CHAPTER XX

49 4 29
                                    

Cieszyłam się z powrotu do domu. Nie wiedziałam, jak zachowa się moja mama, ani co zrobimy z Tonym, który miał spędzać wakacje u taty, ale mimo to, byłam szczęśliwa. Pobyt u ojca kosztował mnie dużo nerwów, w dodatku stale towarzyszyło mi poczucie, że byłam pozostawiona sama sobie. Tu miałam mamę, Alex i, oczywiście, Marco.

Zatrzymaliśmy się przed domem i wysiedliśmy oboje, gotowi na spotkanie z moją mamą. Marco od razu ruszył do bagażnika i zaczął wyciągać torby, za to ja podjęłam próbę dobudzenia Tony'ego, który niby otworzył na chwilę oczy i nawet się przeciągnął, ale po chwili odwrócił głowę i wyglądał, jakby znowu zasnął. Marco zabrał pierwsze bagaże i ruszył w kierunku drzwi. Nie zdążył jednak zapukać, bo w drzwiach stanęła moja mama. Miała telefon przy uchu i gestem dawała nam znać, że stara się zakończyć rozmowę, ale nie może jej przerwać.

— Podsłuchałem, że rozmawia z pacjentem — wyjaśnił mi, gdy na powrót znalazł się przy samochodzie.

Tony wreszcie się ocknął, a jego pierwsze świadome słowa brzmiały:

— Siku!

Nie pozostało mi nic innego, jak w pośpiechu pomóc mu wydostać się z fotelika, by mógł zdążyć do toalety. Wystrzelił jak z procy, minął Marco i zdumioną mamę i zniknął w głębi domu. Mama skończyła akurat rozmawiać, podeszła do nas i mocno przytuliła mnie na powitanie.

— Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi! Marco, bardzo ci dziękuję, że po nich pojechałeś, naprawdę. Przykro mi, że tak wyszło... — Przez chwilę szukała odpowiednich słów, ale widać żadne jej nie usatysfakcjonowały, bo poprzestała na łagodnym uśmiechu.

Zabraliśmy resztę rzeczy i weszliśmy do środka. Tony akurat wygramolił się z łazienki i cały rozpromienił się na widok mamy. Rzucił jej się w ramiona i uwiesił na niej, jak miś koala.

— Na mnie już czas — oznajmił Marco.

— Marco! — Mama odłożyła Tony'ego i sięgnęła do torebki. — Proszę, tu są pieniądze za paliwo, jeszcze raz bardzo ci dziękuję.

Chciała mu wręczyć banknoty, ale on odsunął się stanowczo i pokiwał głową.

— Proszę nie przesadzać, to nic takiego.

— Nalegam — naciskała mama. — To wcale nie jest "nic takiego". Nie chcę, żeby twoi rodzice płacili za tę wyprawę, za którą zdecydowanie komu innemu należałoby wystawić rachunek.

— Oczywiście. — Marco więcej nie oponował i schował pieniądze do portfela.

— Będzie mi bardzo miło, jeżeli przyjmiesz również zaproszenie do nas na kolację. Termin ustalicie z Kinsley, żeby wszystkim nam pasowało.

— Z przyjemnością, pani Barnes — odparł, uśmiechając się serdecznie.

Oboje wyszliśmy przed dom i spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.

— Dasz mi znać, jakie decyzje zapadły? — spytał na odchodnym. — Z jutrzejszego basenu raczej nici, prawda?

— Nie mam pojęcia, jak to wszystko ogarniemy — przyznałam szczerze. — Napiszę ci, jak cokolwiek ustalimy. Marco...

— Tak?

— Ja też ci bardzo dziękuję.

Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno. Zanim mnie puścił, założył mi kosmyk włosów za ucho i dał buziaka w policzek.

***

Usiadłyśmy z mamą w kuchni i rozpoczęłyśmy naradę wojenną i to od nie najlepszych wieści.

The Adults Are TalkingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz