V.7.

177 38 24
                                    

W sobotę do południa Eleanor specjalnie nie jeździła konno, żeby nie natknąć się na Jacka. Nie mając partnera do tenisa, zdecydowała pograć w squasha. Sama. Spociła się przy tym tak, że musiała zaraz potem wziąć prysznic. Kiedy zjadła lunch, wyjrzała przez okno. Wyjątkowo słońce prażyło jak oszalałe, więc zamarzyła o tym, żeby schronić się w lesie lub wybrać nad jakąś wodę. W końcu zwyciężyło praktyczne rozwiązanie i zdecydowała, że pojedzie rowerem nad rzekę. Przebrała się nawet w dwuczęściowy strój kąpielowy, żeby złapać więcej słońca. W końcu taki dzień w Anglii jest jak wygrana na loterii.

Na miejscu nie było żywej duszy i tak właśnie miało być. W końcu była na swoim terenie. Rozłożyła ręcznik na trawie, tuż obok miejsca, w którym było piaszczyste zejście do wody, potem rozebrała się, rzuciła ubrania na ręcznik i powoli weszła do wody.

Rzeka była zimna, ale i tak sprawiła jej przyjemność przy tym upale. Jednak dłuższe przebywanie w wodzie mogło spowodować hipotermię, więc po chwili wróciła na ręcznik, położyła się na słońcu i zamknęła oczy.

– Niebezpiecznie tak zasypiać na słońcu. – Usłyszała nad sobą męski głos i otworzyła oczy.

To był Jack. Ale nie po prostu Jack, tylko Jack w samych kąpielówkach! W panice próbowała się zakryć rąbkiem ręcznika, ale efekt był taki, że z niego spadła na trawę, która wbiła jej się w tyłek. A fałdka na brzuchu zrolowała się nieapetycznie.

– A co ty tu robisz?! – pisnęła.

– Mógłbym spytać o to samo. Mój dziadek mieszka niedaleko. Można powiedzieć, że wychowałem się nad tą rzeką, bo spędzałem tu każde wakacje.

To ciekawe, że wcześniej się nie spotkaliśmy – pomyślała, ale zachowała to dla siebie. Za to wstała i owinęła się ręcznikiem.

– Miałam nadzieję, że będę tu sama.

– A ja nie. Wyjeżdżam jutro i miłe towarzystwo mi się przyda – odparł. – Pływałaś już?

– Tak, ale woda jest bardzo zimna.

– Jak zawsze – zaśmiał się. – Patrz i podziwiaj – dodał, po czym wbiegł do rzeki.

Wariat! – pomyślała Ellie, słysząc jak syczy z zimna.

Ona za to wytrzepała ręcznik i rozłożyła go z powrotem na trawie.

– Wchodź, Elle, woda jest boska!

– Raczej nie bardzo.

– Wchodź, nie bądź cykorem!

Eleanor rozważyła za i przeciw i uznała, że nie zaszkodzi utrzeć nosa pyszałkowi. Weszła do wody. Rzeczywiście, za drugim razem zimno nie było już tak przejmujące. Przepłynęła kawałek, a potem znowu wyszła na brzeg i położyła się na ręczniku.

Po chwili Jack znowu stał nad nią.

– Powinnaś się posmarować kremem z filtrem. Będziesz miała oparzenia słoneczne.

– Zawsze jesteś taki ekspansywny? – spytała i zauważyła, że mina mu nieco zrzedła.

– Uważasz, że jestem nachalny?

– Tylko troszeczkę, ale jednak.

– Ale jednak powinnaś użyć filtra.

– Nie wzięłam.

– A ja mam.

– Ty nie potrzebujesz – zaśmiała się, patrząc na opaleniznę bruneta.

– Ale ty tak. To jak? Posmarować cię?

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz