Prolog

54 9 3
                                    

Przez głuche korytarze dalijskiego zamku rozlegał się ciągły, melancholijny odgłos kroków. Roznosił się w odstępach tak regularnych, jakby kto nastawił budzik, mający zapiać o odpowiedniej porze. Lecz nie był to odgłos wesoły. Pociągał za sobą uczucie niepewności, dosięgające wszystkich go słyszących. Każdy wiedział, kto wydaje ten w pewnym stopniu rozdzierający spokój stukot, budzący ptaki przysypiające na zamkowych okiennicach. Jego twórcą była następczyni tronu, która z wewnętrzną irytacją, ukrytą pod stoickim spokojem, który o każdej porze dnia gościł na jej twarzy, sunęła do mniejszej sali pałacowej. Gwałtownym, ale zarazem dystyngowanym ruchem nacisnęła klamkę od swojego pokoju, a następnie uważnie zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzawszy się, czy aby na pewno nikt jej nie widzi, natychmiast pochwyciła za stojącą u podnóży łóżka lampę, kierując się w stronę lustra, które tylko z pozoru zdawało się być zwyczajne. Delikatnie nacisnąwszy trzewikiem jego prawy, dolny róg, wślizgnęła się do ukrytego korytarza, który dopiero co stanął przed nią otworem. Zaraz, gdy to uczyniła, przejście bezszelestnie się zatrzasnęło. Wewnątrz panował półmrok, który od zawsze wywoływał w niej poczucie fascynacji. Początkowo bała się tego labiryntu, który odkryła przypadkowo jednej z wielu bezsennych nocy, ale teraz to właśnie tutaj czuła się najlepiej. Świadomość, że tylko ona wie o istnieniu tych tuneli budziła w niej bezpieczeństwo. Dzięki nim mogła niczym cień, przemykać do wszystkich zakamarków twierdzy. Zagłębiała się w plątaninie rozwidleń, co jakiś moment przystając i przez chwilę upewniając się, czy dąży we właściwym kierunku, aż w końcu dotarła do odpowiedniego miejsca. Z wyczuciem nacisnęła jedną z cegieł pozornie murowanej ściany. Rozstąpił się przed nią niewielki otwór, z którego wyraźnie wylała się jasna smuga światła. Ostrożnie się przez niego przecisnęła, tym samym znajdując się w pomieszczeniu z trzema przestronnymi oknami, o pozłacanym suficie i ścianach. Pokój rozświetlał diamentowy żyrandol, którego blask padał akurat na czwórkę zebranych tam mężczyzn. Zgasiwszy lampę, niezauważalnie zasunęła za sobą przejście, przedostając się przed ozdobną roślinę, która je przysłaniała.

- Tak więc, jak mówiłem, tamto dawno zapomniane, stare wnętrze, idealnie nada się... -

- ...z pewnością na wszystko, ale nie na biuro generalskie. - dokończyła przybyła, można by powiedzieć znikąd dama.

Oczy zebranych spoczęły na jej majestatycznej postawie, której sztuczności, nie mogło dostrzec niewprawne oko. Generalny Inspektor Wojsk Królewskich spojrzał na nią z wyraźnym zakłopotaniem. Dobrze wiedział, jakie stanowisko w tej sprawie zajmowała Jej Królewska Mość. Z kolei dwóch młodych dżentelmenów okazywało wyraźne zdziwienie spowodowane jej przybyciem. Jedynie minister spraw wojskowych popatrzył na nią z dezaprobatą.

- Ach, kiedy Wasza Wysokość tu weszła? - zająknął się inspektor.

- A czy to ważne? Bardziej interesujące wydaje się być pańskie knowanie przeciwko moim dekretom. - wytwornie zbliżyła się do rozmówców.

W pomieszczeniu zapanowała nieprzyjemna cisza.

- Proszę wybaczyć, ale czyż wydawanie rozporządzeń nie leży w gestii ojca Waszej Wysokości? W końcu, on jest królem. - wtrącił zuchwale jeden z obecnych, za co od razu został zgromiony wzrokiem przez ministra.

Starszy podoficer najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, po jak chrząstkim gruncie stąpa.

– Z każdym rokiem wybierają panowie, doprawdy, coraz ciekawszych podopiecznych. – skwitowała statecznie po chwili, zawieszając wzrok na śmiałku – A czyż to nie pański ojciec, sir Caven, ostatniego czasu poszczycił się oszustwami pożyczkowymi we współudziale z bankiem Holland? – odwdzięczyła się, błyskawicznie uderzając w czuły punkt.

SoldierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz