Nastał typowo ponury poranek. Czarny deszcz wciąż padał, ale przez chmury powoli zaczynały przebijać się słabe promienie słoneczne. Raven stojąc przy oknie zaobserwowała "pięknie smutne" zjawisko. Ciemna tęcza. Składała się z kilku odcieni czerni, szarości oraz brązu. Gaia i Raven zaczęły zbierać się powoli na swoją poranną wartę, a Clarke ubrała buty, szarą bluzę z kapturem i jeansy. Blondynka poszła odprowadzić kawałek przyjaciółki, po czym otworzyła drzwii i wyszła na zewnątrz obserwować nowe zjawisko. Stała tam przez chwilę, a następnie przeszła się po zniszczonym obozie. Nachyliła się nad jeziorkiem i zanurzyła w wodzie palec.
- Woda skażona...- pomyślała, a chwilę później usłyszała ćwierkanie ptaka lecącego nad nią. Uniosła głowę do góry, a jej oczom ukazał się dziwny ptak. Miał cztery skrzydła i skrzywiony dziób. Wtedy zrozumiała, że to to nie mógł być tylko czarny deszcz. Blondynka po chwili chodzenia po obozie, weszła do kapsuły i wróciła do swojego pokoju. Ściągnęła buty, a następnie rzuciła się z impetem na łóżko myśląc nad rozwiązaniem problemu. Przewracała się z boku na bok, aż nagle drzwii otworzyły się. Zza nich weszła Costia. Bez słowa podeszła do przywódczyni i usiadła na jej łóżku- Costia...
- Wiem, że kochałaś Lexe i też powinnaś o tym wiedzieć- przerwała blondynce- Gdyby ktoś ważny dla mnie zginął to chciałabym...
- Zginęło dużo osób ważnych dla mnie- stwierdziła Clarke kiwając głową.
- Macie mnie za bezduszną i okropną, ale nie jestem taka. Wiem, że robisz sobie nadzieję, że może skoro komandor Kadir się uwolnił, to ona też- oznajmiła- Nadzieja Clarke Cię zabije- dodała podając małe pudełeczko blondynce- Umysł Lexy przepadł. Zabrałam to Raven- powiedziała, a Clarke w tym samym czasie otwierała zawartość. To co zobaczyła wstrząsnęło nią. Nie było w środku płomienia, a tylko proch i połamany kamyk na drobnej wielkości ziarenka. Clarke spojrzała na kamienny wzrok Costii- Nie chciały Ci o tym mówić. Pewnie dlatego, że nie chciały aby to zdekoncentrowało Cię od szukania rozwiązania. Ja jednak chciałabym wiedzieć.
- Skąd pomysł, że miałam nadzieję?- zapytała.
- Widziałam twój wzrok, gdy powiedzieli, że Kadir się uwolnił. Ukryli to przed Tobą- oznajmiła.
- Dlaczego?
- Wiedzieli, że będziesz cierpiała ale ja wiem, że ból to siła. Lexa też o tym wiedziała nim wylądowaliscie. Wzmocniła ją śmierć jej rodziców- odparła- Zginęli przez was- dodała, a na twarzy Clarke pojawiło się nie małe zdziwienie.
- Nie znałam ich- zaprzeczyła.
- Nie musiałaś. Przez wasze rakiety nie spłonęła tylko wioska. Byli tam ludzie... Byli tam rodzice Lexy. Znalazła ich i widząc jak cierpią, ulżyła im w bólu. Zabiła ich. Od tamtej pory była silna jak nigdy wcześniej.
- Dlaczego mam Ci wierzyć Costio?- zapytała Clarke poważnym tonem wstając z łóżka.
- Nie musisz. Jednak nie jestem wami... Ja nigdy nie kłamię. Prawda jest taka, że zabiliście jej rodziców, a ona związała się z powodem ich śmierci...
- Nie chciałam tego...- oznajmiła zaciskając zęby, a na widok zbierających się w oczach Clarke łez, uniosła brwii.
- Ste yuj*¹. Jeśli mamy wygrać, nie potrzebujemy beksy, a pani śmierci. Wanhedy. Niech ból Cię wzmocni Clarke, nie osłabi- odpowiedziała, a Clarke spojrzała się w jej nie wzruszone oczy.
- Nie uwierzę, że nie zabolało Cię to, że Lexa już całkowicie nie istnieje.
- Jak mówiłam. Ból przekładam na siłę- dodała wstając z łóżka i odwracając się w stronę drzwii wyjściowych.
CZYTASZ
The 100~ Płomień Komandorów
Aventure~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Od miesiąca Clarke Griffin zauważa dziwne, niekontrolowane zachowanie płomienia komandorów. Doświadcza również przerażających snów, przez które jest na wyczerpaniu. Clarke boi się, że ostateczne starcie było tylko początkiem...