XXV. Kosmos

9 1 0
                                    

Dzisiejsza noc była bardzo pracowita i ciężka, a zwłaszcza dla Raven przygotowywującej statek do lotu. Przewody i instalacje znajdowały się na dole. Było tam bardzo ciasno, ale Raven dawała radę. Przewody nie były zerdzewiałe, czy przepalone. Były w dość dobrym stanie, sprawdziła czy wszystko się trzyma, a następnie przeszła do drugiej komory, w której były silniki. To zajęło jej najwięcej czasu. Musiała niektóre kable wymienić, a pomogła jej w tym Helia podając wszystko o co Raven będąca w swoim żywiole prosiła. Widząc, że w zbiornik jest do połowy pełny, cofnęła się wychodząc z komory. Spojrzała na Helię obserwującą styki, kable i ster, po czym wzięła ogromny karnister i ruszyła w stronę komory.

- Przyniesiesz mi jeszcze dwa karnistry?- zapytała, a Helia kiwnęła głową i wzięła jeden karnister idąc z Raven. Podczas gdy Raven uzupełniła jeden ze zbiorników, Helia wzięła pusty karnister, a podała jej pełny. Była komandor zaniosła pusty karnister i wzięła trzeci pełny, po czym ponownie podała go Raven.

- Dużo Ci roboty zostało?- zapytała Helia, a Raven uzupełniła trzeci zbiornik.

- Tak. Muszę sprawdzić sprawność silników, sprawność systemu i ustabilizować ster na komputerze- odpowiedziała. Helia zapytała czy zdąży zrobić to do świtu, a Raven sama nie wiedziała. Robiła co w jej mocy, aby zdążyć, w końcu los klanu Sengakru ponownie został w jej mechanicznych rękach. W tym samym momencie zmieniały się warty. Przy oknie stanęła Diyoza, Clarke i Lexa, a przy drzwiach Octavia i Costia będąca już prawowitym członkiem klanu. Wszyscu złapali za broń i wymierzyli nimi w stronę stojącej armii. W dłoni Luny widniała pochodnia, a lwy wydawały przeraźliwy ryk mający przypominać o nadchodzącej bitwie. Drapały ziemię, były bardzo agresywne, lecz stały w miejscu i czekały na rozkazy. Clarke wciąż nie rozumiała jak doszło do powstania posłusznych warterów i przerażał ją widok ich piany wylatującej z pyska. Kobiety nie odrywały wzroku od Luny i jej armii.

- Myślisz, że Raven się wyrobi?- zapytała Lexa nie odrywając wzroku od armii.

- Tak. Ufam jej- odpowiedziała Clarke z pełnym przekonaniem.

- Dobrze. Mam nadzieje, że się uda- odparła komandor zauważając jak Luna i jej Werter odwracają się do tyłu- Coś się dzieje...- dodała Lexa przyglądając się w większą uwagą.

- Ktoś tam jest- stwierdziła Diyoza- rozpoznajesz?- zapytała, a Lexa w końcu zauważyła wyraźniej twarz.

-...Kemji- powiedziała- On kontroluje armię- stwierdziła.

- Ma jakieś...

- Urodził się inny- przerwała Lexa blondynce- Kontrolował zwierzęta. Robił z nimi co chce... Dlatego jest nazywany mistrzem umysłu- dodała patrząc jak Luna odwracaja się spowrotem w stronę kapsuły- Kadir i Amantha przyjdą pewnie za jakieś trzy godziny- stwierdziła, a godzinę później ich szepty przerwało nietypowe drganie statku. Lexa przeraziła się odwracając swój wzrok od stojącej wokół armii- Co to?- zapytała słysząc szum.

- Raven... Robi próby- odpowiedziała Clarke.

- Nie podoba mi się to- odparła Lexa.

- To normalna procedura- oznajmiła Diyoza- sprawdzenie silników, instalacja, programowanie.  Jest na sprawdzaniu silników- stwierdziła.

- Ile zajmuje instalacja i programowanie?- zapytała komandor.

- Zależy. Czasami krótko, a czasami długo, ale spokojnie Lexa. Świt dopiero o szóstej. Ma jeszcze cztery i pół godziny- powiedziała Clarke.

- To chyba źle?- zapytała Lexa.

- Po prostu musi się spieszyć- oznajmiła. Minęły kolejne dwie godziny. Charmaine wyciągła krótkofalówkę- Raven jak tam?- zapytała.

- Jest dobrze. Silniki działają. Ostatnie szlify i dam znać żebyście zeszli- oznajmiła rozłączając się, a Lexe westchnęła uśmiechając się wraz z Clarke.

- Mówiłam. Raven jest najlepsza- stwierdziła Clarke patrząc na coraz bardziej rozzłoszczone białe lwy- Coraz bardziej się wściekają- dodała.

- Tak wygląda ich strategia. Mają za zadanie nas nastraszyć- odpowiedziała Lexa- Jest i Kadir z Amanthą- dodała spoglądając na komandora i jego wojowniczkę.

- Nie wygląda na silną- stwierdziła Clarke przyglądając jej się. Była bardzo chuda. Miała rude kręcone włosy i duże usta. Na oko miała około trzydzieści lat. Ubrana była tak samo jak Kadir. Długa ciemna szata z kapturem z niczym charakterystycznym.

- Ale jest bardzo zdolna. To mistrzyni Clarke. Nie ma dla niej równych. Jest bardzo szybka i spostrzegawcza. Szybko zauważa luki w walce- zapewniła komandor- Walka z nią to głupota i turaj Helia miała rację- dodała. Mijały kolejne godziny, aż powoli zaczęło robić się jasno. Pora bitwy nadchodziła, a gdy Kadir i Amantha stanęli po środki obozu, Lexa, Clarke i Diyoza zaczęły się martwić.

- Gotowe, możecie zejść- powiedziała Raven przez krótkofalówkę uspokajając się. Helia zebrała członków z pokoi, a Clarke, Lexa i Diyoza zeszły chwilę po nich. Wszyscy byli już zapięci. Raven siedziała przy sterze i dopytywała czy wszyscy są gotowi. Gdy dostała zezwolenie na start, odpaliła silniki. Róg zadmił, a armia zaczęła zbliżać się do statku.

- Co się stało?- zapytała Hope- Czemu stoimy?

- Cholera. Nie wiem!- krzyknęła Raven- Wszystko jest dobrze- dodała.

- Armia na nas idzie- stwierdziła Lexa- Już po nas- dodała nerwowo, a chwilę później rozpoczęło się odliczanie przez komputer.

            ...dziesięć
            ...dziewięć
            ...osiem
            ...siedem
            ...sześć
            ...
            ...zero.
Rozpoczynamy procedurę startu

Statek odleciał w ostatniej chwili. Część lwów spłoneła przez ogień z silników, a mina Kadira była bezcenna. Lexa, Helia i Costia przerażone wybiciem trzymały się pasów i zaciskały zęby. Panikowały najbardziej, gdy ich uszy zaczęły się zatykać, a statkiem zaczęło telepać na boki. Był to efekt wybicia z atmosfery. Komputer odliczał minuty do wejścia w kosmos, a już chwilę później komputer ogłosił, że odpięcie pasów jest możliwe. Wszyscy odpięli pasy i udali się do góry.

- To nie koniec podróży- oznajmiła Raven- Jesteśmy w kosmosie, ale jeszcze musimy trafić na naszą planetę- dodała.

- Obowiązuje zakaz otwierania drzwii- oznajmiła Clarke- Nie zostajemy tu na długo, lecz tlen warto mieć w zapasie- dodała, a członkowie wyszli ciasnego pomieszczenia z pasami przy ścianie. Lexa zatrzymała się przy jednym z okien, a chwilę później podeszła do niej Clarke. Lexa była przerażona i za razem zachwycona. Widok planety, jakiego nigdy nie widziała stworzył w niej zupełnie nowe odczucie, którego nie mogła nazwać. Lexa spojrzała na Clarke uśmiechając się.

-... To jest... Wow...- stwierdziła nie mogąc dokończyć.

- Wiem- odparła przytulając się do Lexy i podziwiając wspólnie planety z góry. Po parunastu kolejnych sekundach patrzenia na gwiazdy, Lexa spojrzała na Clarke swoimi świecącymi, rozmarzonymi oczami i pocałowała ją w usta. Czuły się niesamowicie, lecz nie tylko one. Murphy i Hope dawali sobie masę buziaków na tle planet, Miller i Jordan oglądali gwiazdy trzymając się za ręce, Gaia wraz z Indrą nie mogły się napatrzeć. Helia stała natomiast wraz z Raven i Costią, która również była zafascynowana widokami. Octavia i Diyoza jako jedyne stały w kącie rozmawiając o planecie, na którą zmierzają.

The 100~ Płomień KomandorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz