"Stan Krytyczny"

23 1 17
                                    

*"D: Filiiip błagam nie rób mi tego odsknij się, Filip!
Pomocy, ratunku !
Chłopak zaczoł krzyczeć w panice oby na pomoc nie było za późno."

PovDominik:
On nie reagował, nie wiemdziałem co robić nikt nie przychodził, ale nie podałem się krzyknełem jesze raz podbiegając do drzwi i wracając do Filipa i wtedy zjawiła się ona.
Wbiegła jak strzała i obok nas uklękła.
B: Co się dzieje?
D: Nie wiem pokłuciliśmy się i stracił przytomność.
B: Na coś choruje?
D: Znaczy chyba go znowu zaczeła boleć głowa.
B: Nie dobrze.
D: Co jest?
B: Źrenice pochylone do tyłu to może być krwotok.
D: Coo? Jak co?
B: Mniał robione badania?
D: No tak ale lekarz twierdził, że nic mu nie jest.
B: To chyba jakiś debil, po wstępnym badaniu stwierdzam, że mogło dość do pęknięcia tentniaka. - Dzwonię po pomoc.
D: Kim Ty jesteś i skąnd możesz wiedzieć co mu jest.
B: Jestem Bee i uwierz znam się na tym, bo jestem ratownikiem medyczny.
- A teraz sieć tu ja lecę po apteczkę do auta.
D: Dobrze tylko szybko.
B: Tak dwie sekundy zaraz będę! - Halo z Tej strony Bee dajcie mi karetkę na ulicę Banacha 6, tak club nocny i to gazem mam pęknietego tętniaka.
- zlapałam apteczkę i szybko wróciłam.
D: Zrób coś pogarsza się!
B: Nie wkurzaj mnie, robię co mogę!
D: Filip kochanie proszę wytrzymaj.
B: holera, hallo za ile będziecie?
Kar: 5min
B: 2 i ani min dużej bo mi pacjent zejdzie.
Ochroniarz: Co tu się dzieje?
B: A jak myślisz zabawiamy się.
Ochroniarz: Coo?
B: Człowiek zszedł nie widzisz głombie, wypieprzaj pod drzwi i karetkę wpuść.
Ochroniarz: Już dobra dobra!
B: Dobra obniżyłam ciśnienie i jest trochę lepiej.
D: Czy on z tego wyjdzie?
B: Mniejmy taką nadzieję.
Kar: Przepraszam, jesteśmy.
B: Na noszę i do karetki szybko.
D: Dokond go zabieracie.
Kar: Informacje możemy tylko udzielać rodzinie.
D: To mój mąrz!
Kar: Cooo?
B: Jajco głobie! Mąż , ślub te sprawy, masz obrączke to chyba wiesz co to znaczy.
Kar: Tak wiem, poprostu pierwszy raz tak mi się przytrafiło.
B: Pakować się, a Ty do przodu.
Kar: Ale to wbrew procedurą.
B: Cicho! Ja tu decyduje, a on zaraz następny może zejść więc nie będziemy ryzykować wsiadasz.
Kar: Dobra wsiadaj tylko jećmy już.

PovDominik:
Dojechaliśmy wmniare szybko wniedzy czasie Bee wydzwoniła cały szpital, że mają czekać z salą.
Po dojeździe wyniegł do nas lekarz.
L: Co mamy?
Bee: Młody chłopak z prawdopodobnie pękniętym tentniakiem.
L: Tomograf i na stół Migiem!
D: Kochanie proszę trzymaj się ja będe czekał!
Bee: Dalej nie możesz iść, musisz tu czekać.
D: Jeśli mu się coś stanie to nieprzeżyje tego.
Bee: Trzeba wierzyć, że będzie dobrze.
D: Dziękuje Ci, gdyby nie ty to nie wiem co ja bym zrobił.
Bee: Drobiazg, zrobiłam to co domnie należało.
D: kiedy się czegoś dowiem.
Bee: Spróbuje się podpytać, ale ty se usiąć i damci coś na uspokojenie.
- przyniosłam koc i go okryłam podając wodę i tabletke.
D: Wiadomo już coś? Tylko tyle, że go operują i musimy czekać.
D: My?
Bee: No chyba nie myślałeś blondasku, że Cię zostawię.
D: Nawet się nie znamy i niechce Ci zawracać głowy.
Bee: Daj spokój, jestem Bee. - wyciągnełam ręke.
D: Jestem Dominik.
Bee: A więc pamniętasz, gdzie robiliście badania.
D: No tak tutaj.
Bee: To zapewnie wiedzą jak mu pomóc, a rano rozmówimy się z tym doktorkiem.
D: Strasznie długo to trwa.
Bee: Normalnie, operują mu głowe.
D: boję się.
Bee: Nie martw się lekarze zrobią wszytko co w ich mocy. - chłopaka zaczeło przymulać, aż zasnoł.
5h później.
L: Pan Kłoda Rupiński?
Chłopak się przebudził i zaczoł się kotłować.
D: Tak to ja, coś z Filipem?
L: Pana mąż jest już po operacji, mnieliśmy mały kryzys.
D: Jaki kryzys?
L: Zatrzymał się nam, ale wrócił po reanimacji i jest bardzo słaby.
- Usunęliśmy mu pęknietego tętniaka nie wyglądał na groźnego więc nie powinien się powtórzyć, ale niestety krwotok był doś spory, obnizyliśmy ciśnienie, ale mimo to jego stan jest poważny i musimy go przewieść na OIOM.
D: Coo? Ale jak, kiedy się wybudzi?
L: Tego nie jesteśmy wstanie przewidzieć, ale jego stan jest na tyle poważny, że proszę przygotować się na wszystko.
D: Niee, niee on nie może umrzeć nie!
Bee: Hej spokojnie oddychamy, nie można tak! - Myśl pozytywnie, jeśli jego organizm ma dać radę i walczyć musisz go wspierać.
D: Ale on...
Bee: Dupa nie myśl otym złym i skup się na tym, że ma być dobrze słyszysz!
D: Okej rozumniem.
Bee: Choć jest już ósma, zawiozę Cię do domu.
D: Nie chce, chce zobaczyć Filipa.
Bee: Teraz i tak go nie zobaczysz bo jeszcze go nie przewieźli, więc pojedziemy i się odświeżysz.
D: No nie wiem.
Bee: A chcesz mu skazić powietrze smrodem z wczorajszego wylęgu.
D: No nieee.
Bee: To idziemy, koleżanka mi odwiozła auto.
D: Dobrze choćmy, ale potem mnie przywieziesz.
Bee: Tak choć. - wzieliśmy koc i udaliśmy się do auta.
D: Ładne auto, marzy mi się takie.
Bee: A dziękuję, dorobiłam sie na prywatnym tu tak płacą jakieś psie grosze.
D: Rozumniem, przepraszam że tak dziwnie reaguje.
Bee: Spoko, to podaj adres bo nie wiem gdzie jechać.
D: Aaaa wpisze w jps oki.
Bee: Dobra to pisz. - chłopak wpisał, a ja ruszyłam, po jakis 15min byliśmy na mniejscu.
D: To tu, wejdziesz?
Bee: A nie zgwałcisz mnie?
D: Jestem gejem i nawet bym cię nie dotknoł.
Bee: Wpożodku idziemy.
D: Okej Łał. - otrząsłem się z szoku i udałem się znią do windy, niestety pech chciał, że nasza ulubiona sąsiadka musiała akurat też wejść do windy.
S: Ooo chłopcze nawruciłeś się i masz  dziewczynę.
Bee : No wie Pani tak nie dokońca, ja jestem lesbijka, ale możemy coś razem pomyśleć. - poruszyłam zalotnie brwiami, a ta wybiegła z wody krzycząc.
S: Ratunku zboczęńce, pomocy gwałcą! - drzwi się zamknęły.
Bee: Nie wierzę, ona serio jakaś ściśnieniowana.
D: Ewidentnie coś znią nie tak, nawet palcem bym jej nie ruszył.
Bee: Yuch nawet ja bym nie tkneła.
D: Choć terzeba się odkazić.
Bee: Oj tak mam ochotę wypić wodę święconą.
D: Coo?
Bee: Tak się tylko mówi.
D: Aaaa okej, to ja się ogarnę a Ty się rozgość tam jest kuchnia.
Bee: yyy dzięki. - on poszedł, a ja se wody nalała i zajżałam im do lodówki.
- No za bogato to tu nie mają to może tosty zrobię.
D: Co robisz?
Bee: Zrobiłam Ci śniadanie.
D: Nie mam ochoty.
Bee: Ale ja nie pytam masz zjeść.
D: No dobra jednego tosta byś dała mi spokój.
Bee: Jak zdechniesz to Filipowi nie pomożesz.
D: A ić Ty. - zjadłem jednego małego tosta by się nie czepiała.
Bee: Zbieramy się? - bo dzwoniłam na szpital i Filip jest już na oiomie.
D: Będe mógł do niego wejść?
B: Tak, ale będziesz musiał ubrać fartuch i czepek oraz nakłatki na buty.
D: Domyślam się, to choćmy już.
B: Ej no czekaj namnie ja nawet się ruszyć nie zdążyłam.
D: To się pospiesz ślamazaro, ja nie będe czekał.
B: To będziesz na nogach zapieprzać proste!
D: Mam Twoje kluczyki hahaha
B: Ty szujo dawaj to! - biegliśmy po schodach w dół.
D: No pacz potrafisz biegać!
B: Potrafię też trafiać do celu, rzuciłam wniego butem i trafiłam w łeb.
D: Ała kuźwa! - weś ogarni się. - odrzuciłem jej buta i gdyby się nie odchyliła dostała by w twarz.
B: Masz przejebane, choć tu!
- pobiegłam zanim i zaczełam go łaskotać.
D: Prze prze przestań!
B: Dawaj kluczyki!
D: Dobra masz tylko już mnie nie tykaj.
B: Spoko da się załatwić. - odburknełam, a potem wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy w kierunku szpitala.
D: To wiesz gdzie dokładnie jest ten OIOM?
B: Tak zaprowadzę Cię jak dojedziemy.
D: Okej, a kiedy dojedziemy?
B: Zachwile.
D: Okej, a kiedy.... - nie dokończyłem bo mi przerwała.
B: Co ty pięć lat masz!?
D: O co Ci chodzi?
B: O to, że co pieć min a kiedy, a kiedy jak dziecko z downem! ( Nikogo tu nie uważamy także jak kogoś to uraziło to przepraszam).
D: Stresuje się jakbyś nie wiedziała.
B: Wiem, tylko że wten sposób w niczym mu nie pomożesz.
D: Tylko lekarze mu mogą pomóc i medycyna. - dziewczyna nagle się zatrzynała, jak gdyby nic i zaczeła namnie krzyczeć.
B: A tu się mylisz! - pokazałam na jego serce. - wszytko jest tu, nie bez powodu się w sobie zakochaliście, a największą pomoc jaką możesz mu dać to wsparcie od osoby która tak kocha.
D: Masz rację, dziękuje.
B: A teraz nie becz tylko wysiadaj i idziemy do niego.
D: Tak masz rację choćmy.
PovDominik:
Weszliśmy do szpitala kerując się w stronę oiomu, podrodze zaczepił nasz lekarz, ten lekarz co robił mu badania.
L: Dzień Dobry.
D: To pan! Dlaczego pan okłamał Filipa, że jest wszytko dobrze z wynikami!
L: Słucham?! Wręcz przeciwnie mówilem o krwiaku i podejżeniu tętniaka i nalegałem by wstawił się na oddział, ale on się rozłączyk, więc nie mogłem nic z tym zrobić.
D: Jest Pan pewny?
L: Jak najbardziej i mogę panu pokazać dokumentację i proszę mi uwierzyć, gdyby było okej nie dzwonił bym osoboście tylko pielęgniarka.
D: Rozumniem, Wtakim razie on mnie okłamał, przepraszam pana bardzo.
L: Nic nieszkodzi, nie pierwszy raz się z czymś takim spodkałem.
D: Czy był pan u niego.
L: Niestety teraz jest pacjentem dr.kajko.
D: Gdzie ją znajde?
L: Teraz jest na obchodzie, ale jak skączy to napewno po pana przyjdzie.
D: Dobrze dziękuje bardzo.
B: Choćmy to już tu za rogiem.
- poszliśmy jeszcze kawałek i zaraz byliśmy pod szklanymi drzwiami.
P- piguła.
P: Tu nie wolno wchodzić, tylko rodzina.
D: Tak się składa, że to mój mąrz.
P: Ojej to przepraszam, Wtakim razie proszę to założyć i wtedy może pan wejść.
D: Dobrze dziękuje. - założyłem ten rzeczy ochraniające sterylność i wszyedłem do środka, on lerzał blady nieprzytomny, na głowie mniał bandaż i był podpięty do tych wsztkich maszyn. Podeszłem i złapałem go za ręke. - Hej kochanie to  ja, ale to napewno wiesz, już kiedyś to przechodziliśmy. - tak bardzo bym chciał byś domnie wrócił i nie wiem na krzyczał czy co tam tylko byś chciał, ale żebyś tu był. - oparłem się o jego ręke i tak przy nim siedziałem.
Po jakiś 30min poczułem wibracje w kieszeni spojżałem a tam mama Filipa.
- Kurwa zapomniałem, kochanie wróce do Ciebie, ale muszę odebrać Twoja mamę i obiecuje, że będę tu cały czas. - wybiegłem z sali szukając Bee odebrałem telefon.
MSV: Hallo Dominik?
D: Tak to ja i bardzo przepraszam już po panią jadę.
MSV: Ale gdzie wy jesteście?
D: Wszytko Pani wyjaśnię, zaraz będe.
MSV: No dobrze, ale my już u was pod domem.
A: Dobinik, powiec Fijipowi zie ciekam na lody!
MSV: Antuś cicho!
D: Za 10min będę obiecuje. - zadrzałem na słowa Antka i nie wiedziałem co powiedzieć.
Bee: Co ty tak biegasz?
D: Szukałem Cię bo Cię potrzebuję, błagam powiec, że masz czas.
Bee: Mam, ale co się stało.
D: Zawiesz mnie do domu szybko błagam!
B: Zaraz, a Filip?
D: Jego mama stoi z małym bratem unas pod domem.
B: To zmnienia postać rzeczy, lećmy.
- wybiegliśmy wsiadając do Auta.
D: Dasz radę w 10min?
B: Dam radę w 8!
D: Tylko uwarzaj!
B:Zaraz będziemy trzymaj się.
D: Tylko nas nie zabije wariatko! - tak pędziła, że myślałem że zwale się w gacie.
B: Jak się nie zamkniesz to cię wyfrune przez ten dach.
D: Zatrzymaj się! - Dziewczyna staneła , a ja wysiadłem udając się w stronę Pani Justyny i małego Antka.
A: Dobinikkkkk hulaaaa - chłopczyk podniegł i rzucił się na blondyna, ten go podniósł.
D: Cześć Antuś słodziaku.
A: Gdzie Fijip? - uwiesił się na szyji blondyna.
D: Wiesz muszę porozmawiać z Twoją mamą, choćmy ma góre.
MSV: Czy coś się stało.
D: Naprawdę wszytko zaraz wszytko wyjaśnie.
K: Dominik?
D: Kiślu, co ty tu aaaaaa zapomniałem sorry, choć znami dobra.
K: Jasne, co z Filipem.
D: Wdomu wszytko powiem. -weszliśmy do mnieszkania i odrazu do salonu.
A: Dobinik gdzie jeśt Fifi?
D: Yyyy Bee mogła byś?
B: Jasne.
D: Antuś to jest Bee ić znią bardzo cię prosze do pokoju.
A: Tam jest Fifi? - Fifiiiiii ja jeśtem! - pobiegł jak torpeda.
B: To ja zanim pójde.
D: Dzięki wielkie.
MSV: Dominik co się dzieje z moim dzieckiem, przecierz widzę że coś nie tak.
D: Jest w szpitalu i niebęde ukrywać nie jest dobrze, lerzy na oiomie.
K: Co ja pierdole! - to przez te bóle głowy.
MSV: Jakie bóle głowy oczym on mówi?
D: Chodzi oto, że Filip zrobił badania i powiedział mi że wszystko okej, a nie było i pękl mu tętniak. Kilka godzin trwała operacja i raz się zatrzymał, a teraz walczą by go ustabilizować.
MSV: Niee tylko nie moje dziecko, gdzie on jest w jakim szpitalu, chce doniego jechać.
D: Dobrze jećmy, a Antek nie możemy go okłamywać.
MSV: Racja to powiecmy mu tylko, że jest chory i jest w szpitalu.
K: To może ja pomogę wam dojechać, nie będzie pani w takim stanie prowadzić.
MSV: Masz rację dziękuje.
A: Mamoooo oni oszukują, nie ma tam Fijipa! - chłopczyk zrobił smutną minke.
MSV: Antuś choć domnie muszę ci coś powiedzieć. - wzieła synka ma kolana.
A: Co się śtało?
MSV: Chodzi o Filipka, nie ma go w domu bo zachorował i jest w szpitalu.
A: Jak to, bolał go bziusiek?
MSV: Bolała go głowa i musieli go zbadać w szpitalu no i mniał taką operację i teraz śpi.
A: Ale wróci do nas?
MSV: Mam taką nadzieję. - wtuliła synka i wytarła oczy.
D: To może choćmy już.
MSV: Tak to dobry pomysł, ja rzeczy zostawię, tylko torebkę wezmę.
D: Oczywiście, choćmy. - wyszliśmy wszyty i pojechaliśmy do szpitala.
Namniejscu złapała nas lekarz.
L: Dzień Dobry Pan Dominik?
D: Tak.
L: Chciałabym porozmawiać o Pana mężu.
D: Dobrze, to jest jego mama czy też może?
L: Jak najbardziej, zapraszam.
MSV: Antuś zostań z kisielkiem, ja zaraz wróce.
A: Nie chciem!
MSV: Antuś proszę cię bądź grzeczny.
K: No weś choć młody, pójdziemy do automatu i kupię Ci batona.
A: Nie chcie, chciem do Fijipa! - zrobił buzię w podkówke.
K: To wiem choć zobaczymy go przez szybę co?
A: Dobla. - złapał rafała za ręke i poszedł.
Pech chciał, że Rafałek zobaczył Bee.
K: No siema, skąć się znacie z tlenionym?
B: Jestem ratowniczką i mu pomogłam.
K: Uuu serio ratowniczki są takie hot.
B: Co ty nie powiesz.
K: A może umówomy się i zbadasz mi koedyś ciśnienie, a ja ciebie tak trochę w innej dziedzinie? - poruszył zalotnie brwiami. Chłopak zarywał Bee, a wtym czasie mały kłoda zwiał do gabinetu gdzie była mama i blondyn.
MSV: To powie nam pani co z moim synem?
L: Chciałam przekazać dobre wiadomości bo wyniki się polepszyły, ale ...
D: Ale co?
L: Nagle gwałtownie spadły i niebęde ukrywać jest źle. - Robimy co możemy, teraz przetaczamy krew i podajemy kroplówki.
MSV: Dobrze ale co to znaczy?
L: Że musimy czekać, ale nie ukrywa proszę przygotować się na najgorsze.
MSV: Niee nieee niech pani tak nie mówi.
Wtym momęcie odwrócił się blondyn i zobaczył chłopca z łazami w oczach.
D: Cholera Antek, Antek stój!
Biegli zanim, ale on był szybki i wbiegł do pokoju gdzie leżał jego brat.
Wskoczył na łóżko i się wtulił!
Pielęgniarka zaczeła go ciągnoć.
P: dziecko nie możesz tu być!
A: Fifi plose plose obuć się, obiecuje zie bendie ziawsie gziećny i wsiśtko pośpsiotam tylko się obuć plosie!
K: Dziecko czy ty słyszysz!
Podszedł załuzawiony blondyn.
D: Niech pani go zostawi prosze to jego braciszek, są bardzo związani.
K: Ale nie wiem co na to lekarz.
L: Spokojnie niech zostanie.
MSV: Antuś proszę puść Filipka. - położyła mu ręke na plecach.
A: Nieee nie zośtawie go! - on nie umnie niepoźwole i będe go tsimać i anioł go nie ziabiezie!
D: Antuś masz rację nie pozwolimy mu się poddać, będziemy go wspierać i musimy dużo rozmawiać i możesz mu coś narysować i opowiedzieć co narysowałeś, zobaczysz Filip napewno się ucieszy.
Niestety chłopczyk był uparty i niechciał zejść z brata, a głowe trzymał kurczowo w mniejścu gdzie ma serce, jakby chciał słyszeć, że dalej bije.
MSV: Zostaniesz znim? - zadzwonię do Hubert i do męza.
D: Dobrze.
A: Fijip pamniętaś jak graliśmy w piłke i powiedziałeś, zie ziaglaś ziemną na duzim boiśku w walsiawie. - To wieś cio, wciale nie musimy juź tam iść, a nie nigdzie tylko plosie nie umnielaj.
D: Wiesz on napewno Cię słyszy i odcienia Twoje wsparcie i wie, że bardzo go kochasz.
A: Kocham go najbardziej najbardziej najbaldziej!
D: Wiem, on to czuję. - głaskałem chłopca po głowie i wtedy maszyny zaczeły wariować. - Co jest!
L: Zdrogiii proszę się przesunoć!
K: Pan zabierze dziecko, proszę wyjść.
D: Antek choć musimy wyjść.
A: Nieeeee Aaaaaaaaa - zaczoł mocno płakać i piszczeć i wierzgać.
D: Antuś oni muszą mnieć dostęp by mu pomóc już spokojnie Ciiii. - czułem jak się wemnie mocno wtulił i płakał, tak mi się serce łamało.
A: Aaaaaaa aheeehehee Fijiiiip! Chciem do Fijipa!
D: Wiem kochanie, ale musimy poczekać.
K: Yyy no ten przyniosłem jego misia w aucie zostawił.
D: Dziękuje. - wziełem misia i wcianełem Antkowi.
Chwilę potem wyszedł lekarz, na co wstała pani Justyna i blondyn z Maluchem na rękach.
MSV: Co znim? - zamarła.
L: Stabilnie był mały kryzys, ale narazie ustabilizowaliśmy go.
MSV: Czy jest dla niego choć cień szansy?
L: Nie jestem tego wstanie określić, a nawet jeśli się polepszy to wpadł w śpiączke z tąnd ta sytuacja.
MSV: Cooo! Ale możemy doniego wejść.
L: Tak już tak, tylko spokojnie.
D: Dobrze.
MSV: Ić z antkiem, ja zadzwonię jeszcze do Huberta.
D: Dobrze, Antuś idziemy co?
A: Tiak.
D: Pogadamy sobie znim, wskakuj do Filipa. - tak patrzałem jak Antuś przytula się do Filipa.
A: Dobinik on nie umzie plawda?
D: Przecierz mu nie pozwolimy, sam mówiłeś.
A: Nie poźwole mu, wojał bym siam umzieć, tylko by ził.
D: Nie mów tak, Antek bo jemu by było bardzo smutno bez Ciebie.
A: Tak jak mi telaź?
D: No yyy tak, a nawet bardziej bo Filipek jednak żyje i puki co musimy mu bardzo dać znać, że go potrzebujemy.
A: Chciałbym, ziębi sie obuził.
D: Wiem ja też, ale musimy czekać.
A: Dobinik?
D: Tak?
A: A mozie Fifi jest jak ta księźnićka z bajki i jak daś ciałusa to się obudzi?
D: Wiesz mi próbowałem, ale nie działa. - muszą mu pomóc lekarstwa.
A: To może śkolo nie dziakają to tzieba inne? - no bo jak biłem choli i niedziałał silopek, to mama kupiła mi inny.
D: Wiesz czasami się tak zdaża, ale czasem nie które leki wolniej się wchłaniają i potrzebują czasu.
A: Wieś, a ja przywioźłem selnik dla Fijipa.
D: Wiem i wiesz co możemu jutro mu go przywieść i może jak poczuje zapach to się obudzi, co ty na to?
A: Taaaak, napewno to jego ulubiony.
MSV: Zadzwoniłam już i przyjadą nadranem.
D: Dobrze, mogą rzeczy zostawić u nas.
MSV: A jak tam Antuś?
D: Chyba zasnoł.
MSV: Zabrał byś go i połozył do łóżka, ja zostanę przy Filipie i będę dzwonić jak coś.
D: No jaaaa yyy...
MSV: wiem, że chcesz być przy nim, ale musisz odpocząć, on by tego chciał.
D: No dobrze, zabiorę go.
MSV: Dziękuję Ci bardzo.
D: Antuś choć idziemy do łózia.
A: Nieee niechce aaaaa....
D: Hej, ale posłóchaj musisz iść spać, a rano tu przyjedziemy i wasza mama tu zostanie.
MSV: Tak i będę dzwoniła jak coś nie martw się.
D: No choć.
A: Dobla, a mogę zośtawic Fijipowi misia.
D: Oczywiście będzie mu raźniej, połóż mu. - Antek położył mu misia przy głowie.
A: Flapi pilnuj Fijipa i Pamniętak powieć Aniołkowi, że nie wolno mu go ziabielać.
D: Napewno będzie wiedział choć.
- wziełem go na ręce i wyszedłem.
K: Idziecie?
D: Tak Antka trzeba położyć, a gdzie Bee?
K: Poszła do domu i wyobraź sobie, z nazwała mnie przyjebem.
D: Kurcze przykro mi.
K: Mnie też, niech załuje taka partia jej przeleciała koło nosa.
D: Może potrzebuje czasu?
K: Może, nie wiem. - no nic podwieść was?
D: Jakbyś mógł.
K: Jasne chotcie.
Udali się razem do auta, blondyn przypioł chłopca w foteliku, potem sam wsiadł i odjechali.
Po dziesięciu minutach byli na mniejscu.
D: Dzięki Radał, wezmę Antka i lecę bo trzeba go położyć.
K: Jasne nie ma problemu, jak coś to dzwoń.
D: Okej dzięki, opla idziemy. - mały się wtulił, a ja wsiadłem znim do windy.
Pech chciał, że znowu trafiłem na tą sąsiadke, co ona jakiś radar ma!
S: Teraz zboczeńce się za dziecko wzieliście?
D: Słucham? To brat Filipa jak musi pani wiedzieć i są bardzo ze sobą zrzyci i jego mama tu znim przyjechała.
S: Ty mi tu oczu nie mydl ja swoje wiem!
A: Tata mówi, zie takie śtale tolby powinny się psiewlaciać bokiem w tlumnie!
D: Antek! - zatkałem mu buzię i zaczołem się smniać!
S: Pfff też coś, nie wychowany gówniarz.
A: Mam wieksie ajkiu niź taka tolba na gziby!
D: Antek proszę cię! - nie powinienem śmniałem się, a to wredne babsko, znowu było pomidorem.
My weszliśmy do domu, odkładalem klucze, a Antek zawołal z salonu.
A: Dobinikkk?
D: Słucham cię Antuś.
A: Mogę śpać z Tobą plosie!
D: jasne jak chcesz, ale najpierw szybka kompiel i piżamka.
A: Dobla.
D: To wyjmij se pierzamke, a ja przygotuje wannę.
A: Mogę z psim patlolem?
D: Oczywiście jaką chcesz.
- Antek se tam wygrzebywał piżamkę, a ja przygotowywałem kompiel.
A: Mam!
D: To choć wskakuj do wanny.
- wykąpałem Antka, wytarłem i ubrałem piżamkę. - choć daj rączke, chcesz coś zjeść?
A: Nie chciem.
D: Dobra to wskakujemy do łóżeczka i pod kurde. - sam się przebrałem i położylem koło Antka, a ten się przytulił mocno i pocałowałem go w czoło.
A: Dobinik czy Filip się obudzi?
D: Napewno, jest bardzo dzielny i silny no i jest bochaterem.
A: Jak to?
D: Opowiadał mi jak uratował pieska waszej babci, przechodząc przez balkon.
A: ale to niebezpieczne.
D: To prawda, ale Filip to super bochater i ma pelerynę i dał radę.
A: Kocham go!  - zamruczał i zaczoł odjeżdżać.
D: Ja go też całym sercem i duszą.
Przytuliłem Antka i tak zasnołem.

Gdy serce nie wie czego chceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz