Izba chorych w kapsule była niewielka. W środku znajdowało się tylko jedno medyczne łóżko, parę półek z najpotrzebniejszymi przyrządami i mocne lampy. Przy półkach były trzy krzesła, a na dwóch z nich siedziała Hope i Jordan. Murphy i Octavia stalii nad oparzonym Millerem, a w między czasie Charmarine szykowała narzędzia i zakładała na dłonie rękawiczki lateksowe. Po paru sekundach do pokoju dołączyła Gaia podchodzac do Millera i kładąc dłoń na jego głowę. Octavia Blake spojrzała na strażniczkę obdarzając ją bardzo nie ufnym wzrokiem. Chwilę później do łóżka zbliżyła się starsza kobieta z jasnobrązowymi włosami spiętymi w kucyka i rękawiczkami na dłoniach. Na pułeczkę obok łóżka izbowego położyła nożyk i opatrunki. Charmarine przyłożyła sobie do oka mały przyrząd powiększający i zwiększający ostrość.
- Odsuńce się. Muszę mieć dobry widok- skierowała do stojącego obok Murphy'ego, Octavii i Gai, a oni odeszli pod same drzwii patrząc na siebie. Charmarine wzięła do dłoni skalpel i zbliżyła się małym przyrządem na oku w stronę jednego z oparzeń na udzie- Tylko trzy tkanki są do wycięcia- dodała przykładając skalpel do oparzenia na udzie i nie odrywając od niego wzroku. Po chwili skalpel znajdował się już w ranie. Kobieta wbiła go bardziej i powoli manewrowała nim wokół podważając martwą tkankę. Murphy widząc powoli podnoszące się brzegi tkanki odwrócił mając ochotę zwymiotować. Po czole Charmaine zaczęły spływać krople potu. Pierwsza tkanka została wyrwana po parunastu minutach ogromnego skupienia i manewrowania skalpelem. Kobieta wyprostowała się i spojrzała na stojąca przy ścianie Gai'e- Musisz oczyścić ranę- oznajmiła- na pułce obok mnie jest preparat. Zalej obficie ranę i nałóż opatrunek z jonami srebra. Podczas gdy Gaia obficie zalewała ranę roztworem, Charmaine oczyściła skalpel i ponownie zbliżyła się w stronę leżącego ciemnoskórego mężczyzny. Recznikiem papierowym przetarła sobie czoło i ponownie przyłożyła małe urządzenie do oka- Kontynuuj. Zajmę się ramieniem- stwierdziła biorąc przybliżając się do jego ramienia. Kolejne operacje wycinania tkanek przebiegły dość sprawnie. Ostatnim krokiem było schłodzenie pozostałych obrażeń. Na całość zeszły ponad dwie godziny. Charmaine zdjęła lateksowe rękawiczki i wrzuciła je do kosza- Swoje zrobiłam. Powinien żyć.
- Powinien?- zapytała Gaia.
- Diyoza zrobiła dużo. Jeśli Miller zginie, to wina nie leży po jej stronie, a po waszej- odparła Octavia podchodząc do Gai i tworząc niewyobrażalne napięcie, które od razu zwróciło uwagę Charmaine. Strażniczka Gaia zrobiła krok do tyłu marszcząc brwii, a Raven opatrująca Jordana i Hope, na słowa Octavii otworzyła szeroko oczy.
- Nie chciałyśmy zrobić nic złego- odpowiedziała Gaia.
- Ale zrobiłyście- odparła Octavia spoglądając na strażniczkę i Raven.
- Zaraz wam wszystko powiemy. Nie musisz zachowywać się jak...
- Jak ja?- zapytała.
- Nie. Jak dzieciak, który nie potrafi się opanować. Powiedziałyśmy Ci, że dowiecie się dziś wszystkiego. Podczas zebrania- stwierdziła, a Octavia uśmiechnęła się i wyszła z izby.
- Było dobrze. Musiałyście coś spieprzyć?- zapytała Diyoza wychodząc za Octavią i zostawiając rannych z Gaią i Raven. Gaia usiadła na krześle obok łóżka chłopaka, podtrzymując rękami swoją głowę.
- Jak powimy to zrozumieją- oznajmiła Raven- Zrobiłyśmy to dla nich.
- Co zrobiłyście?- zapytał Jordan.
- Chciałyśmy dla was poczucia bezpieczeństwa- odpowiedziała Raven kończąc opatrunki- Nie wyszło nam to.
- Ale mogło wyjść- oznajmiła Gaia- Octavia przesadza. Zachowuje się jak naburmuszony gbur- dodała- Jesteśmy dorośli. Może po prostu martwii się, ale powinna zachowywać się jak dorosły człowiek.
CZYTASZ
The 100~ Płomień Komandorów
Adventure~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Od miesiąca Clarke Griffin zauważa dziwne, niekontrolowane zachowanie płomienia komandorów. Doświadcza również przerażających snów, przez które jest na wyczerpaniu. Clarke boi się, że ostateczne starcie było tylko początkiem...