VIII.4.

205 31 19
                                    

– Czuję, Jack. Myślisz, że to wystarczy, żeby pokonać wszystkie przeciwności?

– Przypominam ci, że ja też nie chciałem się w to pakować – zaśmiał się nerwowo – ale nie dowiemy się, jeśli nie damy sobie szansy. Powiedziałaś mi, że chcesz spróbować życia u boku normalnego mężczyzny. Czy to nadal aktualne?

– Chcę się z tobą spotykać, Jack. Dać nam szansę – przyznała szczerze. – Ale trochę się boję.

– Czego najbardziej?

– Że się nie uda. – Spuściła głowę.

– Spójrz na mnie, skarbie. – Uniósł jej brodę i spojrzał prosto w oczy. – Jeśli ma się udać, to oboje musimy w to wierzyć. I oboje na to pracować.

– A co ty się taki mądry zrobiłeś? Byłeś kiedyś w jakimś związku?

– Nie. Chyba żeby tak nazwać chodzenie z dziewczyną w liceum.

Ellie się zaśmiała.

– A ja byłam w jednym związku, który okazał się na pokaz.

Do Jacka dopiero dotarła zaskakująca konkluzja.

– Czy Cardwell był... twoim pierwszym mężczyzną?

– Nie! – zaprotestowała gwałtownie. – Na szczęście nie.

– A dużo ich było? – Nie mógł się powstrzymać.

– Jack! Czy ja się pytam, ile przeleciałeś panienek?

Zawstydził się. Miała rację. Nie powinien był być tak bezpośredni w tej kwestii.

– Pocieszę cię, jeśli powiem, że nie liczyłem i nie ma żadnej listy? – zażartował.

– Nie bardzo. – Szturchnęła go w ramię.

– A jeśli powiem, że chcę, żeby nie było już żadnej innej?

– Może ci uwierzę... kiedyś.

– Mogę zacząć cię już przekonywać? – spytał.

– Próbować zawsze możesz – odparła.

Jack zbliżył się, a potem ją pocałował, nie czekając dłużej. Tak bardzo mu jej brakowało...

Ellie poczuła, że robi jej się gorąco, myśli się rozmywają, a ciało reaguje jednoznacznie na jego bliskość. Chciało więcej Jacka. Cholernie go chciało.

– Jack... – westchnęła. – Czemu musisz być taki pociągający?

– Słoneczko, wracajmy już może, bo ciężko mi trzymać ręce przy sobie. – Tym razem to on westchnął. – To ty działasz na mnie jak magnes od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem.

– Marny z ciebie pochlebca.

– To żadne pochlebstwo.

– Zostaniesz na kolacji? – Zmieniła temat.

– Zostanę.

– A po kolacji?

– Też, jeśli mnie zaprosisz.

– A co z twoją mamą?

– Już lepiej, Jeremy jutro odbierze ją ze szpitala. Mogę wrócić do domu dopiero jutro wieczorem.

– To dobrze. Nadal uważam, że się za bardzo pośpieszyliśmy, ale nie umiem z ciebie zrezygnować.

– Nie będę ukrywał, że mnie to cieszy. – Uśmiechnął się i przytulił ją, a potem pocałował w czoło. – Wracamy?

DZIEWCZYNA Z WYŻSZYCH SFEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz