CHAPTER XVII

38 4 19
                                    

Alex wślizgnęła się do mojego pokoju wczesnym rankiem. Spałam jak kamień i obudziłam się dopiero, gdy mocniej pociągnęła mnie za ramię. Wyglądała okropnie, miała zaczerwienione, podkrążone oczy, a w kącikach jej ust były widoczne pęknięcia. 

— Wybacz, że cię obudziłam, ale chyba powinnam wracać do domu, a nie chcę wyjść bez pożegnania — szepnęła.— Przepraszam za wczoraj... Bardzo zepsułam wam wieczór?

— Daj spokój — odparłam i ziewnęłam odruchowo. — Jak się czujesz?

— Jakby mnie przejechał pociąg towarowy — Alex jęknęła. — Rozmawiałam wczoraj z Charlotte, wtedy na parkiecie. 

Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na nią wyczekująco. 

— Wygląda na to, że Charlotte zmierza sobie odpuścić. Powiedziała mi wczoraj, cytuję, że bardzo chciała się przespać z Marco, ale skoro świrujecie na poważnie, to nie będzie tracić czasu. 

Skrzywiłam się i zmarszczyłam brwi. Nie mieściło mi się w głowie, że tak bzdurne zdanie mogło wyjść z ust kogokolwiek i że Charlotte tak otwarcie zwierzyła się Alex ze swoich zamiarów. 

— Nie kłamię, naprawdę tak powiedziała — zarzekała się Alex.

— Wiem, że nie kłamiesz, nikt nie zmyśliłby takiego zdania. Po prostu to jest tak głupie, że aż nie do wiary!

— Miała szczęście, że byłam już wtedy podpita i w tamtym momencie wydawało mi się, że to, co mówi, ma sens. Na trzeźwo wyśmiałabym ją bez wahania. 

— Myślisz, że mówiła serio, że naprawdę sobie odpuści? — spytałam z nieskrywaną nadzieją w głosie. — Wczoraj wyglądała na bardzo zdeterminowaną i niezbyt przeszkadzała jej moja obecność.

— Myślę, że wczorajszy wieczór dał jej do myślenia. Marco okazywał ci bardzo dużo zainteresowania i wysyłał jasne sygnały, kim dla siebie jesteście — dodała z całą stanowczością. 

— Czyli kim? 

— W sensie?

— Kim jesteśmy dla siebie ja i Marco, według jego wczorajszych sygnałów? 

Zdawałam sobie sprawę, że moje pytanie było prowokujące, a Alex miała potężnego kaca, ale nie potrafiłam uciąć rozmowy w tamtym momencie. Po wczorajszym wieczorze miałam jeszcze więcej pytań, niż odpowiedzi. Nie chciałam wymuszać na Marco żadnych obietnic i poruszać tematu jego wyjazdu. Z drugiej strony, cały czas miałam z tyłu głowy, że wakacje były krótkie, a dzień, w którym Richardsowie znowu opuszczą Mousehole, czasami nie wydawał się wcale taki odległy. Poza tym, lubiłam w życiu nadawać etykietki, szczególnie relacjom. Alex była przyjaciółką, Ellie stała się dobrą znajomą, Gwen, Jamila i Betty — były koleżankami z klasy, Paul był moim sąsiadem, a Marco? Wcześniej powiedziałam, że się spotykamy, ale kim to nas właściwie czyniło? Obiektami wzajemnego zainteresowania? Sympatiami? Czy byliśmy parą? Czy można mówić o parze, która ma z góry ustalony czas trwania związku?

Dlatego nie chciałam tak łatwo odpuszczać Alex, chciałam wysłuchać jej perspektywy i niejako zmusić ją, by zdradziła mi swoje przemyślenia. 

— Och, no wiesz... — zawiesiła się na moment. — Na pewno wszyscy już zauważyli, że nie jesteście sobie obojętni — dodała po chwili namysłu. 

Skinęłam głową i uśmiechnęłam się blado, chociaż byłam rozczarowana. Musiałam jednak oddać Alex sprawiedliwość, skoro nawet ja sama nie wiedziałam, jak określić moją relację z Marco, tym bardziej nie powinnam tego wymagać od niej. 

The Adults Are TalkingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz