapytał, łapiąc mnie pod pachami i pomagając mi się wynurzyć.
  -Tak, w porządku.- odpowiedziałam, kaszląc w stronę twarzy chłopaka.- Sorki.
   -Spoko, chodź idziemy.- powiedział, łapiąc mnie tym razem za rękę. Nie zdążyłam nawet wyjść z wody, bo chłopak na wstępie złączył nasze usta.
   -Już, chodźmy.- powiedziałam rozłączając nasze usta. Ten tylko spojrzał na mnie nie zadowolonym wzrokiem.- No co? Idziemy.
   -Poczekaj chwile.- powiedział podchodząc do owoców.- Coś jest w tych krzakach.- powiedział podchodząc jeszcze bliżej do krzaków.
   -Wracajmy.- powiedziałam, chłopak nawet się nie obrócił i nie zareagował na moje słowa.- Okej, w porządku. Nie wiem jak ty ale ja idę do domu. Najwyżej spotkamy się potem. Cześć.
  I odeszłam. Nie szlam sama długo po chwili dołączył do mnie Neteyam głupkowato się śmiejąc.
  -Czeeeeść piękna, czemu idziesz sama?
  -Nie wygłupiaj się.
  -Dobrze pani marudo, tylko mógłbym dostać małego buziaczka o tutaj.- pokazał palcem na policzek. Westchnęłam ciężko jednak zrobiłam to o co prosił. Prawie przyłożyłam wargi do rozgrzanego  policzka, gdy chłopak szybko obrócił głowę przez co moje usta nie dotknęły policzka tylko jego ust. Były one strasznie ciepłe.
   -Neteyam, pokaż mi swoje czoło.
   -Ale po co? Czuje się bardzo dobrze.- mówił strasznie nie wyraźnie.
   -Pokaż czoło. Po prostu, nie mówię że jesteś chory czy coś.- chłopak przewrócił oczami.-Po prostu pokaż to cholerne czoło.- posłuchał mnie i delikatnie się schylił. Dotknęłam otwartą dłonią czoła chłopaka. Był rozpalony.
   -Blady jesteś.- powiedziałam troszkę się martwiąc.
   -Jest w porząd..- nie odpowiedział, bo osunął się na ziemię. Zaczęłam krzyczeć i panikować. Na szczęście byliśmy już blisko wioski. Dopiero wtedy zauważyłam ślad po ugryzieniu i siną nogę Neteyama.

—————————————————-
Hej, znowu się nie wyrobiłam. Ale rozdział jest, może nie idealny ale mi się w miarę podoba. Jutro raczej nie pojawi się kolejny rozdział. Mam cały zawalony dzień ale zrobię wszystko aby opublikować choć jeden krótki rozdział. Przepraszam za wszystkie błędy i dziękuje za 300 wyświetleń! Jesteście niesamowici💞Widzimy się w następnym rozdziale,

Lov yall🫶

(dobranoc 😘😘)

Trees Between Us  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz