CHAPTER XXIII

17 2 6
                                    

W sobotę rano mama zadzwoniła do mnie cała rozgorączkowana. Zaraz po kolacji z Marco powiedziałam jej, że w tę niedzielę jestem zaproszona do jego rodziców, tymczasem ona zapomniała wspomnieć, że od dwóch dni była umówiona z Campbellami i obiecała mamie Paula, że przyjdziemy wszyscy — mama, Tony i ja.

— Mamo, nie mogę, o piątej mam być u Marco i nie chcę się spóźnić — broniłam się.

— Pamela zaprosiła nas na trzecią, wpadniesz tylko na chwilę, dla kurtuazji, a później pójdziesz prosto do Richardsów. Paulowi podobno bardzo zależy na tym, żebyś też przyszła.

Westchnęłam ciężko, bo nie była to dla mnie idealna sytuacja. Nawet jeżeli dało się pogodzić te dwie rzeczy, spotkanie u Richardsów mnie stresowało i wolałabym mieć czas, żeby się w spokoju przygotować, choćby mentalnie.

— Obiecuję, że nikt nie będzie cię zatrzymywał — zarzekała się mama. — Uprzedzę Pamelę, że masz inne plany, o których ja zapomniałam i nikt nie będzie ci robić z tego tytułu wyrzutów.

Boczyłam się cały dzień, choć nie miałam na kogo, bo mama była w pracy, a Tony nie zrobił mi przecież nic złego. Dopiero kiedy przyjechał Marco, trochę się rozchmurzyłam. Zapewniał mnie, że mogę się spóźnić, jeżeli będę chciała zostać dłużej u Campbellów, ale gorliwie zaprotestowałam:

— Nie ma mowy, zaproszenie od ciebie było pierwsze!

I dokładnie to samo powtórzyłam mojej mamie kilkukrotnie, zanim wyszliśmy z domu i wyruszyliśmy w podróż na druga stronę płotu, do naszych sąsiadów, skąd już od godziny dolatywał zapach dymu i smażonej kiełbasy.

Rodzice Paula byli jednym z tych małżeństw potwierdzających regułę, że przeciwieństwa się przyciągają. Pamela, mama Paula, wysoka szczupła kobieta o energicznym usposobieniu, zawsze przyćmiewała swojego krępego, małomównego męża.

Ernest Campbell ledwie pomachał nam znad grilla, za to jego żona wybiegła nam na spotkanie, jakbyśmy nie widzieli się od tygodni.

— Monica! Jak dobrze was widzieć! Usiądźcie, Paul zaraz przyniesie coś do picia.

Ja i Tony nieśmiało zajęliśmy miejsca, a mama zignorowała prośbę gospodyni i ruszyła za nią do środka domu. Paul zjawił się po chwili, niosąc tacę z lemoniadą.

— Cześć — przywitał się z nami sucho.

Pomachałam mu na powitanie, a Tony bez pytania zaczął się objadać stojącymi na stole truskawkami.

Paul zajął miejsce po mojej prawej, ale milczał i gapił się w telefon. Od początku wydawało mi się dziwne, by nalegał na moją obecność. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, nabierałam przekonania, że jego mama musiała palnąć coś bez zastanowienia i stąd to całe zamieszanie. Zwykle, gdy nasi rodzice umawiali się na podobne spotkania, Paul ulatniał się gdzieś magicznie, albo zjadał coś w pośpiechu i wychodził. Mogłam się założyć, że wolałby być gdzie indziej. Zupełnie tak, jak ja.

Nie potrafiłam się powstrzymać i co chwila zerkałam na zegarek. Dokładnie obliczyłam, o której powinnam wyjść, żeby być u Richardsów na czas. Byłoby nie fair, gdybym powiedziała, że u Campbellów było niemiło. Atmosfera była przyjazna, wszyscy znaliśmy się od lat i rozmawialiśmy głównie o plotkach z życia miasteczka. Mama narzekała na pracę, pan Campbell narzekał na pracę i pani Campbell również, a ja, Tony i Paul przysłuchiwaliśmy się ich rozmowom, wtrącając swoje trzy grosze od czasu do czasu. Od Paula dowiedziałam się, że Josephine Walsh, z którą chodził kiedyś do klasy, zaszła w ciążę. 

— Dziewczyny to zawsze mają gorzej! — skomentowała Pani Campbell. — Słyszałam, że rodzina tego chłopaka nie chce się zgodzić na ślub! Josephine podobno ma wrócić do rodziców. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 22 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Adults Are TalkingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz