Rozdział 9. Jessamine

708 63 1
                                    

Ciężko było stwierdzić, co przerażało mnie bardziej – myśl o tym, że ktoś faktycznie chce doprowadzić do mojej śmierci, czy raczej wizja przeprowadzki do tych facetów.

Oczywiście, zdroworozsądkowo wiedziałam, że zagrożenie życia było niesamowite poważne i ktokolwiek na mnie dybał, musi zostać ujęty prędzej niż później. Głównie przez to, że podskórnie czułam, ile rzeczy może się wydarzyć w domu Camdena.

Nie wiedziałam jak ich oceniać, ani co do końca o nich sądziłam. Jak na razie cholernie mnie konfundowali i równie mocno fascynowali. Cole w pewien sposób doprowadzał do furii, ale też czerpałam dziwną satysfakcję z pstrykania mu w nos. Wystarczyło, że po zdjęciu maski Knight na mnie spojrzał, od razu poczułam się spokojna. Blizny na twarzy mężczyzny były historią, którą chciałam poznać, ale jaka wcale mnie nie niepokoiła. Nie wiedziałam, czy Fox zdawał sobie sprawę z tego, że co chwila na mnie zerkał – pewnie sama bym się nie zorientowała, gdybym nie robiła tego samego. A Luca... Luca praktycznie nie odrywał wzroku od mojej twarzy i się z tym nie krył. Nie było to nachalne spojrzenie, wcale nie czułam się źle będąc tak czujnie obserwowaną. Wszystko przez to, że chciałam zrozumieć dlaczego za tak troskliwą i ciepłą fasadą kryło się tyle smutku. Jego oczy przemawiały głośniej niż byle uprzejmy uśmiech i zdecydowana gestykulacja.

Fascynowali mnie, każdy bez wyjątku. Nawet jeśli zastanawiałam się, jak Cole wyglądałby z wyskubanymi brwiami.

Cholera, miałam przewalone.

Godzinę oraz prawie jedną mini kłótnię później podpisałam wszystkie zgody i oficjalnie mogłam powiedzieć, że miałam do dyspozycji czterech bardzo zaangażowanych ochroniarzy. Dots zostawiła mi swoją wizytówkę: chociaż pozostawałam w głównym kontakcie z nimi, tak zapewniła, że sama też służy pomocą w razie wszelkich wątpliwości. Pomachałam kobiecie na pożegnanie i stanęłam obok Jorge, który pod pachą niósł stertę dokumentów do przekazania kierownikom.

– Gotowa? – zapytał i poklepał wolną ręką teczki. – Weźmiemy jedną taksówkę, najpierw podrzucimy ciebie, potem zawiozę to wszystko do firmy.

– Taksówkę? – za naszymi plecami rozległ się groźny pomruk Knighta.

Nie wiem, może nie był wcale groźny, miał bardzo niski głos i pewnie brzmiał tak na co dzień, ale teraz zdecydowanie poczułam złowieszczy dreszcz na plecach. Nawet Jorge wydawał się kurczyć sam w sobie, gdy oboje odwróciliśmy się w kierunku mojego ochroniarza.

Stał niczym rzeźbiony w onyksie posąg. Ramiona miał zaplecione na piersi, widziałam że w prawej dłoni wciąż trzymał maskę. Uderzał nią teraz w miarowym rytmie o biceps. Patrzył na nas z chłodną miną, a gdyby nie blizna, zapewne uniesiona do góry brew również miałaby złowieszczy urok.

Udało mi się odchrząknąć, nagle język w mojej buzi zmienił się w zaschnięty kołek. W porównaniu do Jorge i tak zniosłam lepiej aurę mężczyzny, asystent wyglądał jakby co najmniej Meduza potraktowała go zerknięciem.

– Tak – odetchnęłam, niemal śmiejąc się ze swojego zaaferowania. – Przyjechaliśmy samochodem Hanka, ale że musiał wyjechać to...

– Pomyśleliście, że "lepiej" będzie wrócić taksówką? – zakpił.

Uśmiechnęłam się przymilnie i wzruszyłam ramionami.

– Całkiem ekonomiczne korzystać z jednej, prawda? – zakołysałam się na piętach, czując się nieswojo. – Muszę spakować torbę i zabrać auto spod domu. Wolę mieć swój wóz pod ręką.

Knight przez chwilę milczał, przyglądając się mi ostrym wzrokiem. Jorge coś zagulgotał – trudno było w jakikolwiek inny sposób zinterpretować dźwięki, jakie się wydostały z jego gardła. Ochroniarz jednak nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Z małym westchnieniem opuścił dłonie wzdłuż tułowia.

Winning show. W niebezpieczeństwie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz