Wiedziałem, że ten moment w końcu nadejdzie. Byliśmy parą od miesiąca, a jakimś cudem jeszcze nie skończyliśmy w łóżku. Widziałem, jak Xander patrzy na mnie pociemniałym i wygłodniałym wzrokiem. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że musimy o tym porozmawiać.
Strach przed opuszczeniem jednak mi na to nie pozwalał.
No i się wstydziłem.
Tego dnia już z samego rana wpadłem na Wayne'a. Przybył prosto do mojego stanowiska z dwoma kubkami kawy i pogodnym uśmiechem. Również uniosłem kąciki ust i oparłem policzek na dłoni. Mężczyzna prędko ułożył kawy na biurku i zaszedł mnie od tyłu.
Niby wiedziałem, że w pracy nie mam czego się obawiać. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że moje serce zawsze biło szybciej, gdy mój chłopak zniknął z mojego pola widzenia i nie mogłem przewidzieć jego następnego ruchu.
Oczywiście kochałem czułości, ale musiałem mieć wszystko pod kontrolą. Zero niespodzianek, zero zaskakiwania mnie i zero ukrywania prawdy.
Sam niestety się do tego nie stosowałem.
— Jak się czujesz, kochanie? — Nachylił się nad krzesłem i objął mnie delikatnie. Brodę oparł na moim barku, by następnie pocałować mnie w szyję.
— Nawet okej. — Oparłem głowę o jego chcąc się nacieszyć uściskiem.
— Może patrolik potem? — Jedna z jego dłoni zjechała na mój brzuch. Prawdopodobnie chciał mnie tylko mocniej przytulić. Ja się za to cały zestresowałem. Była to kwestia zbliżenia jego dotyku do miejsca, w którym nie chciałem, by on był.
— Okej. — Mruknąłem obejmując jego duże dłonie. Były szorstkie w dotyku ale nie miałem już siły truć mu dupy o używanie kremu. I tak się nie słuchał twierdząc, że to dla bab.
— Super. — Powiedział i szybko pocałował mnie w policzek. Od razu się odwróciłem co wykorzystał, wbijając się w moje usta.
Kochałem to. Pocałunki i czułości były czymś, co kochałem. Dlatego właśnie moja głowa popadała ze skrajności w skrajność. Nie rozumiałem dlaczego seks aż tak bardzo jest dla mnie opcy i go nie chce, skoro mógłbym cały dzień przeleżeć z Xanderem w łóżku leniuchując. Między czynnościami była ogromna przepaść i właśnie tam znajdowałem się ja. Kochający i bojący się miłości.
— To do potem, nie utoń w papierach. — Puścił mi oczko po czym wypinając pewnie pierś ruszył ku wyjściu.
Gdy tylko drzwi głośno trzasnęły, odsunąłem ręką teczki i położyłem się na biurku. Mój wzrok utknął na ramce z zdjęciem. Widniałem tam ja, Wayne, Montanha i Hank. Za nami stało kilkunastu świeżo upieczonych kadetów. To jednak nie było nic szczególnego. Dokładnie pamiętałem ten dzień. Właściwie zaważył on o naszym związku. Xander jeszcze wtedy nieśmiale, cały czerwony złapał mnie za rękę. Uważałem to za słodkie i nadal to robiłem. To chyba mnie w nim urzekło. Ta delikatna natura ukryta za maską skurwysyna.
CZYTASZ
Xante ~Come here~
FanfictionDante nikomu w życiu nie przyznał się do swojego podejrzenia. Seks go przerażał, obrzydzał, a każdy gest nacechowany erotyzmem sprawiał, że nie mógł złapać oddechu. Z drugiej strony z całego serca kochał swojego chłopaka i jego czułe gesty. Xander n...