V.4.

184 31 12
                                    

Ellie wstała w niedzielę rano wypoczęta, ale zaraz dopadł ją stres związany z planowaną wizytą u rodziców Chestera. Wystarczyło przejrzeć się w lustrze. Choć trochę się opaliła i odrobinę schudła na wakacjach na wsi, nadal z wyglądu była przeciętną angielską dziewczyną z lekką nadwagą. Zastanowiła się, czy państwo Cardwellowie też będą się jej przyglądać, jak je. I rozbolał ją brzuch. Postanowiła nie jeść śniadania i przegłodzić się trochę.

Ubrała się swobodnie i zeszła do kuchni, żeby oszukać żołądek czymś ciepłym do picia.

Na stole zastała puszkę i zastanowiła się, co też stało się wczoraj wieczorem, że tata o tej porze pił piwo. Dla pewności zgniotła ją i wyrzuciła do pojemnika na segregowane śmieci. Mathilda przyszła do kuchni dopiero wtedy, kiedy Ellie zrobiła sobie kakao.

– Dzień dobry, co panienka robi w kuchni tak wcześnie w niedzielę? – zdziwiła się kobieta.

– Dzień dobry. Miałam ochotę na kakao.

– A śniadanie? – Kucharka uniosła brew.

– Może później zjem z rodzicami i Camillą.

– Ellie, czy ty nie próbujesz się odchudzać? – spytała sceptycznie Mathilda, która widocznie już niejedno w życiu widziała. – Mam wrażenie, że trochę cię ubyło. Źle cię karmili w Stoney Acres? Mam pogadać z Emmą?

Eleanor zachichotała na ten objaw ewidentnej nadopiekuńczości ze strony kucharki.

– Wszystko w porządku, Mathildo. Jem tyle samo, a Emma bardzo dobrze gotuje. Po prostu dużo przebywałam na świeżym powietrzu, jeździłam konno, grałam w tenisa... tak bywa latem.

– W porządku. Zrobię ci później omlet.

– Dziękuję. – Ellie upiła łyk kakao, żeby nie dyskutować dłużej z kucharką o swojej figurze. To naprawdę nie była jej sprawa, ale dziewczyna tak lubiła starą Mathildę, że nie potrafiłaby jej tego wytknąć.

Rzeczywiście, Eleanor zjadła potem z rodzicami i siostrą niedzielne śniadanie, a nawet lunch. Przy lunchu dopiero poinformowała też mamę, że wybiera się z Chesterem do jego rodziców na kolację herbatę i kolację, i że wróci późno. Powiedziała też, że chętnie wybierze się w drugiej połowie sierpnia do Stoney Acres i może zabrać ze sobą Camillę.

– To świetny pomysł! – przyklasnęła lady Bethell.

– Serio? – Cam wydęła usta. – A co tam jest ciekawego?

– Konie są. I korty tenisowe. A do tego cisza, spokój, piękna przyroda, blisko nad morze.

– Nad morzem to byłam w Grecji.

– Camillo, nie możesz spędzić całego lata w domu – zauważyła ich matka.

– Czemu nie? Tu mam znajomych, jest gdzie wyjść... A tam? Pewnie nie ma żywej duszy.

– Tam też mieszkają ludzie. – Ellie zachichotała.

– Nie jadę i już.

– Dobrze, mamo, dajmy jej spokój. Może do mojego wyjazdu zmądrzeje – stwierdziła Ellie i poszła się szykować do wyjścia. Co prawda, miała jeszcze dwie godziny do przyjazdu Chestera, ale wolała przejrzeć garderobę, wybrać coś stosownego i dobrać odpowiednie dodatki.

Była gotowa jeszcze przed czasem i od tej pory nerwowo zerkała na zegarek.

Chester przyjechał punktualnie o szesnastej, tak jak się zapowiedział. Tym razem wszedł do domu i przywitał się z rodziną Eleanor. Lord Bethell poprosił go na chwilę do swojego gabinetu, więc młody mężczyzna poszedł za nim.

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz