We wtorek zbudziłem się o tej porze bezdusznej i nikłej, kiedy właściwie noc się już skończyła, a świt nie zdążył jeszcze zacząć się na dobre. Wyjrzałem przez okno i zastałem bijatykę, w której uczestniczyła Lucinda Evergreen-Moja przyjaciółka. Nie byłem zaskoczony gdy ją tam dostrzegłem, lubiła się lać z byle powodu, jedyne co mnie zdziwiło to to że biła się z Matheo Sinclair- Lalusiem który rzadko kiedy się napierdalał, Co oznaczało że poszło o coś mocnego. Po dwóch minutach wpatrywania się w ich szarpaninę stwierdziłem że musze interweniować, Szybko zbiegłem na dół, Nałożyłem tylko jakieś buty i wyruszyłem poratować tego lichego chłopaka ponieważ Luci była krzepka.
-Ej co wy odpierdalacie pod moim domem ?!-wykrzyczałem przerywając tę zaciętą walkę. -Bije go, Nie widać?- odpowiedziała chamsko jak to z zwykle robiła Luci. - --no tyle to widzę- odpowiedziałem równie wulgarnie, po czym podszedłem bliżej- a o co wam poszło?. -Ten idiota stwierdził że zajebistym pomysłem będzie Napierdalanie tego Kota!- krzyknęła wkurwiona jak nigdy po czym wskazała jakiegoś kotka który leżał nie opodal nas. Patrzyłem na nią w szoku, Nie Byłem w stanie sobie nawet wyobrazić jak ktoś mógłby tak potraktować biedne zwierzę. Gdybym był choć trochę silniejszy dołączył bym się do lania tego skurwiela, ale z moją siłą nie dał bym mu rady. - cudownie- to była jedyna rzecz jaką teraz mogłem wypowiedzieć -Ty tak serio?! Ona mnie bije a ty nic z tym nie robisz ?!- wydusił ten pedał(nie obrażając pedałów) -ta, moja besti ma zajebisty powód do tego by ci najebać- powiedziałem bez chwili zastanowienia, on spojrzał na mnie w szoku lecz gdy próbował coś powiedzieć Luci zasadziła mu lewego Sierpowego na ryj co sprawiło że przez kilka godzin nie będzie mógł się ze mną sprzeczać ponieważ Lucinda uderzyła go tak mocno że odpadł.
Jakiś czas później
Po tym zdarzeniu nie mogłem zmrużyć oka, wiec wyszedłem zapalić , Cholera! skończyły mi się fajki... wiec zanim poszedłem zajarać udałem się do sklepiku obok, Był zamknięty, W sumie czego mogłem się spodziewać- Była niedziela. Bez większego namyślenia zadzwoniłem do Mojego Zioma który mieszkał blisko mnie - ej mordo masz jakieś szlugi?-zapytałem tuż po tym jak odebrał -kurwa jest... SZÓSTA RANO A TY SIE MNIE PYTASZ CZY MAM SZLUGI?!- wykrzyczał do słuchawki Dylan. -No to masz?- zapytałem i kompletnie zignorowałem co do mnie mówił -ja bym nie miał? Hah chodź na murek to zajaramy- od razu po tym rozłączył się. Bez chwili namyślenia udałem się do wcześniej wskazanego miejsca znajdowało się ono miedzy naszymi domami. To miejsce było idealne do takich spotkań ponieważ wokół murka były gęsto posadzone krzaki i drzewa. Gdy na niego czekałem trochę zmarzłem lecz gdy się zjawił szybko rozgrzałem się fajką.
