Nastał poranek. Chmury deszczowe były coraz mniej widoczne, a z ulewy i deszczu zrobiła się czarna mżawka, która mimo małej intensywności była w stanie doprowadzić do oparzeń, a po paru minutach do nawet śmiertelnych oparzeń. Pierwsza obudziła się Clarke. Jej blond włosy były potargane, a twarz brudna z sadzy i krwii. Spojrzała na Lexę, która chwilę później obudziła się bardzo gwałtownie. Jej oddech był szybki i głęboki a oczy szeroko otwarte. Budząc się, energicznie i przypadkowo przysunęła się do drzewa.
- Ej, ej, ej. To tylko sen- powtarzała Clarke- Wszystko okej- dodała, a Lexa powoli uspokajała swój oddech.
- Śnił mi się werter i Kadir podchodzący do nas- odparła.
- Boisz się go?- zapytała.
- Nie- zaprzeczyła- Boję się czegoś innego- dodała przełykając ślinę, a słowa komandor zwróciły jej uwagę.
- Czego?- zadała pytanie, a Lexa przetarła oczy.
-... nie rozmawiajmy o tym okej?- odpowiedziała rozglądając się- Kiedy zasnęłyśmy?- zapytała, a Clarke wzruszyła ramionami patrząc na dzika.
- Nie wiem. Ale moja kolacja się przez to zmarnowała- odpowiedziała spoglądając na spalonego dzika.
- Nasza kolacja- przerwała partnerce podchodząc do dzika i obracając go- Ale jego druga strona będzie idealna- dodała patrząc na Clarke- Głodna?- zapytała lekko uśmiechając się.
- Bardzo- stwierdziła, a Lexa nabiła kawałek zimnego mięsa na patyk i wręczyła go Clarke. Na kolejny patyk nabiła część dla siebie i spowrotem oparła się o drzewo przegryzając mięso.
- Jest idealne...- sapnęła blondynka, a Lexa spojrzała się na siedzącą obok niej kobietę i uśmiechnęła się.
- Na pusty żołądek nawet ślimak dobrze smakuje- stwierdziła Lexa.
-... Jadłaś?- zapytała, a ona skinęła głową, powodując na twarzy Clarke małe zniesmaczenie.
- Nim zabrali mnie do Polis, moim domem było Tondc. Wychowywałam się tam, gdy panował głód... Mama często gotowała mi ślimaki, gdy brakowało mięsa- odpowiedziała, a Clarke spojrzała na Lexe przypominając sobie słowa Costii: "Zabiliście jej rodziców".
- Ja... Przykro mi z powodu twoich rodziców- przerwała Clarke, a na twarzy Lexy pojawiło się zdziwienie.
- Wiedziałaś?- zapytała.
-...Costia mi powiedziała. Zginęli przez nasze rakiety- oznajmiła ze smutkiem na twarzy.
- To prawda, ale Costia robi wszystko, aby odsunąć Cię ode mnie- powiedziała- Nie powinna Ci tego mówić- dodała- Walka moich rodziców dobiegła końca.
- Byliby dumni z tego kim się stałaś- odparła, a Lexa kończyła jeść swój kawałek mięsa.
- Nie istotne. Gdy dokończysz, ruszamy dalej- oznajmiła wyrzucając swój patyk do spalonej sterty.
- Nie zjesz więcej?- zapytała- Wzięłaś mały kawałek- dodała marszcząc brwii, a Lexa kiwnęła głową odmawiając.
- Nie. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej będziemy na miejscu. Tam zjem- odparła biorąc łyka z końcówki wody, która następnie podała partnerce.
- W obozie pewnie jedzenie i woda się kończy...- stwierdziła Clarke wyrzucając puste naczynie, a Lexa zaczęła wycinać nie spalone, ugrilowane mięso i spakowała je do torby owijając w papier.
- Weźmiemy do obozu- powiedziała- Jeśli Helia jest w obozie, pewnie wyślą ją na polowanie i po wodę- dodała.
- Jaka jest Helia?- zapytała Clarke wyrzucając patyk z mięsa i wstając.
CZYTASZ
The 100~ Płomień Komandorów
Adventure~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Od miesiąca Clarke Griffin zauważa dziwne, niekontrolowane zachowanie płomienia komandorów. Doświadcza również przerażających snów, przez które jest na wyczerpaniu. Clarke boi się, że ostateczne starcie było tylko początkiem...