Rozdział 3

9.9K 767 60
                                    

Obudziły mnie dźwięki piosenki Stay High, którą miałam ustawioną na budzik. Jęknęłam z dezaprobatą i przeciągnęłam się, aby sięgnąć po telefon, leżący na szafce koło łóżka, a następnie wyłączyć głośną muzykę. Zatrzymałam alarm, oznajmujący, że muszę zacząć szykować się do pracy i powoli wywlokłam się z łóżka. Udałam się prosto do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie rutynowe czynności. Wyjęłam z szafki specyfiki do pielęgnacji twarzy oraz swoją kosmetyczkę, w której trzymałam większość kosmetyków. Odświeżyłam twarz, a następnie zabrałam się za nakładanie delikatnego makijażu. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i krzywo się uśmiechnęłam.

Co faceci we mnie widzą? Przecież jestem chuderlawą, niską dziewczyną. Ani nie mam idealnej figury, ani ładnego wyglądu. Szaro-niebieskie tęczówki, mały nos, pełne usta, jasnobrązowe włosy i rzucające się w oczy, wystające obojczyki. Jestem szkapą, więc co inni takiego we mnie widzą? Nie rozumiem.

- Um, cześć - usłyszałam za sobą znajomy głos - myślałem, że wolna.
Odwróciłam się w stronę Luke'a i posłałam miły uśmiech. Chłopak bez zastanowienia go odwzajemnił, a następnie podszedł kilka kroków bliżej.

- Jeśli musisz, to... zostań - skrzyżowałam ręce. - Robię tylko makijaż.

- I mam przy tobie sikać? - zachichotał.

- Wolałabym nie, ale jeśli taka jest potrzeba... - przygryzłam wargę.

- Nie rób tak - jęknął niebieskooki.

- Czego niby mam nie robić?

- Nie przygryzaj wargi - musnął palcami mój policzek - bo... mam ochotę zrobić to - szepnął, a następnie nachylił się i wbił w moje usta. Od razu poczułam zimny metal na wargach oraz przyjemne dreszcze, przeszywające całe ciało. Niebieskooki prosił o dostęp do środka, na co mu pozwoliłam. Przez kilkanaście, a może kilkadziesiąt sekund nasze języki prowadziły "walkę" o dominację. Oczywiście Hemmings wygrywał, bo zapewne jest bardziej doświadczony od mnie... Pomijając wczorajsze pocałunki z Luke'em i ślinienie z Brandon'em, ostatni raz całowałam się chyba pół roku temu z przypadkowym kolesiem w klubie.

- To było... bardzooo przyjemne - odparłam, po skończonym pocałunku.

- W końcu to był pocałunek z Luke'm Hemmings'em, prawda? - wyszeptał. Musieliśy zachowywać się wyjątkowo cicho, bo w każdej chwili Michael mógł coś usłyszeć i bez żadnych przeszkód wejść do środka.

- Prawda - skinęłam głową, nie odrywając wzroku od jego błękitnych tęczówek.

- Em, to może skończ ten makijaż, który wcale nie jest ci potrzebny i idź na śniadanie? - wzruszył ramionami.

- Krępujesz się załatwiać przy mnie swoje potrzeby fizjologiczne? - uśmiechnęłam się szeroko.

- Ja? Nie, robiłem to przecież setki razy... To ze względu na ciebie. Zastydziłabyś się, zaczerwieniła i uciekła.

- To nie prawda - prychnęłam.

- Przekonamy się? - dotknął dłonią gumki od swoich bokserek i zsunął kilka milimetrów. Od razu odwróciłam wzrok i zakłopotana, zaczęłam bawić się końcem swojej koszulki. - Spokojnie, nie zrobię tego.

- Może i masz rację... Po prostu nie mam za bardzo styczności z nagimi mężczyznami, w ogóle nagimi osobami...

- Daj znać, a to zmienimy.

Zamrugałam kilka razy oczami. Blondyn zachichotał, a następnie zniknął za drzwiami łazienki. Wróciłam do czynności przed wejściem Luke'a. Nałożyłam na twarz cienką warstwę pudru, a następnie pomalowałam usta ochronną pomadką. Schowałam rzeczy z powrotem na swoje miejsce i poszłam do pokoju, aby przebrać się z piżamy. Dzisiaj zdecydowałam się na turkusowe szorty oraz croptop w czarno-białe wzory. Przelotnie przeglądnęłam się w lustrze i wyszłam ze swojej sypialni, żeby pójść do kuchni na śniadanie. Na miejscu zastałam obu moich współlokatorów.

- Hej, księżniczko - zachichotał Mike, podając mi szklankę z sokiem. - Gotowa na następny nudny dzień w pracy?

- Chyba tak - wzruszyłam ramionami.

- To dobrze, bo Collins wzywa wszystkich pół godziny wcześniej.

- Po co?

- Nie wiem, napisała tylko sms'a. Nie dostałaś?

- Nie sprawdzałam - mruknęłam, upijając drobnego łyka soku pomarańczowego. - Pewnie coś ważnego.

- Mhm - zgodził się. - A pro po ważnych rzeczy... Jutro idziemy na domówkę do Irwin'a. Tym razem musimy być, starzy kupili mu nowy samochód.

- Taaa, nowy samochód i od razu trzeba robić imprezę - bąknęłam. - Kiedy wam się to znudzi?

- Kiedy pizza zacznie spadać z nieba.

- Jesteś idiotą, Gordon.

- Tylko bez Gordon, okej?

Pokiwałam na boki głową i wybuchłam śmiechem, widząc reakcję przyjaciela. Czarnowłosy zmierzył mnie morderczym wzrokiem i zaczął łaskotać, na co momentalnie zaczęłam piszczeć.

- I d i o t a - przeliterowałam, patrząc na Luke'a, siedzącego na przeciwko mnie.

- Może i idiota, ale pamiętaj, że to ja odwożę cię dzisiaj do pracy - z entuzjazmem klasnął w dłonie i wstał od wyspy kuchennej, przy której siedzieliśmy. Sięgnął po jabko, a następnie mi je podał. - Zbierajmy się.

Zrezygnowana pożegnałam się z Hemmings'em i dołączyłam do Michael'a, idącego w stronę wyjścia. Wyszliśmy z mieszkania, wsiedliśmy do samochodu Clifford'a i już po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Po wejściu do lokalu udaliśmy się prosto do gabinetu pani Collins, gdzie czekała już z resztą pracowników. Przecisnęliśmy się przez grupkę kelnerów i stanęliśmy obok Brooke.

- Dziękuję, że przyszliście - zaczęła kobieta. Wyglądała na mocno zdenerwowaną. - Mam wam do przekazania dwie bardzo ważne informacje... Przepraszam, że dopiero teraz, ale tyle się ostatnio wydarzyło... nie miałam do tego głowy... Także, do rzeczy - uśmiechnęła się krzywo. - Równo za tydzień lecę do Nowego Jorku, gdzie zaczynam nowe życie... To oznacza, że muszę się z wami pożegnać i podziękować za wszystkie lata pracy. Moja wyprowadzka oznacza również, że kawiarnia zostaje sprzedana. Od agenta nieruchomości wiem, że lokal kupiła młoda para i zamierza otworzyć tu sklep z bodajże ekologiczną żywnością. Bardzo mi przykro, ale to koniec.

- Co? - pisnęłam, oszołomiona patrząc na pracodawczynię.

- Och, Adelaide, przykro mi...

- Pani nic nie rozumie... Ja muszę mieć pracę, nie mam nikogo...

- Myślę, że swoim nastawieniem, doświadczeniem i charakterem szybko znajdziesz sobie coś nowego.

- Łatwo pani mówić - przewróciłam oczami.

Zamknięcie kawiarni oznacza utratę pracy, a utrata pracy oznacza brak pieniędzy... Nie mam żadnej rodziny, a muszę się jakoś utrzymać. Straciłm całą rodzinę w pieprzonym wypadku samochodowym i teraz muszę radzić sobie sama. Mam tylko Michael'a. Cholera. Wiedziałam, że do tego dojdzie, ale dlaczego teraz?

- Nie martw się, Foster - Michael poklepał mnie w ramię i uśmiechnął się ciepło. - Pomogę ci.

- Nie - westchnęłam.

- Tak, Adelaide. Jesteś dla mnie, jak siostra, a rodzinie trzeba pomagać Wszystko będzie dobrze, poradzimy sobie. Nie musisz śpieszyć się ze znalezieniem nowej pracy...

- Mike, j-ja...

- Ja nie wiem co powiedzieć, tak? - przerwał mi.

- Między innymi.

- Adelaide, zaufaj mi.

- Ale...

- Nie musisz dziękować. Pomogę ci.

Czarnowłosy objął mnie i zamknął w mocnym uścisku. Mogłam poczuć mocny zapach jego perfum. Mimo, że nie przepadałam za tym zapachem, zaciągnęłam się i odetchnęłam z ulgą.

- Kocham cię, głupku - zachichotałam.

Od autorki: No więc... okropna końcówka, prawda? Schrzaniłam.
Co myślicie, ehh?

oppressor .:l.h:.Where stories live. Discover now